Co zobaczyć w Tunezji
Afryka,  Chebika,  Tunezja

Chebika, malownicza oaza u podnóża Gór Atlas i pechowa końcówka wycieczki

Czy na pustyni jest tylko pustynia? Okazuje się, że nie, że są tam urocze zakątki otoczone gajami palmowymi, które kryją życiodajną wodę w postaci schowanych wśród skał zielonych jeziorek. Właśnie dojeżdżamy do jednego z takich miejsc. Chebika to najbardziej wysunięta na południe i położona przy przejściu granicznym z Algierią oaza. Dojechać tu można jedynie samochodem terenowym z napędem na cztery koła. Życie oazy uzależnione jest od wody. Chebika istnieje dzięki źródle tryskającemu z górskich skał. W starożytności, mieściła się tu osada rzymska Ad Speculum, później służyła jako górskie schronienie dla Berberów.
W starożytności, mieściła się tu osada rzymska Ad Speculum, później służyła jako górskie schronienie dla Berberów. Ta stara osada została znacznie zniszczona przez powódź w 1969 roku, obecnie miejscowa ludność mieszka w komfortowej Nowej Szabice położonej na górskiej równinie.
Po wysiadce z jeepa uderza nas fala gorąca, na zewnątrz panuje niemiłosierny skwar. Udajemy się za naszym przewodnikiem na początek szlaku, gdzie znajduje się restauracja, sklepik i darmowe toalety. Pan Mucha oddaje nas w ręce tutejszego przewodnika, który ma nas oprowadzić po całej oazie. Człowiek ten tryska humorem i co chwilę posyła nam wiązankę swoich żartów i szeroki uśmiech. Widoki zapierają dech w piersiach, aż trudno uwierzyć, że taki świat istnieje naprawdę. Wiele scen z filmów Gwiezdne Wojny Epizod IV oraz Angielski Pacjent były kręcone właśnie w tej oazie.
1163.JPG 1177.JPG

“Szukam żony jak szalony! Coca cola Polska gola!” Nasz nowy przewodnik co chwilę popisuję się znajomością języka polskiego;) I cały czas motywuje nas do wspinaczki…

1179.JPG

 

Z góry dobrze widać pozostałości starej osady. W czasach Rzymskiego panowania znajdował się tu posterunek graniczny Cesarstwa Rzymskiego. Miał on bronić żyzną prowincję Afrika przed najazdami Berberów. Z kolei jeszcze w XIX wieku przebiegał tędy szlak karawanowy ze Wschodu za Zachód. Niestety ruch karawan zaczął zamierać i dziś mieszkańcy oaz utrzymują się turystyki oraz z plonów ze swych ogrodów.
1180.JPG

Z oddali widać przymocowaną skał kozicę i przepiękne Góry Atlas. Przed nami pojawia się wąska szczelina. Trzeba pomyśleć sobie życzenie i jeśli się przez nią przeciśniemy, to oczywiście się spełni. Ja akurat nie ma tym najmniejszych problemów;)

1186.JPG 1196.JPG

W tym wąwozie doskonale widać zachowane muszelki, pięknie lśnią w jasnym słońcu.
1206.JPG
Idziemy dalej. Co chwilę odwracam się za siebie i nie mogę nacieszyć się tym widokiem!
1207.JPG

Dochodzimy do miejsca, skąd widać już turkusowe źródełko ukryte wśród skał. Każdy przyspiesza kroku, by jak najszybciej zażyć długo oczekiwanej ochłody…

1212.JPG

 

Coraz bliżej…

1217.JPG

 

 …i bliżej…

1216.JPG

I jest! Całe źródełko tylko dla nas. Spadają ubrania i wszyscy pędzą do wody… oprócz mnie:( Oczywiście strój kąpielowy został w pokoju i nic poradzić na to nie mogę.

1234.JPG 1241.JPG 1243.JPG 1254.JPG 1248.JPG 1252.JPG 1259.JPG   1263.JPG 1264.JPG 1267.JPG

 

Po orzeźwiającej kąpieli ruszamy w drogę powrotną. Nagle nie wiadomo skąd pojawiają się sprzedawcy przeróżnych minerałów i róż pustyni. Docieramy w końcu do miejsca, gdzie już czeka na nas pan Mucha.  To tutaj znajduje się największa róża pustyni, jaką widziałam.
1274.JPG

Wsiadamy w nasze jeepy i wzdłuż Gór Atlas ruszamy na obiad. Podróż ma trwać około 30 minut. Jedziemy konwojem, jednak po jakimś czasie odległości między samochodami robią się coraz większe. Nasz jeep jest mniej więcej w środku tego rajdu, a nasz kierowca ciśnie całkiem porządnie. W pewnym momencie odbiera jakiś telefon, hamuje, ktoś coś krzyczy na zewnątrz. Zawracamy i skręcamy w prawo, reszta samochodów podąża za na nami, jednak ci, co byli przed nami pojechali prosto. Trasa się zmienia, teraz pędzimy wprost na Góry Atlas, by potem wzdłuż masywu mknąć ponownie szutrową drogą. Widoki niesamowite!
1276.JPG 1282.JPG

Obiad jemy w jakiejś małej miejscowości. Widać, że zjeżdżają tu wszystkie wycieczki z Sahary. Restauracja jest duża, jednak wnętrze wcale nie zachęca. Wyglądem bardzo przypomina nasze stołówki z czasów PRLu. Jeepów, który pojechały dalej nie ma. Na obiad trochę czekamy, najpierw muszą być obsłużone inne grupy. Po jakimś czasie na stół wjeżdża przystawka w postaci sałatki, mimo że średnio wygląda, surowe warzywa kuszą. A co tam, pomidorki i cebula znikają z mojego talerza. Drugie danie również nie jest lepsze, trochę kurczaka i kuskus. Najlepsze z tego wszystkiego jest piwo i cola. Kiedy my już kończymy drugie danie, do środka wpada reszta ekipy. Po ich minach widać, że coś się wydarzyło. Okazuje się, że się zgubili. Trzy jeepy pojechały prosto, a tam czekała na nich przeprawa przez rzekę utworzoną z wczorajszej ulewy. Droga była nieprzejezdna, jednak na miejscu były już koparki, które usypywały most, niemniej woda ciągle płynęła dość ostrym nurtem. Kierowcy nie chcieli zawracać i zdecydowali się pokonać rzekę wpław. To chyba dość ryzykowne? Na szczęście wszystko poszło dobrze. Po pokonaniu rzeki kierowcy wysadzili pasażerów z samochodów i zostawili gdzieś przy jakiejś szutrowej drodze, ich czas już się skończył. Powiedzieli, że zaraz ktoś po nich przyjedzie, ale nikt się nie zjawił, ekipa czekała ponad godzinę na ostrym słońcu nie wiadomo gdzie, aż jakiś miejscowy się zainteresował i pomógł im zorganizować transport. Szczerze przyznam, że to już było przegięcie. Przewodnik zostawił część ekipy bez opieki i jakiejkolwiek pomocy, a były w tej grupie także osoby starsze. Oczywiście pan Mucha nie miał sobie nic do zarzucenia i nawet na forum wyraził swoje zdanie. Po obiedzie ruszamy w dalszą drogę. Przed nami ostatni punkt wycieczki Kairouan. Widoki wciąż piękne. 
1293.JPG 1294.JPG

Nagle autobus zaczyna się trząść i zwalnia, zatrzymujemy się, coś chyba ze skrzynią biegów. W końcu udaje się odpalić i jedziemy dalej, z tym że musimy dojechać na obecnym biegu. Jeśli autobus się zatrzyma, to koniec. Droga jest pusta, nawet na wzniesienie udaje się wjechać… nie udaje się jednak przewidzieć jednego, konwoju pogrzebowego w przydrożnej miejscowości. Tłum ludzi ciągnie główną ulicą i nijak da się go ominąć. Kierowca wciska hamulec, pyr pyr pyr… dojeżdżamy do najbliższego zajazdu i tu nasze zwiedzanie się kończy. Przewodnik dzwoni po drugi autobus, jednak zanim po nas przyjedzie minie trzy godziny. Co teraz? Na kolację nie zdążymy na pewno, Kairouanu nie zobaczymy. Niektórym puszczają nerwy, wywiązuje się kłótnia z przewodnikiem, robi się bardzo nieprzyjemnie. Jedna para zarzuca mu kłamstwo i mało poważne podejście do grupy, co bardzo go obraża. Widać, że dla Tunezyjczyka to poważna obelga. W efekcie przewodnik organizuje kolację w zajeździe, na którą również trzeba trochę poczekać, gdyż właściciel nie spodziewając się gości dopiero jedzie po zakupy. Czas zabijamy w sklepie przy restauracji, w którym jak się okazuje, są całkiem normalne ceny. Kupuję tu dwie butelki tunezyjskiej oliwy oraz mały bębenek. Na horyzoncie widać zbliżającą się ulewę, słońce powoli zachodzi, co tworzy piorunujący efekt na niebie.
1337.JPG 1336.JPG

Kolacja jest pyszna, a porcje wielkie. To jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji. Robi się ciemno. Po ponad trzech godzinach przyjeżdża drugi autobus, o wiele lepszy od tego, który dali nam na wyprawę na Saharę. Zaraz, czegoś tu nie rozumiem? Jak można wpakować ludzi do takiego grata i wysłać w tak daleką podróż, w podróż na pustynię? Biuro Sun&Fun się nie popisało. Jak się okazuje, to nie jest pierwszy raz, awaria autokaru dość często się im zdarza. Zmęczeni i zdenerwowani wsiadamy do autobusu i wracamy do hotelu.

1357.JPG 1358.JPG

 

Poprzednie relacje:
Wschód słońca nad Chott El Jerid i słodki gaj daktylowy, czyli co jeszcze kryje Sahara
Al Dżamm, Berberowie i pustynna karawana, czyli pierwszy dzień wyprawy na Saharę
Jeep Safari, czyli Gwiezdne Wojny pośrodku pustyni oraz piękne Góry Atlas

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *