wycieczka z ao nang
Ao Nang,  Azja,  Tajlandia

4 islands tour, czyli wyspy w okolicach Ao Nang

Tajlandia, a szczególnie Morze Andamańskie usłane jest niezamieszkanymi niewielkimi wyspami z pięknymi lagunami. Spora część takich wysepek znajduje się w okolicach Krabi i Ao Nang, które stanowią doskonałą bazę wypadową. Niestety nie ma możliwości dostania się tam na własną rękę, trzeba skorzystać z usług z jednej z licznych agencji turystycznych. I tak właśnie robimy. Ceny w biurach są podobne, niemniej warto porównać przynajmniej dwie oferty, by mieć lepsze rozeznanie. Jest w czym wybierać, więc przygotujcie się na prawdziwy dylemat… Phi Phi, Wyspa Bonda, Rajlay czy Koh Lanta to najbardziej znane wyspy w tej okolicy, ale są też mniejsze, co nie znaczy, że mniej urokliwe. My decydujemy się na tzw. “4 islands tour”, podczas której odwiedzimy cztery wyspy: Phra Nang, Chicken, Poda oraz Tup.

Koniecznie trzeba się targować, targować aż do upadłego. Oczywiście na początku i druga strona będzie twardo obstawać przy swoim, jednak nie dajmy się zwieść. Nam udaje się cenę 600 THB zbić do 350 THB, czyli prawie o połowę. To jest cena za osobę, w przeliczeniu na złotówki wychodzi wówczas około 35 PLN. Łódka zabiera maksymalnie 25 osób. Jest także opcja wynajęcia prywatnej łodzi. Przy sześciu osobach jest to koszt 600 THB za osobę, co i tak jest bardzo korzystną ceną, bo przecież jest to wycieczka całodniowa. W cenę wycieczki wliczony jest transport z hotelu, lunch na jednej z wysp, woda, ubezpieczenie oraz sprzęt do snurkowania.

Około 8:30 przy naszym hotelu zjawia się samochód, dowożący do portu. O dziwo, reszty ekipy jeszcze nie ma. Jesteśmy przekonani, że odpływamy z portu Ao Nang. Tymczasem auto zawraca i jedzie w przeciwnym kierunku, zabierając po drodze kolejnych wycieczkowiczów. Reszta ekipy dołącza jako ostatnia. Okazuje się, że odpływać będziemy z innego miejsca niż to jest przewidziane w planie. Longtail już czeka, więc wszyscy po kolei wsiadają na łódkę.

3277.JPG 3279.JPG

PLAŻA PHRA NANG

Pierwszy przystanek to słynna plaża Phra Nang ze słynną Jaskinią Księżniczki. Jeśli ktoś nie zdążył zjeść śniadania, tutaj może kupić sobie jakąś tajską przekąskę. Przy brzegu zacumowany jest longtail, obwieszony tabliczkami z menu. Widoki powalają. Woda jest czyściuteńka, a piasek mięciutki. Szczególną uwagę zwraca samotna strzelista wyspa, wyrastająca na wprost plaży. To Koh Rang Nok. Można do niej dopłynąć wypożyczonym kajakiem. Ze skały, tuż nad wodą, zwisa mnóstwo naciekowych sopli, co tworzy przepiękną mozaikę. Podobnie jak na Railay, na tyłach plaży Phra Nang wznoszą się wapienne klify, tworząc prawdziwy raj dla tych, którzy kochają wspinaczkę.

3310.JPG 3314.JPG 3315.JPG 3319.JPG 3320.JPG

Tham Phra Nang, czyli Jaskinia Księżniczki to dość osobliwe miejsce. Znajduje się na końcu plaży w grocie jednego z klifów. To od niej wzięła się nazwa całej okolicy. Kim jest lub raczej kim była Phra Nang? Na jej temat krążą dwie legendy. Jedna mówi, że Phra Nang to imię mitycznej hinduskiej księżniczki, która utonęła w wodach zatoki ok. III w. p.n.e. i od tej pory czuwa nad tutejszymi rybakami. Druga zaś przedstawia Phra Nang jako żonę tutejszego rybaka, który pewnego razu wypłynął na połów i już nie wrócił. Kobieta resztę życia spędziła właśnie w owej jaskini, wypatrując łodzi swojego męża. Rybołóstwo to niewątpliwie męska rzecz i być może dlatego darami składanym księżniczce w nadziei na obfite łowy są, uwaga…, przeróżnej wielkości i koloru drewaniane penisy. Wokół tego specyficznego rodzaju podarków krąży jeszcze jedna legenda, a mianowicie niektórzy twierdzą, że Phra Nang zmarła, będąc jeszcze dziewicą i właśnie dlatego jej duch tego rodzaju darów potrzebuje najbardziej.

shrine in Princess CaveŹródło: https://www.flickr.com/photos/127508165@N06/16657891727

Odpływamy z Phra Nang… klify tej zatoki to jeden z najpiękniejszych krajobrazów Tajlandii…

3334.JPG 3336.JPG

WYSPA KOH PODA

Drugi przystanek to niewielka wyspa Koh Poda oddalona o 25 minut drogi łódką od Zatoki Księżniczki. Na horyzoncie pięknie malują się właśnie klify Phra Nang. Malutka Koh Poda ma nie więcej niż 1 km szerokości, porośnięta jest rzędami palm i niemalże cała otoczona piaszczystą plażą o białym miękkim piasku. Mamy tu tylko 45 minut, by nacieszyć się krajobrazem, plażą i czystą wodą. Fale są całkie silne, więc ze snurkowaniem ciężko. Kilka kroków od plaży można kupić małą przekąskę. Tym razem daje się skusić na słynną sałatkę z zielonej papai. Pali jak diabli, ale jest naprawdę pyszna!

3344.JPG 3351.JPG 3353.JPG 3354.JPG

WYSPY KOH KHAI / KOH CHICKEN

Gdy tylko dopływamy do Koh Khai, od razu staje się jasne, skąd taka nazwa tego miejsca. Koh Khai oznacza Wyspę Kurczaka, a nazwa pochodzi od formacji skalnej, łudząco przypominającej głowę tegoż ptaka. Tutaj nie schodzimy niestety na ląd, a zatrzymujemy się jedynie na snurkowanie. Już z łódki można zobaczyć, co kryje podwodny świat.

3370.JPG 3373.JPG 3395.JPG 3390.JPG 3383.JPG

WYSPY KOH TUP, KOH MOR I KOH KHAI

To ostatni punkt programu, według mnie najpiękniejszy, tutaj też mamy najwięcej czasu, by nacieszyć się widokami. Koh Tup to również niewielka wyspa z piękną plażą i czystą wodą. W czasie dużego odpływu wyłania się tu piaszczysta grobla, którą można dojść na dwie sąsiednie maleńkie wysepki: Koh Khai i Koh Mor. My trafiamy właśnie na odpływ, dzięki czemu możemy ponownie spędzić trochę czasu na pobliskiej Wyspie Kurczaka. Koh Mor jest chyba najmniejsza z całego towarzystwa i leży tuż obok Koh Tup. Zaraz po zacumowaniu zostaje podany lunch. Ryż, sosy oraz kurczak, wszystko dobrze doprawione, jedzenie smakuje wybornie.

3444.JPG 3448.JPG 3451.JPG 3453.JPG

Po jedzeniu na chwilę zaglądamy na Koh Mor, po czym od razu udajemy się na sąsiednią Koh Khai. Po grobli można jeszcze przejść prawie suchą nogą, przez chwilę woda sięga do kostek, a potem idziemy już po miękkim piasku. W końcu nieco się rozpogadza i można powygrzewać się na słońcu. Kiedy już docieramy na Koh Khai, odwracamy się i stajemy przodem do Koh Tup… widok jest nieziemski, piaszczysta laguna, prowadzi do wyspy, a na horyzoncie ponownie widać klify Phra Nang. Szkoda, że nie można zatrzymać się tu na dłużej.

3460.JPG 3465.JPG 3475.JPG 3476.JPG 3477.JPG 3478.JPG 3479.JPG 3480.JPG 3481.JPG

W tak pięknych okolicznościach przyrody czas biegnie zadziwiająco szybko. Trzeba się zbierać. Kiedy kroczymy w wodzie już po kolana i na horyzoncie wypatrujemy naszego longtaila, nagle z naprzeciwka dostrzegamy biegnącą osobę z obsługi. Okazuje się, że jesteśmy spóźnieni i wszyscy siedzą już w łodzi i czekają tylko na nas. Ale jak to? Przecież dokładnie pamiętam godzinę zbiórki. Szybkim krokiem idziemy za panem Tajem, okazuje się, że poprzez przypływ łódka znajduje się już w znacznej odległości od brzegu i teraz musimy się tam jakoś przetransportować na nogach. Na bosaka to dość trudne zadanie, w stopy wbiją się kamienie i kawałki rafy, do tego jakieś małe rybki zdają się urządzać sobie polowanie na moje łydki i to do tego stopnia, że skóra na nogach jest w paru miejscach poprzecinana. W końcu udaje się wdrapać na łódź. Wszyscy rzucają nam dziwnie nieprzyjazne spojrzenia… ale my przecież przybyliśmy na czas?

Do Ao Nang wracamy około 16:00. Z czystym sumieniem polecem właśnie tę wycieczkę, jest to świetna okazja, by zobaczyć, co kryje w sobie zatoka, a kryje niesamowite cuda natury. To już nasz ostatni dzień pobytu w tym rejonie. Wieczorem jedziemy na lotnisko i wracamy do Bangkoku, gdzie spędzamy jeszcze jedną, ostanią noc w Tajlandii.

Termin wyjazdu: styczeń 2014

6 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *