Okolice Kaszanu co zobaczyć
Azja,  Iran,  Kaszan

Okolice Kaszanu, nocleg w karawanseraj oraz czerwona wioska Abyaneh

Zgodnie z umową po zwiedzaniu Kaszanu udajemy się na pustynię, gdzie mamy spędzić noc pod rozgwieżdżonym irańskim niebiem. Zanim jednak tam dotrzemy po drodze czeka nas jeszcze kilka atrakcji. Wszystko wliczone jest w cenę 125 EUR za dwie osoby, któa obejmuje nie tylko zakwaterowanie w karawanseraj, ale także zwiedzanie okolicznych zabytków oraz transport do Esfahanu. Mahmood zabiera się z nami jako nasz osobisty przewodnik i opiekun. Cała wycieczka przebiega w bardzo wesołej atmosferze, pan kierowca nie omieszka zasypać nas niezliczoną ilością pytań, żartując przy tym bezustannie.

Podziemne Miasto 

Pierwszym punktem, w którym się zatrzymujemy jest Podziemne Miasto Ouyi (Noushabad), położone na północ od Kaszanu. To miejsce nie tak dawno udostępniono zwiedzającym, a zostało wydrążone przynajmniej 1500 lat temu. To, co kryje się pod ziemią to plątanina korytarzy, jaskiń, komór, służących jako pokoje i tworzących prawdziwe podziemne miasto, w którym kiedyś ukrywali się mieszkańcy przed inwazją obcych wojsk. Głębokość wydrążonego systemu zaczyna się od 4 metrów, a miejscami dochodzi aż do 18, tworząc 3 główne poziomy.

511.JPG 515.JPG

Aran & Bidgol Holy Shrine

Następnie robimy krótki przystanek w sanktuarium, które wprost rzuca nas na kolana. Znane także jako Shrine of Hilal ibn Ali, usytuowane jest w wiosce Aran va Bigdol, położonej 15 km od Kaszanu. Uwagę zwracają rozstawione tutaj zdjęcia żołnierzy, poległych w wojnej z Irakiem (1980-1988), tutaj znajdują się także ich groby. Mauzoleum jest niezwykłą budowlą pod względem architektonicznym, ozdobiona kolorową mozaiką fasada pięknie połyskuje w słońcu. Na fronotwej ścianie wiszą jak zawsze portrety dwóch wielkich przywódców szyickich, ajatollaha Ruhollah Chomeiniego oraz jego następcy ajatollaha Ali Chamenei.

520.JPG 522.JPG 524.JPG 527.JPG 542.JPG

Jesteśmy tu niemalże sami, po krótkiej chwili dołącza pozostała część wycieczki, trzy pary jadące innymi samochodami. Mamy także okazję zajrzeć do środka meczetu (wstęp bezpłatny), czadory obowiązkowe… cisza, podniosła atmofera, gdzieniegdzie modlące się kobiety. Pod koniec zostajemy poczęstowani herbatką, przy której w spokoju możemy jeszcze przez chwilę podziwiać tę perełkę irańskiej architektury.

528.JPG 533.JPG

Pustynia Maranjab

Z meczetu jedziemy już od razu na pystynię. Jednak zanim dotrzemy do miejsca naszego noclegu, zatrzymujemy się jeszcze na piaszczystych wydmach pystyni Maranjab. Słońce powoli zaczyna chylić się ku zachodowi, a my możemy poczuć wreszcie piasek pod naszymi stopami. Oczywiście zanim zdejmę buty, upewniam się, że nic mi tutaj nie grozi, żaden wąż czy skorpion nie czai się w nagrzanym piasku. Zostawiam Kingę i Mahmooda i udaję się na spacer po irańskiej pustyni… i ponownie, to miejsce mamy tylko dla siebie, zero tłumów, zero handlarzy czy sprzedawców zimnej coca-coli, tylko piasek, słońce i wiatr we włosach.

552.JPG 560.JPG 569.JPG 581.JPG 594.JPG 607.JPG 613.JPG

Słone Jezioro

Po odpoczynku na wydmach piasek zamieniamy na sól, zatrzymujemy się bowiem na słonym jeziorze, skąd ciągle wydobywa się sól. W oddali widać ciężarówki transportujące ów biały surowiec. Biały… no właśnie, skoro taki kolor ma sól, to i dno owego jeziora również powinno być tego kolorou, takie zresztą zdjęcia oglądamy w folderze. Zdjęcia do złudzenia przypominają pustynię solną w Boliwii. To jednak, co ukazuje się naszym oczom w ogóle nie przypomina pocztówkowych zdjęć, kolor jeziora jest brudno szary, tworzący coś w rodzaju wielkiej sieci. Podobno w tym miejscu sól z powierzchni została już zebrana, natomiast ciągle kryje się ona pod spodem. I rzeczywiście… nie omieszkamy przekonać się o tym osobiście, przebijając szarą skorupę i dostając się do bielusieńkiego środka.

666.JPG 624.JPG 645.JPG

Słońce zaczyna już zachodzić, co jeszcze bardziej potęguje magię tego miejsca. Podczas krótkiego postoju dostajemy przekąski w postaci arbuza, po czym panowie kierowcy rzucają taneczne wyzwanie drugiej części wycieczki, a honor ratuje rosły Czech, którego kręcenie bioderkami w niczym nie ustępuję ruchom irańskich kolegów.

641.JPG 670.JPG 673.JPG 676.JPG

Karawanseraj na pustyni Maranjab

Do hotelu docieramy, kiedy jest już porządnie ciemno. Niebo jest czyściuteńkie, a ilość gwiazd wręcz powalająca. Karawanseraj to nic innego jak dawny zajazd dla karawan, które niegdyś wędrowały tym szlakiem. Miejsce dawało schronienie przed palącym słońcem, pozwalało zregenerować  siły podczas długiej podróży. Owe zajazdy budowane były wzdłuż szlaków handlowych w krajach arabskich oraz właśnie w Persji, znane były już nawet w starożytności, zaś szczególną popularność zyskały od IX wieku. W Iranie znaleźć ich można bez liku i to dosłownie. Na przełomie XVI i XVII wieku Szach Abbas zarządził budowę 999 karawanserajów na trasie Jedwabnego Szlaku. Wszystko po to, by strudzeni podróżni mieli zapewnione bezpieczne miejsce do odpoczynku. Odległość między zajazdami nie była duża, wynosiła od 30 do 50 km, co akurat pozwalało na przemieszczanie się między nimi w ciągu jednego dnia.

Karawanseraj, w którym nocujemy został zbudowany na planie kwadratu. Obecnie mieści się tutaj hotel, który gości zarówno turystów, jak i miejscowych, a szczególnie lokalną młodzież, gromadzącą się tu w weekendy, by dać upust swojej młodzieńczej energii. Podobno alkohol się leje, nogi same rwą się do tańca, a dziewczyny zrzucają hidżab, manifestując tym swoją chwilową wolność, bo przecież na pustyni Allah nie widzi. My niestety jesteśmy tutaj w środku tygodnia, więc nie trafiamy na żadną imprezę, wręcz przeciwnie… jest spokojnie i cicho, jesteśmy tu jedynymi gośćmi. I jak się potem okazuje, tylko Kinga i ja zostajemy na noc, reszta wraca do miasta. Lekka konsternacja, dwie turystki i grupka irańskich mężczyzn w tak odludnym miejscu… wymieniamy z Kingą znaczące spojrzenia, ale nie wszczynamy paniki, bo tak naprawdę nie ma się przecież czym przejmować.

682.JPG 696.JPG

Skoro teraz to miejsce zaadoptowane zostało na hotel, to zapewne i pokoje, i infrastruktura zostały ulepszone. A jednak nie… pokoje ciągle wyglądają jak za czasów dawnych karawan, czyli de facto jest to rodzaj kamiennej alkowy, wyłożonej kocami, dodatkowo można skorzystać z poduszek. Łazienka i toalety znajdują się poza murami, umieszczone zostały w małych kontenerach. Nam oczywiście wcale to nie przeszkadza, noc w takim miejscu to niesamowite przeżycie.

688.JPG

To tutaj zjadamy jedną z najlepszych kolacji w całym Iranie, najsmaczniejszą i do tego pod rozgwieżdżonym niebem. Na stół wjeżdża moja ulubiona pasta z bakłażana, grillowane mięsko z kurczaka fantastycznie przyprawione, sałatka Szirazi oraz tradycyjne chlebki. Do picia oczywiście gorąca herbata, a na deser zielone pistacje, którymi częstuje jeden z uczestników wycieczki. I tak sobie siedzimy pod tymi gwiazdami, smakujemy, gazwędzimy… po czym reszta ekipy się żegna i rusza w drogę powrotną, a my myszkujemy po karawanseraju, zaglądamy do innych pokoi i pomieszczeń, po czym udajemy się na pustynię, by na chwilę oddalić się od świateł i podziwiać niebo w pełnej krasie.

685.JPG 702.JPG 705.JPG

Wczesnym rankiem pod karawanseraj podchodzą wolno żyjące wielbłądy. Co ciekawe, można do nich spokojnie podejść i nawet pogłaskać, choć tylko Mahmood ma w sobie tyle odwagi. Zwierzęta przychodzą do wodopoju, podobno często można je tu spotkać.

_DSC4509.JPG _DSC4511.JPG _DSC4513.JPG

Zdj. Kinga Kozłowska

Śniadanie jest skromne, ale wystarczające. Standardowo na stole pojawiają się tradycyjne chlebki, do tego jajko oraz serek. Najlepiej smakuje gorąca herbata, która nieco otrzeźwia i budzi mój ciągle jeszcze zaspany organizm. Cóż, spanie na twardej podłodze nie należy do najprzyjemniejszych, jeśli ktoś nieprzyzwyczajony, to budzenie się co jakiś czas gwarantowane. Po śniadaniu szybkie pakowanie i ruszamy dalej.

716.JPG 715.JPG 708.JPG 723.JPG

Po drodze odwozimy jeszcze Mahmooda, a potem już z samym panem kierowcą ruszamy do Abyaneh i Natanz. Słynna irańska wioska o ceglastym kolorze położona jest 80 km od Kaszanu. Podróż mija nam szybko, a to za sprawą niesamowitych widoków, jakie możemy podziwiać zza okna taksówki. Krajobraz nie jest wcale jednostajny, pustynia zmienia swoje oblicze co kilkanaście kilometrów od zywkłego żwiru czy piasku, przez dziwnie uformowane pagórki aż po skaliste góry, majaczące na horyzncie. Jako że wioska położona jest właśnie w górach, ostatnia część drogi jest niezwykle malownicza.

750.JPG 794.JPG 806.JPG 814.JPG 842.JPG 861.JPG

Wioska Abyaneh

Abyaneh jest jedną z najstarszych wiosek w Iranie, w której ciągle toczy się życie, co prawda wolno i bardzo ospale, ale właśnie ów charakter sprawia, że warto tu zajrzeć, bo czas się tu po prostu zatrzymał. To, co od razu rzuca się w oczy, to ściany domów o ceglastym kolorze, które pokryte są czerwoną gliną. Wioska położona jest niezwykle malowniczo na zboczu wzgórza, warto udać się na przeciwległe, by zobaczyć ją z innej perspektywy.

868.JPG

Kierowca podwozi nas pod same wejście i kiedy my udajemy się na zwiedzanie, on czeka na nas na pobliskim parkingu. Już pierwsze kroki uliczkami Abyaneh przenoszą nas w inny wymiar. Czerwone domy, mury, wszystko ma tu ceglasty kolor… cisza, spokój, nic się nie dzieje, od czasu do czasu przemknie osiołek, na progach domów przesiadują miejscowe kobiety, których głowy zdobią tradycyjne chusty w kwiaty… plotki, ploteczki, czyli dzień jak co dzień. Część zabudowań ewidentnie nadszarpnięta jest już zębem czasu, ale to właśnie nadaje temu miejscu szczególnego charakteru. Uliczki stanowią tu swoisty labirynt, można długo kręcić się pomiędzy budynkami i w spokoju odkrywać coraz to nowe zakamarki. Mieszkańcy wioski połsugują się tzw. “starym farsi”, który jest zbliżony do języka partyjskiego.

935.JPG 936.JPG 887.JPG 890.JPG 874.JPG 881.JPG 941.JPG 946.JPG

A gdy się zgłodnieje, można zakupić bardzo smaczną przekąskę w postaci suszonych jabłek, która sprzedawana jest co kilka króków. Panie w chustach bardzo skutecznie zachwalają swoje towary, co kończy się udaną transakcją i pamiątkowym zdjęciem.

900.JPG 903.JPG 958.JPG

W wiosce znajduje się także meczet, do którego warto wstąpić. Znajduje się tu mały taras widokowy, choć niestety rosłe drzewa zasłaniają dużą część krajobrazu. Wejście do meczetu w przypadku kobiet jest możliwe tylko w czadorach, które czekają w holu. Co ciekawe, w budynku można doszukać się podobnych elementów architektonicznych jak w Persepolis.

910.JPG 911.JPG 916.JPG 917.JPG 920.JPG

Meczet w Natanz

Po ponad godzinnym eksplorowaniu wioski udajemy się na parking i ruszamy w dalszą drogę. Kolejnym punktem na mapie jest miejscowość Natanz, a konkretnie przepięknie zdobiony meczet. Tak naprawdę ów rejon znany jest jeszcze ze względu na jedną rzecz, a mianowicie kompleks nuklearny. Znajduje się on niedaleko głównej drogi, prowadzącej z Kaszanu do Esfahanu. Świadomość bycia tak blisko nuklearnej energii może przyprawić o gęsią skórkę, tym bardziej, że po drodze mija się wielkie tablice ostrzegające. Oczywiście obowiązuje bezwględny zakaz fotografowania zabudowań, nawet z okien taksówki czy autobusu.

Natomiast tutejszy meczet Masdżed-e Dżame jak najbardziej fotografować można, a nawet trzeba, gdyż jego elewacja to jedna z najpiękniejszych, jakie spotykamy w Iranie. Uwagę zwraca pięknie zdobiona brama, której mozaiki połyskują w słońcu wszelakimi odcieniami turkusu. Meczet został wzniesiony w XIV wieku za panowania dynastii Ilhanidów, która rządziła w tym rejonie po rozpadzie imperium mongolskiego.

1003.JPG 995.JPG 997.JPG 1002.JPG

Obiekt składa się z dwóch części, jedna to sam meczet z dziedzińcem i salą modlitewną oraz wysokim minaretem, druga zaś to przyległe mauzoleum. Warto choć na chwilkę zajrzeć do środka.

981.JPG 986.JPG

Po obejrzeniu meczetu udajemy się już bezpośrednio do Esfahanu, gdzie zatrzymujemy się na dłużej, ale o tym będzie już w kolejnym wpisie.

Termin: październik 2015

5 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *