Belgia piwem i czekoladą płynąca i pachnąca frytkami… cz.1. Gandawa
Cała Belgia, jak i Gent to raj dla rowerzystów. Czy to lato, czy zima zawsze i wszędzie pełno rowerzystów, w końcu co się dziwić, ścieżki rowerowe oraz wielkie rowerowe parkingi są wszędzie. A i moda rowerowa też jest, najlepiej długie kozaki i dekolt do pasa, można jeszcze zarzucić długi zwiewny szal 🙂 W swojej karierze kilka rowerów w moim posiadaniu było, zepsuł się jeden, to zaraz za grosze kupowałam następny, używany oczywiście. I nawet śnieg mi nie przeszkadzał w dopedałowaniu do celu. Parę razy nawet udało mi się dotrzeć aż do Holandii, wycieczka jednodniowa, trochę forsowna z uwagi na fakt zbaczanie nieco ze szlaku:) A parkingi wyglądają właśnie tak. I jak tu teraz swój rower znaleźć??? Czasem to był nie lada wyczyn, zwłaszcza po kilku dniach nieobecności.
Smaki i zapachy
Belgia to niewątpliwie raj dla piwoszy i łasuchów, belgijskie czekoladki nie mają sobie równych, a “French fries” to tak naprawdę wynalazek Belgów. Grubo krojone bardzo ziemniaczane frytki jedzone przeważnie z majonezem, pachną obłędnie.Piwny raj
Podobno Belgowie mają aż 360 gatunków piwa, po jednym na każdy dzień roku. Pięć pozostałych dni zarezerwowanych jest dla tych, których jeszcze nie ma na rynku, ale niedługo zostaną wymyślone. Jednak prawda jest taka, że belgijskich piw jest grubo ponad tysiąc. Nie sposób wymienić wszystkie, a przyznać muszę, że podczas mojego rocznego pobytu spróbowałam tylko niewielką ich część i oczywiście kilka z nich znalazło się na liście moich bardzo ulubionych. Na etykietach oprócz samej nazwy, znajdziemy również informacje na temat ich mocy i tak: dubbel (dwójniak, 5-8%), tripel (trójniak, ponad 9%), quadrupel (czwórniak, nawet ok. 13%). Z pewnością mogę polecić Leffe blond – piwo Trapistów o mocy 6,6% (styl: pale ale), Duvel – piwo jasne bardzo wytrawne i orzeźwiające o intensywnym zapachu chmielu, smaczku może dodawać zapach startej skórki cytrynowej, moc 8,5 % (styl: ale), Westmalle Trappist Trippel – piwo jasne o goryczkowym smaku polączonym z przyjemnym zapachem owoców chmielu, moc 9,5% (styl: klasztorne tripel), Westmalle Trappist Bubbel – piwo ciemne o wyjątkowym smaku, wzbogaconym ziołami, pozostawiające świeży posmak goryczki, moc 7% (styl: klasztorne double), wszystkie rodzaje Chimay (czerwone, niebieski i triple) – czerwone to najstarsze piwo Trapistów, warzone od 1862 roku, miedziany kolor, kremowa piana oraz delikatny aromat moreli stanowią o jego atrakcyjności, moc 7% (styl: klasztorne, Grimbergen Blond – receptura tego piwa została opracowana w XII wieku, odmiana ta łączy w sobie łagodność i goryczkę, moc 6,7% (styl: klasztorne), Grimbergen Trippel – receptura pochodzi również z XII wieku, moc swoją zawdzięcza potrójnej fermentacji, moc 9% (styl: klasztorne), no i oczywiście Hoegaarden – piwo pszeniczne aromatyzowane pomarańczami z Curacao i kolendrą w wyniku czego powstaje niezwykły cytrusowy posmak, moc 8,5% (styl: pszeniczne). Jak widać belgijskie piwko moc ma, kolega wymiękł;)
Czekoladowy raj
Ile czekolady wchłonęłam podczas mojego pobytu? Hm, naprawdę nie wiem:) Nie tylko kubki smakowe nacieszyć można, ale i oczy. Tam wszystko jest z czekolady, wszystko!
Jedzonko
Po pierwsze, frytki z majonezem. Takich to nie ma chyba nigdzie na świecie. I jak nie przepadam za fast foodem, tak ten wynalazek mogłabym jeść codziennie. Po drugie, owoce morza, szczególnie małże i krewetki, ale również kalmary, ośmiornice i ośmiorniczki, a także i ostrygi. Jeśli ktoś lubi takie żyjątka, to również jest to raj dla smakoszy. W marketach półki się uginają, w akwariach pływają jeszcze żywe morskie stworzonka. W zasadzie po raz pierwszy skosztowałam tam tych smakołyków, małże przyrządzone w białym winie, pycha! Również i z kalmarami miałam przyjemność, chociaż może samo przyrządzanie przyjemnie nie było, szczególnie czynność odcinania główek (brr, brzmi nieco makabrycznie), niebieski atrament pryskał pod całkiem sporym ciśnieniem. Po trzecie, tradycyjna flamandzka potrawa Gentse waterzooi (gandawska śmieciucha), to gęsta zupa przyrządzana z ryb, warzyw oraz ziół. Ta akurat do gustu mi nie przypadła jako że przed podaniem mieszana jest z żółtkami, ratuje ją tylko przyprawieniem śmietaną. Zapomniałabym o ślimakach… do Francji rzut beretem, więc i ten francuski przysmak również kupić można i to przyrządzony na wiele sposobów.
Jeśli chodzi o miejsca, gdzie można skosztować czegoś dobrego, to polecam cenione również przez Gandawczyków następujące punkty (tanio i dobrze):
– restaurcja De Avonden, Ham 39, pycha jedzonka jak u gandawskiej babuni,
– restauracja De Orchidee, Vlaanderenstraat 105, tania i zdrowa kuchnia tajska,
– Frietketel, Papagaaistraat 89, najlepsza fryciarnia w Gandawie w bardzo urokliwej kamienicy,
– Het Druppelkot, czyli jenevercafe, Groentemarkt 12, jedno z najbardziej znanych miejsc w Gandawie, serwowany jest tu tylko jenever o wielu owocowych smakach. To gin o gęstej konsystencji z dodatkiem owoców jałowca, tradycyjny napój alkoholowy Holandii i Flandrii. Kieliszek opróżnić trzeba jednym haustem i próbować kolejny smak.
Gentse Feesten
Odbywa się zawsze pod koniec lipca i wtedy Gandawę ogarnia muzyczno-taneczne szaleństwo. Na dziesięciodniowy festiwal przyjeżdża około dwa miliony uczestników, w całym mieście odbywa się jeden wielki koncert pod gołym niebem, podczas którego usłyszeć można niemal wszystkie style i gatunki muzyki rozrywkowej. Największa zabawa jest zawsze na Graslei, gdzie na centralnym kanale pojawiają się nawet pływające sceny. Zabawa trwa do białego rana.
Jedna z największych atrakcji Gandawy. Położony w centrum miasta, tuż nad rzeką Leie, która stanowi jego naturalną linię obronną. Został zbudowany w XII wieku przez hrabiego Filipa Alzackiego. Można go zwiedzać za niewielką opłatą. W każdej sali dostępne są opisy poszczególnych eksponatów w języku flamandzkim, francuskim, niemieckim i angielskim. Z zamku można podziwiać przepiękną panoramę całego miasta. W zamku znajduje się duża kolekcja broni oraz Muzeum Tortur z przedmiotami i maszynami, stosowanymi ówcześnie do wyciągnięcia od poddanych cennych informacji.
Piękna stara dzielnica Gandawy z małymi domkami przy malutkich wąskich uliczkach z licznymi kafejkami i barami.
2 komentarze
Marcin BWZ
Hej, przeanalizował sobie oba Twoje wpisy na temat Belgii i lepiej w moich oczach wypada… Gandawa. Szkoda, że tak mało u Ciebie zdjęć, ale dość trafnie oddają klimat miasta, szczególnie te z pierwszej części. Belgia ma swój specyficzny klimat, który właśnie w najbliższym czasie planuję nieco zgłębić.
celwpodrozy
Hej, to bardzo stary wpis, z 2013 roku, więc i jakość inna:) Może pomyślę nad odświeżeniem. W Gandawie mieszkałam przez rok i to miasto zdecydowanie skradło moje serce. Flandria jest bardzo ciekawa. Powodzenia w zgłębianiu:)