Jeep Safari, czyli Gwiezdne Wojny pośrodku pustyni oraz piękne Góry Atlas
Jeep Safari… oł je… kosmiczna prędkość po pustynnych wydmach wprost do wioski Gwiezdnych Wojen. Nawet mi, nie-fance tejże serii, taka perspektywa bardzo się podoba. Jeepy już czekają. Trzeba wsiadać szóstkami, najlżejsze osoby, czyli my kobiety oczywiście, wędrują na sam tył, w środku zasiadają panowie, koleżance koło kierowcy się poszczęściło, będzie miała niezłą jazdę i widoki;) Powoli ruszamy przez miasteczko, by wjechać na szutrową drogą coraz bardziej przybliżającą nas do prawdziwego rajdu. Nasz kierowca nieco się ociąga, nagle zostajemy na szarym końcu, podcza gdy reszta ostro pędzi i tylko kurz widać z daleka. Może by tak zagadnąć i powiedzieć, że my się przecież wcale nie boimy, chociaż ja nie jestem tego taka pewna;)
Próbujemy mu tłumaczyć, że może więcej gazu, może szybciej, niech przyciśnie… niestety ciężko się dogadać, kierowca mówi tylko po francusku i to też niezbyt składnie. To teraz inaczej, pokazujemy o co chodzi i chyba rozumie, bo jak się okazuje to bardzo niebezpieczne i on nie może. Tylko ciekawe dlaczego reszta tak wystartowała? Może chodzi o bakszysz? A może o samochód, droga kiepska, więc pewnie przy tego typu szaleństwach może nieco ucierpieć, mimo że to jeep. Wjeżdżamy na piaszczystą trasę i wydmy, ok… prędkość trochę wzrasta. Widoki za oknem bardzo pustynne, robi się gorąco. Jeepy miały być z klimatyzacją, i są… klimatyzacją zewnętrzną;)
W końcu dojeżdżamy do wioski George’a Lucasa. Aby zobaczyć krajobrazy pustynnej planety Tatooine, na której Luke Skywalker stawiał pierwsze kroki jako rycerz Jedi nie potrzeba wcale mieć statku kosmicznego, wystarczy dotrzeć tu w podobny sposób jak my. Ten oto krajobraz przekonał Georga Lucasa, aby nakręcić tu niektóre sceny trylogii Gwiezdnych Wojen. Na potrzeby filmu w latach siedemdziesiątych wybudowano tu miasteczko, które obecnie jest może nieco już zrujnowane, gdyż przez lata nikt o nie nie dbał, jednak nadal robi wrażenie. Zostało zbudowane dość prostymi środkami i przy bliższym spojrzeniu może zaskakiwać, że to był kiedyś plan filmowy. Była tu także szosa dojazdowa przez pustynię oraz pas startowy dla samolotów, a ekipa filmowa stacjonowała w oazie, mnóstwo mieszkańców Nefty i Tozeur miało dzięki temu przedsięwzięciu pracę. Niewątpliwie dla wielbicieli Gwiezdnych Wojen to nie lada gratka. Co dziwi, nie ma tu nigdzie żadnego straganu z pamiątkami z filmu, można za to kupić wodę, róże pustyni i inne minerały.
Wioskę otacza wysoka wydma, na którą można się wdrapać i podziwiać bezkresną pustynię. Upał daje o sobie, dziś naprawdę czujemy, co to znaczy być na Saharze.
Dalsza trasa prowadzi do przepięknej oazy górskiej Chebika. Ponownie pędzimy przez pustynne szlaki. Poruszamy się z prędkością dochodzącą do stu kilometrów na godzinę po wyboistym szlaku, który trudno nazwać drogą, jest to raczej wyjeżdżony pas ubitego kołami jeepów piasku, który tylko mniej więcej wyznacza kierunek jazdy. Po drodze mijamy trzy wędrujące wielbłądy, choć wałęsają się samotnie zapewne nie są bezpańskie, każdy wraca do swojego właściciela w poszukiwaniu wody, tak więc miejscowi nie muszą ich pilnować.
Dojeżdzamy w końcu do oazy Chebika. A co tam na nas czeka, to już w kolejnym poście..
Poprzednie relacje:
Wschód słońca nad Chott El Jerid i słodki gaj daktylowy, czyli co jeszcze kryje Sahara
Al Dżamm, Berberowie i pustynna karawana, czyli pierwszy dzień wyprawy na Saharę