Jedziesz do Tajlandii? Musisz koniecznie pójść na Khao San! – słyszę za każdym razem, gdy mówię o wyjeździe do tego kraju. Khao San Road to najsłynniejsza backpackerska ulica świata, ulica pełna kontrastów. Turysta z Zachodu może tu dotknąć prawdziwie egzotycznej Azji, by za chwilę uciec do znajomego McDonald’a. Ciągle można znaleźć tu najtańszy nocleg w Bangkoku, baza noclegowa przy samej ulicy, jak i w okolicach jest ogromna. To tutaj zjadam najlepsze pad thai przyrządzone w kuchni na wózku, piję najlepszego shake’a oraz prawie daję się namówić na spróbowanie azjatyckiego przysmaku z odwłokiem, czyli chrupiącego pasikonika. Wieczorny Khao San, mimo że zatłoczony, ma w sobie niesamowitą atmosferę luzu i relaksu.
Obok Khao San Road znajduje się równie wibrująca życiem równoległa ulica Rambuttri. Tutaj nie ma już tylu sklepików i wózeczków z jedzeniem, za to można posiedzieć sobie przy zimnym piwku i muzyce na żywo. Można tu także spróbować sangsomu, czyli tajskiego rumu z colą z kubełka ze słomką. Zwłaszcza w weekendy te dwie ulice są strasznie zatłoczone i hałaśliwe. Pełno tu straganów, budek i mobilnych wózeczków, gdzie można kupić dosłownie wszystko, czego turysta zapragnie. Znajdują się tu także setki miniaturowych agencji podróży, w których można kupić tanie bilety do najpopularniejszych miejsc Tajlandii i nie tylko. Wyruszają stąd autobusy do innych krajów regionu, takich jak Kambodża czy Laos. Nazwę “Khao San” tłumaczy się jako “zmielony ryż”, przypomina o dawniejszych dziejach ulicy, na której znajdowało się przede wszystkim targowisko dla handlarzy ryżem.
Na Khao San Road wybieramy się prosto z Ayutthai. W Bangkoku wysiadamy przy Pomniku Wolności i tam wsiadamy w autobus nr 503 (dojechać można też chyba numerem 59), który jedzie na Khao San Road. Bilet kosztuje 13 THB. Są całkiem spore korki, więc przejazd nieco się wydłuża. Oczywiście nie wiemy, gdzie mamy wysiąść, jest ciemno, a nazwy przystanków jakoś nie rzucają się nam w oczy. Pytamy zatem kogoś w autobusie i tak udaje nam się od razu trafić w dobre miejsce. Po drodze mijamy gęsto rozstawione wózeczki z jedzeniem oraz świeżo wyciskane soki. Zaczynają także wyrastać wszelkiego rodzaju bary. Znak to, że zaczyna się już rejon imprezowy.
Pierwsze wrażenie gdy wkraczamy na słynną ulicę? Głośno, tłoczno, tandetnie…
…ale to jest pierwsze wrażenie, które, wiadomo, bywa mylne. I tak jest tym razem. Im dalej zagłębiamy się w ten kolorowy jarmark, tym bardziej nas wciąga i fascynuje. Z kolejnym krokiem coraz bardziej chłoniemy atmosferę tego miejsca. Przede wszystkich smaki i zapachy, nie te z restauracji, ale z ulicznych wózeczków i straganów. Tajowie na naszych oczach gotują, smażą i przyprawiają swoje lokalne potrawy, a wszystko świeże i pachnące za naprawdę śmieszne pieniądze.
Jak już wspomniałam to tutaj jem najlepsze pad thai podczas całego mojego pobytu w Tajlandii. Danie przyrządzone w mobilnej kuchni za całe 25 THB! Pycha!
Do tego świeże soki i wielkie koktajle przyrządzane także ze świeżych owoców. Na końcu Rambuttri, tuż przy rondzie jest całkiem spory stragan z takimi pysznościami. Gdzie nie spojrzymy mango, pomarańcze, smocze owoce… i długa kolejka chętnych na owocowy napój. Koktajl owocowy kosztuje 30 THB, natomiast świeżo wyciskany sok 25 THB. To tutaj próbuję swojego pierwszego smoczego owocu (dragon fruit), zachęcona przez sympatycznego blondyna czekającego ze mną w kolejce. Owoc ten wygląda bajkowo, jego mocno różowa skórka obiecuje cudowną słodkość. Jednak uwaga, miąż wygląda zupełnie inaczej, jest biały z czarnymi malusieńkimi pesteczkami. Funduję sobie duży koktajl właśnie z tego owocu i jakie jest moje zdziwienie, gdy biorę pierwszego łyka. Wcale nie przypomina słodkiego mango, smakuje dziwnie, jak mak! To zapewne przez te małe pestki, gdyż jak się potem okaże, w kawałku smak jest już bardziej owocowy.
Po trzecie, wreszcie mam szansę spróbowania azjatyckich przysmaków z czółkami i niezliczoną ilością nóżek, a nawet skorpionów. Niestety wymiękam i nie daję rady schrupać nawet jednego. Jestem natomiast świadkiem odwagi pewnego turysty, który na moich oczach konsumuje całkiem sporego pasikonika, podobno bardzo smaczny i chrupiący. Uwaga, za zrobienie zdjęcia tymże smakołykom Tajowie pobierają opłatę w wysokości 10 THB.
Znajdziemy tu także kantory oraz stragany z wszelkimi podróbkami, od butów i ubrań przez zegarki po elektronikę. Kupimy tu t-shirty, bieliznę, spodnie, spódnice i inne gadżety. To właśnie te budki nadają nieco tandetnego charakteru temu miejscu, stanowiąc niejako pomost między lokalną atmosferą, a komercją, która także jest tu widoczna.
Coś dla ciała? Proszę bardzo. Choć i duch na tym skorzysta. Tajska specjalność, czyli masaże. W każdej chwili można wstąpić na odprężający masaż czy to całego ciała, pleców, czy samych stóp, i to za naprawdę małe pieniądze. Godzinny masaż kosztuje 220 THB, a więc 22 zł (w Chang Mai będzie jeszcze taniej bo 200 THB). U nas w Polsce nie ma szans na taką cenę. Niesamowite jest to, że leżaki do masażu porozkładane są na ulicy, a więc masowani mogą przy okazji obserwować to, co się dzieje na zewnątrz.
Na końcu Khao San Road znajduje się także Subway, tutaj można skorzystać z darmowej toalety. Skręcając w lewo wchodzimy w uliczkę, nad którą porozwieszane są żółte prostokąciki. Dojdziemy nią do ronda, a tym samym doRambuttri. Robimy dwie rundki po tych dwóch uliczkach, wstępując przy tym do jednego z hosteli, by sprawdzić cenę noclegu. Za pokój dwuosobowy trzeba zapłacić 300 THB, jednak pani w recepcji nie chce pokazać nam pokoju. Nie ma też możliwości rezerwacji. Jedyna opcja to zdecydować się tu i teraz, wtedy można obejrzeć lokum. Szczerze odradzam nocleg przy samym Khao San, jest naprawdę głośno, więc jeśli ktoś chce trochę pospać, będzie to bardzo trudne. Niemniej można znaleźć całkiem dobry pokój w okolicy, co też później robimy. Po dość długim spacerowaniu w końcu wchodzimy do jeden z knajpek. Na szczęście wolny stolik udaje się znaleźć. Siadamy, a ja rozglądam się dookoła, ciekawy wystrój, podnoszę głowę do góry i co się okazuje? Że siedzimy w dawnym starym tajskim domu na balach. U góry wciąż można rozpoznać drewniane ściany, okna i drzwi. Niesamowite! Zamawiam lampkę lokalnego wina (120 THB), Michał zaś, jako wielbiciel whiskey, funduje sobie tenże trunek, również w lokalnym wydaniu (około 250 THB). Na stół wjeżdża także zimne piwko i jakieś przekąski… jak błogo. Wolność i prawdziwy chillout… teraz już rozumiem, dlaczego niektórzy kończą swoją podróż w Tajlandii i nie wracają do kraju. Tutaj czas się zatrzymał.
Przydatne informacje:
Bilet autobusowy (autobus nr 503) z Placu Wolności na Khao San Road – 13 THB
Pad thai z warzywami – 25 THB
Pad thai z jajkiem – 30 THB
Pad thai z kurczakiem lub krewetkami – 50 THB
Grillowane mięsko na patyku – 10 THB
Świeżo wyciskany sok – 25 THB
Koktajl owocowy – 30 THB
Kieliszek wina w knajpie – 120 THB
Tajska whiskey (szklaneczka) – 250 THB
Danie w restauracji – 80 THB w górę
Opłata za zrobienie zdjęcia owadom – 10 THB
Pokój dwuosobowy w hostelu przy Khao San Road – 300 THB
Taksówka z Khao San Road do Hua Lamphong – 80 THB (co jest nieco dużo, powinno być 40-60 THB)
Tuk-tuk z Khao San Road do Hua Lamphong – 120 THB
To mięso w woreczkach wyglada obrzydliwie :p no i mysle, ze to miejsce jednak nie dla mnie – wole autentyczne miejsca, pełne lokalnych ludzi a nie te komercyjne i turystyczne.
Podobnie jak ja, wolę miejsca jeszcze nie zepsute wszechobecną komercją. Niemniej, ta ulica ma coś w sobie i jeśli tylko ponownie będę w Bangkoku, z pewnością tam zajrzę.
11 komentarzy
Ewa
Prażone pasikoniki są pycha! Chrupkie i słone, świetna przegryzka do piwa. Tylko nóżki czasem wchodzą między zęby 🙂
CELina Lisek
Hm, do piwa powiadasz… ja jednak pozostanę przy paluszkach;)
BRIGHT HEARTED
To mięso w woreczkach wyglada obrzydliwie :p no i mysle, ze to miejsce jednak nie dla mnie – wole autentyczne miejsca, pełne lokalnych ludzi a nie te komercyjne i turystyczne.
CELina Lisek
Podobnie jak ja, wolę miejsca jeszcze nie zepsute wszechobecną komercją. Niemniej, ta ulica ma coś w sobie i jeśli tylko ponownie będę w Bangkoku, z pewnością tam zajrzę.
Coconutpathway
Zapraszamy do naszej relacji z 24 godzin w Bangkoku. Piszemy o miejscach wartych zobaczenia oraz takich które zdecydowanie należy omijać.
Pingback:
Aga
Dzięki za ten wpis, przyda się w planowaniu wycieczki 😉
celwpodrozy
Nie ma za co. Polecam się:) I udanej wycieczki!
Aga
Super relacja, wielkie dzięki !!!!
celwpodrozy
Nie ma za co:)
Pingback: