Azja,  Bangkok,  Chiang Mai,  Chiang Rai

Autobusem do Chiang Rai

Są trzy opcje, żeby dostać się z Bangkoku do Chiang Rai: samolot, pociąg plus autobus i sam autobus. Najczęściej wybierana jest ta druga, no chyba że trafi się dobra promocja tanich linii lotniczych. Dlatego szukając połączenia ciężko było znaleźć informacje o autobusach, jadących ze stolicy bezpośrednio do północnego Chiang Rai. Jako że byliśmy czasowo ograniczeni, chcieliśmy znaleźć taką opcję, która umożliwiałaby nam poranne dotarcie do słynnej Białej Świątyni oraz wieczorny przejazd do Chiang Mai. Opcja druga zatem nie wchodziła w grę, gdyż przesiadka oznaczałaby dodatkowe kilka godzin. Na szczęście udało się znaleźć bezpośredni autobus, który do Chiang Mai miał dojechać we wczesnych godzinach porannych.

POCIĄG PLUS AUTOBUS

Najlepiej wziąć pociąg nocny z przedziałami sypialnymi, podobno warunki są całkiem przyzwoite. Pociągi odjeżdżają o 18:10, 19:35 i 22:00. W Chiang Mai jesteśmy odpowiednio o 8:15, 9:55 i 13:05. W Chiang Mai trzeba przesiąść się w autobus, oznacza to kolejne kilka godzin spędzonych w podróży.
Autobusy z Chiang Mai docierają do Chiang Rai albo nowszą i krótszą trasą drogą nr 118, albo starszą nr 1 (przez Phayao). Różnica odległości jest znaczna, bo 194 i 337 km, czas przejazdu to odpowiednio 3 i 6 godzin. Autobusy kursujące krótszą trasą odjeżdżają z dworca autobusowego Arcade w Chiang Mai. W Chiang Rai są dwa dworce autobusowe, jeden nieco za miastem, drugi w centrum. Warto więc się upewnić, na którym zatrzymuje się autobus, którym mamy zamiar jechać.

AUTOBUS

Z Bangkoku do Chiang Rai jeżdżą także bezpośrednie autobusy, również nocne. No dobrze, ktoś zapyta, dlaczego autobusem ma być szybciej. A no dlatego, że nocny autobus przyjeżdża do Chiang Rai o podobnej godzinie, co pociąg do Chiang Mai, z którego trzeba jeszcze jechać dalej. Tak, wiem, autobus to najmniej bezpieczna opcja w Tajlandii, liczba wypadków jest tam stosunkowo wysoka. Przeglądając Internet w poszukiwaniu połączeń, spotykam właśnie takie opinie. Również osoba z zarezerwowanego hotelu w Bangkoku radzi wziąć jednak pociąg. Niemniej, nie wpadajmy w panikę. Przewoźników jest naprawdę dużo, jest także kilka standardów od normalnych po VIP. Te ostatnie są naprawdę bardzo wygodne, posiadają dużą mniejszą liczbę miejsc, a więc mamy znacznie więcej miejsca na nogi oraz bardzo dobrą obsługę. Więcej na temat autobusów przeczytacie tu i tu. Bardzo znany i posiadający dobrą reputację przewoźnik to Green Bus. Autobusem tej firmy możemy pojechać z Chiang Mai do Chiang Rai. Inne dalekobieżne firmy to Cherdchaitour (Pierwsz Klasa), Transport Co.Ltd. (Druga oraz Pierwsza Klasa, VIP) oraz Siamfirsttour Co.Ltd. (Pierwsza Klasa Ekstra), którą my jedziemy.
Połączenie znajduję przez stronę thaiticketmajor. Najrozsądniejszą opcją wydaje się nam autobus firmy Siamfirsttour Extra First Class o 19:20. Cena 731 THB, a i liczba przystanków po drodze także niewielka. Czas przejazdu to 12 godzin, więc na miejscu powinniśmy być o 7:30. Niestety nie ma możliwości zakupienia biletów przez Internet, więc tu pojawia się problem. Rozwiązania są dwa: albo spróbujemy kupić bilety będąc już na miejscu, albo zarezerwujemy je przez hotel. Wybieramy opcję drugą i poprzez maila udaje się nam dokonać rezerwacji. Hotel pobiera opłata manipulacyjną w wysokości 50 THB od każdego biletu, którą płacimy już w Bangkoku. W kopercie dostajemy potwierdzenie mailowe, które potem mamy wymienić na dworcu na bilety.

Autobusy odjeżdżają z Północnego Dworca Autobusowego (Bangkok’s Northern Bus Station) w Bangkoku, a konkretnie z terminala Mo Chit. Na Hua Lamphong wsiadamy w metro (stacja o tej samej nazwie) i jedziemy w kierunku północnym. Bilet do stacji Kamphaeng Phet kosztuje 40 THB. System biletów funkcjonuje podobnie jak w przypadku Skytrain. Im więcej stacji się przejeżdża, tym podróż jest droższa. Bilet nie ma formy papierowej, a postać czarnego żetonu. Kupujemy go w okienku biletowym, kolejka wcale nie jest długa. Przez bramkę do stacji metra można przejść tylko z ważnym biletem, a kiedy się wysiada, również jest on potrzebny, więc uwaga: nie wyrzucamy od razu. Peron metra w Bangkoku zabezpieczony jest szklaną ścianą, której drzwi otwierają się jednocześnie z drzwiami wagonów, nie ma więc możliwości wejścia na tory. Pociąg metra wygląda całkiem nowocześnie, a klimatyzacja tak daje, że aż musimy wyciągnąć coś z długim rękawem.
1314.JPG 1317.JPG 1323.JPG 1328.JPG 1320.JPG

Wysiadamy na stacji Kamphaeng Phet. Po drodze do wyjścia mijamy stragany z jedzeniem, szybko kupuję coś, co wygląda jak pączek, jednak nie jest słodki, bo z nadzieniem krewetkowym, krabowym lub z kałamarnicami. Cztery sztuki kosztują 30 THB.

1331.JPG 1334.JPG

 

Ze stacji Kamphaeng Phet bierzemy taksówkę, którą trzeba złapać. Nam się udaje to dość szybko, bo akurat ktoś tutaj wysiada, więc taksówka podjeżdża sama. Wysiadający Taj pyta, dokąd chcemy jechać i kiedy słyszy, że to Mo Chit, nakazuje taksówkarzowi włączyć taksometr. Jak miło! Przejazd, za który płacimy 40 THB, zajmuje około 10 minut. Kierowca zatrzymuje się przed głównym wejściem.

1335.JPG 1337.JPG 1338.JPG

 

MO CHIT

Przed wejściem czekamy na drugą część ekipy, która miała złapać kolejną taksówkę. Mija pięć minut i nic, mija dziesięć, piętnaście, a ich dalej nie ma, a to oni mają potwierdzenie naszej rezerwacji. Sprawdzamy pozostałe wejścia, a także w środku i dalej to samo. Wyciągam zatem telefon i wysyłam wiadomość. Okazuje się, że kierowca ich taksówki także zawiózł ich do głównego wejścia, z tym że na drugi poziom o piętro wyżej. Jarek zdążył już wymienić rezerwację na bilety, tak więc jest dobrze. Na pierwszym piętrze oprócz małych sklepików znajduję się także coś w rodzaju bar, czyli można zjeść tu ciepły posiłek. My jednak idziemy od razu na stanowisko, jako że powinniśmy pojawić się na nim godzinę przed odjazdem autobusu, przynajmniej tak nam powiedziano i tak było napisane na rezerwacji.

1336.JPG 1341.JPG

Jak się okazuje tak naprawdę nie ma takiej potrzeby, gdyż autobus podjeżdża na stanowisko kilka minut przed odjazdem. Tak więc musimy całą godzinę czekać na dworcu. Mamy zatem okazję przyjrzenia się innym autobusom, jak np. VIP. Kiedy taki podjeżdża, zaczynamy żałować, że nie dorzuciliśmy 10 zł do biletu i nie zafundowaliśmy sobie takiego komfortu. Autobus jest piętrowy, widać, że siedzenia są bardzo wygodne i jest ich o wiele mniej niż w naszym polskim PKSie. Do tego, stewardessy wyglądają bardzo zachęcająco, długość, a raczej krótkość ich spódniczek niewątpliwie umiliłaby podróż nie jednemu męskiemu pasażerowi:) Całą akcją zarządza Taj przy stoliku ze swoim asystentem. To jemu pokazuje się bilet, a on oznacza odpowiednio bagaż. Za każdym razem, gdy podjeżdża jakiś autobus, pytamy go, czy to przypadkiem nie nasz, on zaś spokojnie odpowiada, że jeszcze nie i że jeszcze chwilę musimy poczekać, po czym po tajsku wykrzykuje coś do innych pasażerów.

1343.JPG
VIP
1348.JPG
VIP
1351.JPG 1357.JPG

W końcu podjeżdża nasz pojazd. Niestety nie przypomina autobusu VIP, nie jest piętrowy i nie wygląda za bardzo luksusowo, jednak po wejściu do środka okazuje się, że nie jest tak źle. Siadamy na przydzielonych nam miejscach i muszę przyznać, że przestrzeni na nogi mamy naprawdę dużo. Do tego w fotelach wmontowane są masażery, jeden przycisk koło siedzenia i urządzenie zostaje uruchomione, naprawdę można poczuć konkretny ucisk na plecach. Do tego fotele rozkładają się prawie do pozycji leżącej. Na wyposażeniu każdy pasażer znajduje koc oraz poduszeczkę. Naszą trasę również obsługuje stewardessa, co prawda już nie w tak kusej spódniczce, ale równie sympatyczna. Ruszamy punktualnie. Zatrzymujemy się jeszcze na jednym przystanku w Bangkoku. Po opuszczeni stolicy dostajemy mały poczęstunek – wodę, soczek, wafelka oraz coś w rodzaju drożdżówki, a także słuchawki, gdyż w fotelach wbudowane są monitorki. Podczas podróży serwowana jest także herbata oraz kawa. Gdy tak się rozglądam po autobusie, zauważam, że jesteśmy tutaj jedynymi turystami.

1359.JPG
Nasz autobus
1361.JPG 1363.JPG 1366.JPG 1368.JPG

Jako że wcześniej naczytałam się artykułów o wypadkach autobusów w Tajlandii, nie mogę zasnąć. Podświadomie czuwam i sprawdzam, jak też trasa wygląda za oknem. Podobno ostatni wypadek miał miejsce na jakichś serpentynach. Muszą przyznać, że drogom w Polsce sporo brakuje do tych w Tajlandii, mam tu na myśli autostradę z Bangkoku. Większość trasy biegnie po równym terenie, więc w końcu udaje mi się zasnąć. Budzę się już nad ranem i widzę, że z kilku pasów zostały tylko dwa, a dookoła nic więcej nie widać jak tylko gęsty las. Jest jeszcze ciemno. Kiedy zaczyna świtać, pokazuje się zachmurzone niebo, ewidentnie pogoda nie jest tu taka sama, jak w Bangkoku. Dodatkowo dookoła unosi się mgła… chyba przenieśliśmy się do zupełnie innego świata!? Ciepła herbatka, kawa i trochę lepiej. Wreszcie dojeżdżamy na miejsce, jest 7:00 rano, a więc przyjeżdżamy przed czasem. Wymięci po 12 godzinach jazdy wreszcie możemy rozprostować nogi. Temperatura jest tu naprawdę sporo niższa, a więc bluzy i długie spodnie idą w ruch. Okazuje się, że jest to dworzec poza miastem, a zatem to nie koniec jazdy. Udajemy się do środka w poszukiwaniu jakiejś informacji, chcemy także już teraz kupić bilety do Chiang Mai. Okienko Green Bus jest otwarte, spoglądamy na rozkład i decydujemy się tym razem na opcję VIP za 285 THB. Jednak jak się okazuje miejsca na VIPowskie przejazdy są wyprzedane, zostały miejsca w pierwszej klasie i to tylko na godzinę 12:30 i 18:00 wieczorem. Cena biletu to 185 THB. No dobrze, bierzemy zatem opcję wcześniejszą i rozglądamy się za przechowalnią bagażu. Idziemy także do okienka z informacją i pytamy, jak dojechać do Białej Świątyni. Pan próbuje nam coś tłumaczyć o busach, które stąd odjeżdżają, ale nie do końca rozumiemy co i jak. Przechowalni jako takiej nie ma, można jedynie zostawić bagaże w sklepiku za ladą. Hm, na ile to będzie bezpieczne i czy na pewno wszystko zastaniemy po powrocie? Plecki zabieramy zatem ze sobą.

1370.JPG 1372.JPG 1373.JPG

Nagle widzimy Ewę, która macha i coś krzyczy w naszym kierunku. Okazuje się, że znalazła autobus do Chiang Rai, który za chwilę będzie odjeżdżał ze stanowiska. Pędzimy zatem w jej kierunku… i widzimy, jak autobus właśnie nam ucieka. Nagle drzwi się otwierają i drobna Tajka coś do nas wykrzykuje i macha jakby zapraszając do środka. Autobus się zatrzymuje, a my wskakujemy do środka. To się nazywa tajska uprzejmość, oni są naprawdę niesamowici! Autobus swoje lata świetności zdecydowanie ma już za sobą, tu dopiero widać prawdziwy folklor, a trzęsie niemiłosiernie (co widać na zdjęciach). Jesteśmy jedynymi turystami, więc tym razem to my stanowimy atrakcję dla lokalnej ludności:) Bilet od Białej Świątyni kosztuje 20 THB! Jedziemy około 10-15 minut, po czym uprzejma Tajka daje nam do zrozumienia, że teraz mamy wysiąść. Okolica nie za ciekawa, ot, przyjechaliśmy na wieś. Koguty w klatkach! I to ile! Do Białej Świątyni trzeba kawałeczek jeszcze przejść. Zwiedzać można od godziny 8:00, więc jeszcze chwilkę musimy poczekać.

1387.JPG 1382.JPG 1386.JPG 1388.JPG 1389.JPG 1394.JPG

Niewątpliwa jest to podróż pełna wrażeń. Także i tym razem tajska uprzejmość w stosunku do turystów pozytywnie nas zaskakuje. A o wrażeniach z Białej Świątyni przeczytacie w kolejnym poście.

Przydatne informacje:
Bilet na metro z Hua Lamphong do Kamphaeng Phet – 40 THB
Taksówka z Kamphaeng Phet do Północengo Dworca Mo Chit – 40 THB
Bilet na autobus Extra First Class z Bangkoku do Chiang Rai – 731 THB
Bilet z dworca poza miastem Chiang Rai do Białej Świątyni  – 20 THB

Zapraszam na pozostałe wpisy z Tajlandii

4 komentarze

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *