Czy Afryka jest naprawdę dzika? Pierwsze wrażenia po powrocie z Czarnego Lądu
To była niewątpliwie podróż życia! Często słyszałam, że jeśli ktoś raz tam pojedzie, to wróci zakochany w tym kontynencie. Przyznaję, że mam podobne odczucia. Nie ma tam luksusów, przepychu (no oprócz owocowego), nie powinno włóczyć się po zmroku, warunki życia są diametralnie inne od tych, do których przywykliśmy, a jednak jest coś, co potrafi zachwycić i przyciągnąć. Piękne krajobrazy, przyjaźni i pomocni ludzie, kolorowo ubrane kobiety dźwigające wszystko na głowie (nawet wielkie walizki), roześmiane dzieciaki (niestety biedne i często wyciągające ręce po wszystko). To wszystko tworzy zupełnie inny świat od tego, który znamy. Mimo że cały wyjazd był krótki, mieliśmy okazję całkiem sporo zobaczyć. Z Dar es Salaam przejechaliśmy autobusem do Moshi, 8 godzin drogi, podczas której przez szyby obserwowaliśmy afrykańskie życie i afrykańskie krajobrazy. A widoki były przepiękne, czerwona afrykańska ziemia pięknie kontrastuje o z dziwo zielonymi drzewami i żółtymi trawami. Po safari kolejny nocleg był w Arushy, gdzie Joseph, nasz safariman zabrał nas do lokalnej knajpki, a wieczór skończył się krótkimi tańcami. Następnie przelot na Zanzibar, pobyt w Stone Town oraz relaks na plażach w Jambiani. Mam wrażenie, że życie na Zanzibarze jest nieco inne, jakby szczęśliwsze, może to ta nieustająca piękna pogoda aż tak działa? Z pewnością działa ona na Europejczyków, którzy rzucają swoje wygodne życie i osiedlają się na tej cudownej wyspie.
Przerwa na kawę w czasie czekania na autobus do Moshi:) Ciemna noc, a tu nagle przed dworcem dostrzegamy ognisko, a na nim czajniczek. Męźczyzna wita nas szerokim uśmiechem i proponuje gorącą kawę. Spokojnie, kubki są, kryją się w wiaderku. My nie mamy odwagi, ale miejscowi korzystają:)
Postój w drodze do Moshi. Tutaj pierwszy raz widzimy owocowy raj i pierwszy raz próbujemy passion fruit’a, prezent od lokalsa:)
Takie obrazki towarzyszą nam w drodze do Moshi. Kolorowo ubrane kobiety dźwigające miski oraz wiadra właśnie na głowie. Niestety biedę widać gołym okiem. Ludzie mieszkają dosłownie w lepiankach.
Spis treści
SAFARI
Tak, Afryka jest dzika! To tu na wolności żyją dzikie zwierzęta. Narodowych Parków w Tanzanii jest kilka. Te najbardziej znane to Tarangire, krater Ngorongoro oraz największy z nich sięgający aż do Kenii – Serengeti. W naszych planach znalazły się dwa z nich, jednak z racji opóźnionego lotu i przymusowego stopoveru w Stambule, mogliśmy pojechać tylko do jednego. Wybór padł na Tarangire, bo w Ngorongoro nie ma szans na spotkanie żyrafy, a to zwierzątko jakoś szczególnie chciałam zobaczyć.
W pełni zwarci i gotowi na safari. Uśmiechy nie schodzą z naszych buziek:)
Stanąć oko w oko ze słoniem czy lwem! Przeżycie niezapomniane. Wbrew pozorom słonie to bardzo niebezpieczne zwierzęta. Zdenerwowane czy spłoszone mogą stratować wszystko na swojej drodze, zwłaszcza, że wzrok mają bardzo kiepski. Dwa razy mieliśmy dosłownie spotkanie trzeciego stopnia, kiedy to nie było wiadomo, którą drogę owy osobnik wybierze, czy przypadkiem nie wprost na naszego jeepa? To naprawdę niesamowite móc zobaczyć tyle dzikich zwierząt żyjącyh w naturalnych warunkach. Te widząc zbliżający się pojazd niewiele sobie z niego robią, przywykły do kręcących się ciągle terenowych samochodów. Oprócz samych zwierząt, zdecydowanie ogromne wrażenie robi sam krajobraz stepu ciągnącego się aż po horyzont. Kolory i jeszcze raz kolory to jest to, co zachwyca.
TANZAŃCZYCY
Jadąć do Afryki nastawiłam się na to, że każdy będzie chciał ode mnie wyciągnąć kasę, bo przeciez “białasy” śpią na pieniądzach i nie wiedzą, co z nimi robić. Takie opinie słyszałam od wielu osób i dlatego od razu przyjęliśmy strategię “na biednego studenta” (rada od koleżanki). Ogólnie w ciągu całego wyjazdu nie miałam takiego odczucia. Zdarzały się przypadki, że zawyżano ceny, że chciano nam coś wcisnąć, ale to przecież normalne i zawsze trzeba się targować. Z pewnością Tanzańczycy nie są tak namolni jak inne nacje z północnej części tegoż kontynentu. Do tego są bardzo mili i pomocni; na każdym kroku słyszeliśmy: “Karibu Africa”, “Karibu Zanzibar”. W drodze do Moshi byliśmy zasadniczo jedynymi białymi na pokładzie autobusu i wyobraźcie sobie, że bardzo o nas dbali. Podczas każdego postoju tłumaczyli nam, gdzie są toalety, ile trwa przerwa itp. W knajpkach, w których jadaliśmy także spotkaliśmy się z miłym przyjęciem i gościnością.
MASAJOWIE
Tak, to też Tanzańczycy, jednak jako masajskie plemię mają swoją kulturę i tradycje. To w zasadzie największe plemię Kenii oraz Tanzanii. W drodze na safari mamy okazję zobaczyć, jak żyją i mieszkają, czym się zajmują. Prowadzą półkoczowniczy tryb życia, dlatego mieszkają w chatkach, które można szybko zbudować. To coś w rodzaju lepianki z gałęzi i trawy, oblepione mieszanką piasku oraz krowich odchodów (tak wiem!). Mężczyźni zajmują się bydłem i polowianiem i właśnie taki obrazek obserwujemy w drodze na safari. Polnymi drogami mężczyźni i chłopcy odziani w kolorowe masajskie suknie pędzą stada krów na wypas. Po drodze do Arushy wstępujemy także do masajskiej wioski, w której możemy zajrzeć do środka takiego domku. Tutaj wita nas grupa kobiet oraz ich masajski mąż. Tak, pan Masaj może mieć tyle żon, na ile go stać.
Masajowie w drodze na safri
KULINARNIE
No i tu nie będzie “achów i ochów”, ale tylko jeśli chodzi o jedzenie na głównym lądzie, bo Zanzibar to inna historia. Śniadania w Tanzanii były jeszcze jako takie, naleśniki, jajka, toasty i świeże soki. Jednak obiad czy kolacja to już było wyzwanie, szczególnie grillowane mięso gazeli czy krówki. Mięso tak gumowate, że nie byłam w stanie przeżuć nawet kęsa. Po drugiej próbie wiedzieliśmy już, że trzeba zamawiać albo kurczaka, albo ryby. Natomiast to, co serwowano na wyspie było przepyszne, w szczególności owoce morza. Przepyszne ryby, kalmary oraz ośmiornice, a jeśli ktoś nie jest fanem tychże smakołyków, też znalazłby coś dla siebie. Do tego przepyszne soki, koktajle oraz smoothies! Niebo w gębie. Mój ulubiony miks to passion fruit z papają, pycha! Jeden z najlepszych obiadów zjedliśmy na koniec Spice Tour. Sos zawierał chyba wszystkie możliwe zanzibarskie przyprawy, co mocno łechtało nasze kubki smakowe:)
Lunch po Spice Tour
Grillowana rybka pysznie doprawiona
Ośmiornica zanzibari -style
Pyszny świeżo wyciskany sok miks
TRANSPORT
Wbrew pozorom całkiem dobrze zorganizowany. Afryka kojarzy mi się z kiepskimi wyboistymi drogami, często ciężko przejezdnymi. A tymczasem prawie wszędzie na naszej trasie jechaliśmy po całkiem dobrej jakości asfalcie, no może jedynie w drodze do Moshi na dwóch odcinkach były objazdy szutrówką, ale poza tym całkiem ok. Podróżowaliśmy autobusem, samolotem, promem, jeepem oraz taksówkami. W zasadzie za każdym razem punktualnie (jedynie lot miał małe opóźnienie) i w całkiem dobrych warunkach. W autobusie serwowano dwa ciasteczka z butelką wody, coca coli lub sprite’a. Potem wjechała jeszcze dodatkowa butelka wody. Precision Air zwane Air Maybe też dało radę. Mimo złej sławy oraz tych wszystkich niezbyt dobrych opinii oceniam te linie bardzo dobrze. Co do taksówek to także byłam miło zaskoczona, porządne wozy z klimatyzacją, a nieraz nawet z przyciemnianymi szybami. Szybko, wygodnie oraz przystępnie cenowo. Z Zanzibaru do Dar es Salaam wracaliśmy promem linii Azam. Posadzili nas na samej górze, co zapowiadało przyjemną bryzę w czasie podróży. Z tym że bryza zamieniła się nagle w potężny wicher urywający niemalże głowy, więc kaptury i chusty poszły w ruch, wiało niemiłosiernie. Do tego bujało, choć ocean był bardzo spokojny. Nam to zbytnio nie przeszkadzało, ale niektórzy naprawdę potrzebowali torebek, do których jednak jakoś nie udawało się im trafić i ostatecznie wszystko lądowało na pokładzie. Przy wychodzeniu trzeba było patrzeć pod nogi, co by nie wejść w taką niespodziankę.
Lokalny transport wygląda z goła inaczej. Po ulicach suną słynne dala dala załadowane do granic możliwości, i ludźmi, i bagażami. Zazwyczaj jest to minibus z kilkunastoma miejscami w środku. Taka podróż może trwać w nieskończoność. Np. nocny dala dala z Jambiani do Stone Town wyjeżdża o 22:00, a do celu dociera o 7:00 rano!!! Odległość to około 40 km! Czasem na ulicach można zobaczyć znajomego tuk-tuka, zwanego tutaj bajaj, jednak jest to dość rzadki widok w przeciwieństwie do pomykających motocykli, na których siedzi często kilka osób.
WIDOKI
Afrykański krajobraz diametralnie różni się od europejskiego. Różnica, która od razu rzuca się w oczy to intensywnie czerwona ziemia. Z zielenią drzew oraz żółcią traw daje to przepiękie kolorowy obrazek. Akacje (inne niż u nas), olbrzymie baoaby czy smukłe palmy kokosowe nie pozostawiają wątpliwości, na jakim kontynencie człowiek się znajduje. Do tego góry, bo Tanzania to także kraj górzysty. W drodze do Moshi właśnie takie krajobrazy nam towarzyszyły przez większość czasu. A w samym Moshi czekała na nas najsłynniejsza góra Afryki Kilimandżaro! Ten widok powalił na kolana. Mam nadzieję, że kiedyś stanę na jej szczycie i z jej wysokości spojrzę na afrykański świat.
ZANZIBAR
Raj raj raj! Tylko tak mogę określić to miejsce. Zjdęcia nie kłamały, tu naprawdę jest obłędnie pięknie. Pierwsze kolory niebiesko-turkusowego oceanu zobaczyliśmy na Wyspie Niewolników, na którą udaliśmy się ze Stone Town. Potem jednak gdy stanęliśmy na plaży w Jambiani, opadło nam wszystko, co mogło opaść! Biały piasek w połączeniu ze wszystkimi kolorami niebieskiego oceanu na horyzoncie, zanzibarskie łódeczki zagrzebane w piasku i czekające na przypływ, kolorowo ubrane kobiety zbierające algi oraz szumiące wysokie palmy kokosowe… Coś pięknego! Odpływy są tutaj dwa razy na dobę, jeden rano, drugi wieczorem. Rano woda odpływa około 9:00-10:00 (choć może się to wahać), a przypływa około 14:00-15:00 (też z wahaniami). Po wieczornym przypływie, ocean pojawia się na nowo nad ranem. Mieszkaliśmy w domkach na samej plaży, szum fal był tak głośny, że nie pozwalał spać. Jambiani to miejsce zdecydowanie dla osób szukających spokoju i chcących poznać tradycyjne zanzibarskie życie. Zaraz za bungalowami znajduje się prawdziwa afrykańska wioska, małe chatki ala lepianki, kozy biegające między domkami, dzieciaki w mundurkach przesiadujące pod palmami w przerwie lekcyjnej… To wszystko trzeba zobaczyć na własne oczy, by zrozumieć i poczuć klimat tego miejsca. Wiem jedno, na Zanzibar z pewnością wrócę, jeśli tylko będę mogła. Dla mnie to raj!
3 komentarze
Lucyna
Zazdroszczę. Mi się marzy Afryka już od dawna, ale jakoś nie mam odwagi się zebrać, zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń na tym kontynencie. Może za jakiś czas. Bardzo chciałabym pojechać na safari, to musi być fanatstyczne przeżycie.
marita
Wspaniałe, piękne, zjawiskowe! My byliśmy w Tanzanii (newpoland.pl/tanzania-podroz-informacje-o-kraju) udało nam się spełnić to marzenie i była to zdecydowanie podróż naszego życia. Bliskość spotykanych zwierząt zapamiętam do końca życia. Teraz planujemy podróż do Australii! 🙂
celwpodrozy
Pięknie… a jak ciągle myślę o powrocie do Tanzanii, bo czuję niedosyt i mam wrażenie, że ten kraj kryje w sobie o wiele więcej.