Cel z kamerą wśród zwierząt
W takim miejscu jak Tarangire nie sposób nie wcisnąć guzika “Record”. Tylko w ten sposób można utrwalić obrazy i sprawić, że później za każdym razem przy odtwarzaniu przeniesiemy się jeszcze raz w to miejsce. A to miejsce jest szczególne. Zwierzęta żyjące na wolności, w swoim naturalnym środowisku to rzadki widok. Trzeba pokonać tysiące kilometrów, by coś takiego ujrzeć. Zanim zdradzę Wam szczegóły związane z safari, chcialabym Was zaprosić na krótkie spotkanie z mieszkańcami Tarangire.
Słonie chyba najliczniej zamieszkują ten teren (może z wyjątkiem antylop). Można je spotkać dosłownie na każdym kroku. Wędrują najczęściej w grupach, choć można także spotkać pojedyncze osobniki. Taki właśnie osobnik wyrasta nagle przed nami, gdy wchodzimy w zakręt. Joseph daje po hamulcach i zatrzymujemy się dosłownie 3-4 metry przed nim. Wrażenie niesamowite! Stresu trochę jest, bo niewadomo, w którą stronę ruszy, a słoń potrafi staranować wszystko. Na chwilę wszyscy zamieramy.
Innym razem udaje się nam podpatrzeć całą rodzinkę słoni. Mały jest naprawdę słodki, szczególnie gdy próbuję się podrapać ocierając o drzewo. Tutaj także przeżywamy moment grozy, bo wielki tatko maszeruje wprost na nas! Wygląda na to, że za chwilę rozdepcze nas niczym pudełko zapałek.
I jeszcze jedna gromadka wcinająca coś z drzewa…
Czy pisałam już, że żyrafy to moje ulubione safaryjskie zwierzątka? To właśnie je chciałam zobaczyć najbardziej. Są fantasyczne! Smukłe z długą szyją, która sięga czubków drzew. Potrafią naprawdę szybko biegać. Za każdym razem, gdy blisko podjeżdżamy, bacznie się nam przyglądają.
A zebry? Są i zebry. Jednak jest ich stosunkowo mało w porównaniu ze słoniami czy żyrafami. A przynajmniej nam udaje się je spotkać chyba tylko trzy razy. Ale za to raz w całkiem dużym stadzie. Oto nad wyschniętą rzeką wszystkie jak jeden mąż wypinają się do nas swymi pasiastymi tyłkami, jakby chciały powiedzieć: “Mamy was głęboko w …”:) Nam ich pasiaste tyłki bardzo się podobają i nie mamy nic przeciwko takim widokom:)
Zobaczenie antylop gnu to także było moje marzenie, które się spełniło. Antylopy gnu wydają z siebie bardzo charakterystyczne dźwięki, coś w rodzaju buczącej betoniarki. Migrują zawsze z zebrami, jak gdyby chciały wzmocnić swoje szanse w walce z drapieżnikami.
Za małpami ogólnie nie przepadam, ale gromadka spotkana w Tarangire okazała się być nad wyraz zabawna. Jedna drugiej grzebie w futrze jak by sprawdzała, czy jakieś robactwo się tam nie zalęgło. Jednak hitem są dwa maluszki, hasające sobie po gałęziach.
A nas sam koniec nie lada gratka. Mamy niezwykłe szczęście, bo udaje się nam zobaczyć prawdziwego drapieżnika. Lwy, bo o nich mowa ciężko tu spotakć. Jeden z nich, w zasadzie małe lwiątko przecina nam drogę, po czym wdrapuje się na pobliskie drzewo i tam ostrzy swoje pazurki. Dwa inne wylegują się pod drzewem, zupełnie nic sobie nie robiąc z tłumu gapiów.