Safari w Tanzanii w Parku Narodowym Tarangire
Jak już wiecie, safari miało być dwudniowe z noclegiem w namiotach gdzieś pośród afrykańkiej sawanny w Parku Narodowym. Jednak opóźniony lot z Warszawy pokrzyżwał nasze plany. Na szczęście safari całkiem nie przepadło, udało się poobserwować dziką naturę przez jeden dzień. Na wyprawę wybraliśmy park Tarangire, jako że podobno był bliżej od Ngorngoro (choć nie jestem tego taka pewna) oraz dlatego, że żyją w nim żyrafy, które tak bardzo chciałam zobaczyć. W Ngorongoro żyraf podobno nie ma, są natomiast tak rzadkie czarne nosorożce, które kiedyś, mam nadzieję, także uda mi się zobaczyć.
Cena jednodniowego safari podana przez Josepha w mailu to 155$, jednak już na miejscu w czasie ustalania szczegółów nagle pada kwota prawie o 100$ wyższa! Ale jak to? Zapewne Joseph chce odbić sobie stracony dzień, jednak to jest o wiele za dużo. Całą korespondencję mam wydrukowaną, jednak ciężko znaleźć ostatecznie potwierdzoną kwotę, bo całość ma kilka stron. W końcu udaje się pójść na kompromis i ustalamy cenę 205$ z podwózką na lotnisko po safari. Więcj na temat kosztów oraz agencji organizujących safari przeczytacie tu.
Od jakiegoś czasu zaczęły do mnie dochodzić negatywne komentarze na temat agencji Josepha. A to się nie pokazał, a to nie dotrzymał warunków umowy… w zasadzie z nami też był nie do końca fair, gdyż ustaloną cenę musieliśmy ustalać raz jeszcze na miejscu. W związku z tym nie ma co sobie nerwów szarpać. Biur lokalnych w Tanzanii jest mnóstwo. I wiecie… czasem warto trochę dopłacić niż potem mieć zepsuty wyjazd. Aktualnie mogę polecić dwie agencje Unique Jungle Tours (mają dobre ceny) oraz Foot Slopes Tours & Safaris.
Oto świeży komentarz od jednego z uczestników safari z Josephem. Komentarz jest ze stycznia 2019 roku.
Na safari wyruszamy zaraz po śniadaniu o 7:30. Po drodze zatrzymujemy się w Arushy, gdzie Joseph musi wymienić pieniądze w banku oraz jak się okazuje zorganizować nasz lunch, który mamy spożyć na safari. Czekamy tu ponad godzinę, zaczynamy się już porządnie niecierpliwić. Hakuna matata, mówią wszyscy dookoła… Wreszcie ruszamy dalej. Po drodze trzeba zatankować, więc zostajemy wysadzeni przy jakimś wielkim sklepie z pamiątkami, a nasz młody kierowca jedzie dalej… i znowu czekamy. Mija jakieś 20 czy 30 minut, gdy nasz jeep w końcu podjeżdża. No teraz to już na pewno prosto na safari! Jedziemy i jedziemy i nic… nagle skręcamy na plac, na którym panie handlują ręcznie wykonaną biżuterią. O nie! Tym razem jasno mówimy Josephowi, że nie na to się z nim umawialiśmy. Samochód zawraca. Droga nieco się dłuży, jest już dawno po 12:00. No ale przecież hakuna matata… Co prawda widoki za oknem piękne, po drodze ciągle mijamy Masajów pędzących swoje bydło, ale my z niecierpliwością wyczekujemy głównego punktu programu. Około 1:00 dojeżdżamy na miejsce. I co się okazuje? Jest jakiś problem z opłatą za wstęp, coś tam się zepsuło i Joseph nie może zapłacić. Na teren parku wjeżdżamy około 14:00. Joseph nas zapewnia, że mamy wystarczająco dużo czasu, bo park zamykany jest o 18:30, a sawanna o zachodzie słońca jest szczegółnie piękna.
Moment wjazdu do parku ciągle stoi mi przed oczami. Afrykańska sawanna ma w sobie coś niesamowitego, magicznego… Naprawdę marzyłam, by kiedyś zobaczyć ją na własne oczy i oto teraz się to dzieje, jestem tu i jest to realne, namacalne i odczuwalne.
Spis treści
ANTYLOPY GNU
Pierwsze witają nas antylopy gnu. One zawsze mnie fascynowały. To te zwierzęta, które wydają z siebie dźwięk przypominający pracującą betoniarkę. Można łatwo jes rozpoznać po tym, że na przedniej części ciała mają czarne, kosmate włosy, które opadają na nogi, podczas gdy zas jest goły i trochę obniżony. Masajowie nazywają je klaunami sawanny, twierdzą, że te zwierzęta są pozlepiane z kawałków innych zwierząt. Gnu często podłączają się pod zebry i w czasie Wielkiej Migracji wspólnie z nimi wędrują przez sawannę. Co ciekawe, ustawiają się przy tym w równiutkie kolumny, co z daleka wygląda jak ogromny przemarsz małych mrówek. My oczywiście oglądamy je w porze pomieszkiwania w Tarangire. Pojawiają się małymi stadami, i albo spokojnie odpoczywają sobie pod drzewami, albo powoli wędrują w poszukiwaniu lepszego miejsca na popas lub odpoczynek.
ANTYLOPY
Jako drugie pojawiają się antylopy. Tych jest całkiem sporo w Tarangire, w zasadzie towarzyszą nam przez cały “game drive”. Antylopy stanowią całkiem smaczny kąsek dla lwów, a że tych nie ma tu zbyt wiele, mogą one w miarę swobodnie tu egzystować.
ZEBRY
Te witają nas jako trzecie. Nie jest ich dużo w Tarangire, ale jeśli już uda nam się je zobaczyć, to często w dużych stadach. Na takie stado natrafiamy przy rzece… oto nagle na horyzoncie pojawiają się pasiaste zadki z czarnymi ogonami, całe zebrowe stado przeprawia się przez wychniętą rzekę. No właśnie, czy zebry są białe z czarnymi pasami czy odwrotnie? Przez długi czas uważano, że to właśnie biały jest głównym kolorem sierści tegoż zwierzęcia, bo zebry często mają białe podbrzusza. Jednak badania embriologiczne wykazały, że to właśnie czarny jest tłem, a białe pasy oraz białe podbrzusza tylko dodatkami.
SŁONIE
Tych jest zdecydowanie najwięcej w Tarangire. Spotkać je można w różnej konfiguracji, pojedynczo, w rodzinie i w większych stadach. To właśnie do tych zwierząt udaje się nam podjechać najbliżej, w zasadzie dwa razy są to bliskie spotkania trzeciego stopnia. Za pierwszym prawie wjeżdżamy w wielkiego słonia nagle pojawiająceog się na naszej drodze zaraz za zakrętem. Zaskoczenie jest niemałe, i stres też. Bo tak naprawdę nie wiemy, co ten słoń za chwilę zrobi, czy ruszy wprost na nas czy w przeciwnym kierunku… Słonie mają bardzo kiepski wzrok, nie widzą dobrze z bliska, tak więc nigdy nie wiadomo. Na szczęście słoń rusza w drugą stronę i możemy spokojnie przejechać. Druga sytuacja ma miejsce z całą słoniową rodzinką, która zdecydowanie zmierza wprost na naszego jeepa. Chowamy się do samochodu, w którym zapada grobowa cisza. Tata słoń w ostanim momencie omija nasze auto, a my odczuwamy ogromną ulgę. Później Joseph tłumaczy nam, że wie, jak poznać, czy słoń jest w danym momencie zdenerwowany, a w tym przypadku takich oznak nie było. To i tak mała pociecha, wiedząc, że słoń tak naprawdę niczego się nie boi. Nie ma takiego zwierzęcia, które odważyłoby się go zaatakować, nawet lwy i hieny pospiesznie znikają, gdy ten pojawia się u wodopoju. A wiecie, że słonie mają fantastyczny system wewnętrznej kilmatyzacji? Za chłodzenie odpowiadają tu naczynia krwionośne umieszczone pod cienką skórą po wewnętrznej stronie uszu. Kiedy słoń nimi porusza, chłodzi krew, która potem jest rozprowadzana po całym ciele, obniżając jego temperaturę.
ŻYRAFY
To moje ukochane afrykańskie zwierzęta. Dlaczego? Mają w sobie coś bardzo egzotycznego, piękne, smukłe o długich nogach bardzo dostojnie prezentują się na tle afrykańskiej sawanny, łaty przypominające te lamparcie, doskonale pozwalają zlać im się z otaczającym krajobrazem. Galopująca żyrafa? Coś pięknego! Żyrafy to tak naprawdę najwyższe zwierzęta lądowe, ich szyja osiąga 5-6 metrów wysokości. Co ciekawe nie mają one więcej kręgów szyjnych niż inne ssaki, ale są one nieproporcjonalnie wydłużone. Na żyrafy polują lwy, a młodsze osobniki stają się także ofiarami lampartów oraz hien.
LWY
Tak, lwy także bardzo chcemy zobaczyć, szczególnie Kasia. W Tarangire nie ma ich za wiele, tak więc łatwo nie jest. Szczęście mamy już na samym początku, kiedy to Gosia wypatruje małe lwiątko dumnie przecinające nam drogę. Po rozpoznaniu terenu lew udaje się w kierunku drzewa, na którym znajduje swoje legowisko. Na początku wystają tylko łapki, potem jednak możemy zobaczyć także mordkę. Joseph próbuje wytropić jakieś większe stado, jednak bezskutecznie. Dopiero na sam koniec dowiadujemy się od ludzi z innego jeepa, że niedaleko pod drzewem wylegują się dorosłe osobniki. I znowy mamy szczęście, lwy jak by na nas czekały.
PAWIANY
Za małpami jakoś szczególnie nie przepadam. Jednak w okolicznościach tak pięknej przyrody miło popatrzeć i na te zwierzęta, szczególnie na tak słodkie maleństwa śmigające po gałęzi. Pawiany, bo o nich tu mowa, tak naprawdę potrafią być bardzo niebezpieczne. Potrafią wyczuć zapach jedzenia z daleka i nie zawahają się przed żadnym sposobem, by je zdobyć. Włamują się do domów, samochodów, napadają na ludzi, wyrywając to, co im się w danym momencie spodoba. Dorosły pawian ma ponad 1 m wzrostu i waży prawie 50 kg. Jest szybki i potężnie zbudowany, a kiedy atakuje robi to błyskawicznie i z zaskoczenia.
GUŹCE
To takie afrykańśkie świnki, a raczej dziki, bo guźce podobnie jak one mają kły. Na karku oraz grzbiecie zwisa im grzywa z długich włosów. Nie są zwierzętami migrującymi.
STRUSIE
Tak, udaje się nam zobaczyć i strusie, a w zasadzie nakryć w jednoznacznej sytuacji:)
W czasie safari mamy też możliwość zobaczenia obozu, w którym się nocuje. Wygląda to jak normalne pole namiotowe, z żadnej strony nie jest ogrodzone, więc czy jest tu bezpiecznie? Joseph mówi, że tak naprawdę zwierzęta wyczuwają obecność człowieka i nie podchodzą do takiego miejsca, ale jeśli jednak jakiś lew czy inny drapieżnik by zbłądził, to jest tu ktoś, kto ma broń. Ta jest jednak naprawdę trzymana na wszelki wypadek.
Czy kiedykolwiek zdarzyły się ataki zwierząt? Tak, owszem, ale tylko i wyłącznie z ludzkiej głupoty. Joseph opowiedział nam historię pewnej Amerykanki, która bardzo chciała zobaczyć lamparta. Przez cały dzień starali się go wytropić, jednak bezskutecznie. Kiedy wieczorem była już w obozie, siedząc sama przy ognisku, nagle usłyszała jakiś szelest… tak, to był właśnie lampart, przemknął dosłownie kilka metrów od niej. Kobieta pobiegła po aparat i ruszyła za zwierzęciem. Wszystko skończyo się niestety bardzo tragicznie, bo zwierzę rzuciło się do szyi kobiety, rany były tak poważne, że nie udało się jej uratować.
Druga historia dotyczy pewnej rodziny, która zdecydowała się wybrać na safari samodzielnie. Wypożyczyli samochód, przestudiowali dokładnie mapy, by wiedzieć, jak się poruszać i pojechali. Zatrzymali się przy lwiej parze, bo kobieta bardzo chciała dokładnie przyjrzeć się lwiej grzywie. Wyobraźcie sobie, że podeszła do zwierzęcia i ot tak, pogłaskała je po głowie! Mężczyzna widząc, że nic jej się nie stało, chciał zrobić to samo, szczególnie, że dziecko kręciło wtedy film. Niestety w tym przypadku nie poszło już tak dobrze i lwica od razu go zaatakowała. Tym czasem lew rzucił się na kobietę. Dziecko zdołało uciec, błąkało się kilka dni po sawannie aż ktoś je znalazł totalnie wyczerpane. Wszystko zostało nagrane na kamerze.
W obozie zatrzymujemy się, by skonsumować nasz lunch. Szału nie ma, ale też się nie nastawialiśmy, bo ktoś już gdzieś o tym pisał.
A na koniec jeszcze kilka pięknych krajobrazów afykańskiej sawanny…
A jeśli chcecie zobaczyć afrykańskie zwierzęta w akcji, koniecznie obejrzyjcie filmiki z safari.
2 komentarze
Słowianie w podróży
Wspaniała przygoda, a zdjęcia cudne! 🙂
celwpodrozy
O tak, przygoda niesamowita. Niedosyt pozostał, bo jeden dzień to jednak za mało, a i nocleg na safari przepadł. Jest zatem dobry pretekst, żeby tam wrócić. Następnym razem może od strony Kenii???