Wolontariat w Egipcie. Wywiad z uczestniczką programu Global Citizen, Iryną Voloshyn
Czy przyszło Wam kiedykolwiek do głowy, że na wolontariat można wyjechać do Egiptu? Mi nie, Egipt ewidentnie kojarzy mi się z wakacjami all inclusive, zamieszkami w Kairze i opalaniem nad ciepłym Morzem Czerwonym. A gdyby tak wakacyjny klimat połączyć w wolontariatem? Taką możliwości daje Global Citizen, o czym opowie nam Iryna Voloshyn.
[Cel] Iryno, na początek nie mogę Cię nie zapytać o obco brzmiące nazwisko. Skąd pochodzisz?
[Iryna] Pochodzę z Ukrainy, dokładnie ze Lwowa. Do Polski przyjechałam trzy lata temu. Studiuję zarządzanie na UMCSie w Lublinie, właśnie kończę licencjat. Bardzo mi się tu podoba, jest dużo możliwości, można wiele rzeczy robić poza samym studiowaniem, np. działać w organizacji AIESEC:)
[Cel] Jak dowiedziałaś się o programie Global Citizen?
[Iryna] O programie dowiedziałam się dopiero po dołączeniu do AIESEC, głównie z opowieści moich znajomych, którzy wyjechali na taki wolontariat. Stwierdziłam, że też tak chcę, też chcę to przeżyć i zobaczyć na własne oczy, jak to wygląda.
[Cel] Jak aplikować to już wiem od Justyny. Czy długo musiałaś czekać na akceptację?
[Iryna] Teraz procedura trochę się zmieniła, a co za tym idzie i czas oczekiwania. Gdy ja aplikowałam było inaczej. Obecnie aplikuje się przez specjalnie stworzony do tego portal i po prostu szukasz projektu. W sumie ja na odpowiedź nie czekałam długo. Po rozmowie na Skype z koordynatorem tego projektu w Egipcie, odpowiedź dostałam chyba w przeciągu dwóch dni. Od razu zajęłam się wypełnieniem dokumentów i wszystkimi formalnymi sprawami. Tak więc było to bardzo szybko. Więcej czasu zajęło mi znalezienie odpowiedniego projektu, bo chciałam znaleźć coś, co by mi pasowało do studiów, chciałam, żeby mi się to wliczało jako praktyka zawodowa na studiach. Dlatego bardzo zależało mi na czymś, co wiązałoby się z zarządzaniem. W Global Citizen są tzw. trzy koszyki: kultura, problemy świata i zarządzanie.
[Cel] Dlaczego Egipt? Ten kraj raczej nie kojarzy się z wolontariatem, a z wakacjami w tak znanych egipskich kurortach jak Sharm El Sheikh czy Hurghada.
[Iryna] Chciałam wyjechać do kraju z zupełnie inną kulturą, odczuć tę międzykulturowość, zamieszkać w zupełnie innym miejscu, obcym kraju i może nawet przeżyć ten szok kulturowy. Jeżeli chodzi o sam wolontariat, to naprawdę to jest jeden z krajów, który potrzebuje takiego wolontariatu, żeby oddziaływać w pewien sposób na środowisko lokalne. Tam to wygląda trochę inaczej niż w Europie, ludzie są bardziej zamknięci na inne kultury, dlatego AIESEC tam w Egipcie chce to zmienić i sprowadza jak najwięcej wolontariuszy zza granicy. Egipt to był mój wybór, nikt mnie nie zmuszał. Oczywiście były inne możliwości w Europie, ale stwierdziłam, że chcę czegoś innego, różnego od europejskiego świata.
Mountain of the dead
Z koleżankami z Kanady i Chin w meczecie
[Cel] Co robiłaś w ramach swojego wolontariatu?
[Iryna] Przez sześć tygodni brałam udział w projekcie Reach, gdzie razem z innymi wolontariuszami organizowaliśmy różne wydarzenia, ja zajmowałam się logistyką i marketingiem. Tam na miejscu zorganizowaliśmy w sumie trzy wydarzenia. Jedno to spotkanie kulturowe, na które przychodziła młodzież, Egipcjanie, a wolontariusze opowiadali o swoim kraju, o swoich zainteresowaniach, o muzyce. Właśnie tematem tego spotkania była muzyka i sztuka różnych krajów. To było bardziej spotkanie i rozmowy niż wystąpienie czy prezentacja. Egipcjanie mogli zadawać pytania, próbować jedzenia z krajów wolontariuszy, czyli z Polski, Rumunii, Czech, Korei, Chin, Tajwanu, z Brazylii i Kolumbii, a nawet z Omanu, bo właśnie z tego kraju też był jeden wolontariusz, który też opowiadał o swojej kulturze.
Pierwsze spotkanie które organizowaliśmy
Drugim wydarzeniem, które zorganizowaliśmy, był koncert zespołu młodzieżowego z Egiptu „Underground band”. Chcieliśmy, żeby studenci i młodzież zapoznała się z muzyką, która nie jest znana w Egipcie. Młode zespoły nie mają tam szansy na wstępy i zaprezentowanie się przed większą grupą ludzi. Chcieliśmy dać im szansę zagrania przed prawdziwą publicznością.
Trzecim wydarzeniem był festiwal nubijski. To jest mała narodowość w Egipcie, większość Egipcjan za bardzo jej nie zna. To miało na celu zapoznanie ich z tą narodowością poprzez różne nubijskie tańce, śpiewy i degustację specjalnych dań.
Właśnie na tym polegał mój projekt. Podzieleni byliśmy na dwa zespoły, w jednym było 20 osób, w drugim 15. Podzieliliśmy się pracą, czyli jeden zespół zajmował się logistyką i samą organizacją agendy, drugi zaś marketingiem i PRem.
Z kolegą z Omanu (pokazujemy znak naszego projektu -REACH)
Zespół projektu Reach
Wolontariusze i niektórzy z AIESEC
[Cel] Gdzie mieszkałaś? Jak wyglądało zakwaterowanie?
[Iryna] Mieszkałam w Kairze w normalnym mieszkaniu przez sześć tygodni w trzema innymi wolontariuszami. Warunki były dość dobre, nie powiem, że luksusowo, ale jak studenckie normalne mieszkanie, w pełni wyposażone.
[Cel] Co pokrywał AIESEC, a za co musiałaś sama zapłacić?
[Iryna] AIESEC pokrył mi koszta zakwaterowania oraz dostęp do Internetu w mieszkaniu. Za wyżywienie i przelot musiałam zapłacić sama. Jeżeli chodzi o wyżywienie, to było naprawdę tanio. W zasadzie wszystko jest tańsze i to o połowę niż w Polsce: jedzenie, transport, bilety na wycieczki. Wiadomo, bilet lotniczy trochę kosztuje, ale trzeba tam jakoś dotrzeć.
Wolontariusze
Spotkanie części zespołu
[Cel] Jak wrażenie zrobił na Tobie Egipt i jego mieszkańcy?
[Iryna] Na początku trochę się bałam, bo to przecież zupełnie inna kultura, dosłownie przeżyłam szok kulturowy. Na początku unikałam wszystkiego, co wydawało mi się podejrzane, próbowałam bardziej trzymać się z wolontariuszami, nawet przy robieniu zwykłych zakupów. Jako że mam jasne włosy i jasną karnację, bardzo wyróżniałam się z tłumu, wszyscy mi się przyglądali, dla nich to była rzadkość, żeby biała osoba tak swobodnie chodziła sobie po ulicy. Jednak z czasem , gdy już poznałam ludzi, Egipcjan, czy to moich sąsiadów, czy sprzedawcę w sklepie, to już było normalnie, próbowałam zawsze o czymś z nimi porozmawiać, i to po arabsku, nauczyłam się kilka słów w tym języku. Z czasem to nawet poczułam się tam jak w domu. Nie było już tak, że czegoś się bałam, to kwestia przyzwyczajenia się do otoczenia.
[Cel] Jacy są Egipcjanie? Łatwo nawiązać z nimi kontakt?
[Iryna] Mogę opowiedzieć pewną sytuację. Gdy przyjechałam do Kairu, to już na następny dzień chciałam pójść do sklepu, żeby zrobić jakieś spożywcze zakupy. Sprzedawca spojrzał na mnie z przerażeniem, nie do końca rozumiał, skąd tu nagle biały człowiek wziął się w jego sklepie. Naprawdę bardzo się zdziwił, to był taki, powiedzmy, osiedlowy sklep. Najlepsze było to, że on nie mówił po angielsku, a ja po arabsku, więc na migi próbowałam mu pokazać, czego potrzebuję. On zaś ceny produktów pisał mi na kalkulatorze, liczby też są tam inne. Pierwsze nasze spotkanie było zatem nieco dziwne. Jednak kolejny raz już po angielsku próbował mnie zapytać, skąd jestem i co tu robię, czym się zajmuje, czy tutaj mieszkam, czy przyjechałam na wycieczkę. Próbowałam mu wytłumaczyć, że jesteśmy wolontariuszami, że pracujemy w AIESEC w oddziale w Egipcie. Potem generalnie zaoferował mi swoją pomoc, pomagał rozszyfrować, co jest napisane na produktach, nauczył kilka słów po arabsku. W sumie to spotkałam tam naprawdę miłych i pomocnych ludzi.
Praca w biurze
[Cel] Właściwie to kiedy dokładnie tam byłaś?
[Iryna] To było w zeszłe wakacje . 15 lipca już byłam w Kairze i zostałam tam do końca sierpnia.
[Cel] Czy czułaś się tam bezpiecznie? Ostatnio sporo się tam działo, sporo słychać było o zamieszkach.
[Iryna] Ta rewolucja była rok temu, rzeczywiście wtedy było niebezpiecznie, ale w wtedy, gdy ja tam byłam, to już nie było żadnych takich akcji. Jeśli istniałoby takie zagrożenie, wówczas nie byłoby możliwości wyjechania na wolontariat do tego kraju. Oddział zakomunikowałby nam, że nie da się tam wyjechać, bo jest tam taka czy inna sytuacja. W czasie mojego pobytu nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji.
[Cel] Jak wygląda komunikacja publiczna w Kairze? Czym można się tam poruszać?
[Iryna] Autobusami. Te trochę odróżniają się od naszych, są mniejsze i ciężko zrozumieć, dokąd dany autobus jedzie, bo nie ma żadnych rozkładów jazdy. Ja zawsze miałam przy sobie kartkę z napisaną nazwą ulicy po arabsku, pokazywałam ją kierowcy i prosiłam, by powiedział mi, kiedy mam wysiąść. Wyobraź sobie, że tam też jest metro. Jechałam nim tylko kilka razy, bo tak naprawdę nie kursowało na mojej trasie. Przejechałam się po prostu z ciekawości. Można poruszać się także taksówkami. Często korzystałam wieczorem, bo i bezpieczniej, i przez korki autobusem ciężko było dojechać.
W Meczecie Mohamada Ali (największy w Kairze)
[Cel] Miałaś czas na zwiedzanie? Co udało się zobaczyć?
[Iryna] Tak, tak, oczywiście. Pracowałam cztery dni w tygodniu, w czasie wolnego zwiedzałam. Muszę przyznać, że zwiedzałam całkiem dużo, chociaż mogłam oczywiście jeszcze więcej. Zwiedziłam Kair, zobaczyłam piramidy, jeździłam na wielbłądach, byłam w Aleksandrii.
[Cel] Byłaś w Aleksandrii? Moje marzenie…
[Iryna] Tak, byłam tam dwa dni. Dużo wtedy zwiedzaliśmy. Byłam w Bibliotece Aleksandryjskiej, dla mnie nie lada przeżycie, bo uwielbiam książki. Byłam nad morzem w Aleksandrii, to jest bardziej miasto portowe, a nie turystyczne. Nie ma tam takich typowych plaż do kąpieli. Zwiedziliśmy też Cytadelę Kajt Baja. Wybrałam się także na rejs ze znajomymi.
Byłam także w oazie Siwa. Tam nocowałam w namiocie na pustyni przez dwa dni. Zwiedziliśmy także słone jeziora, Łaźnie Kleopatry, Muzeum Egipskie z mumiami.
Widok z okna w Aleksandrii
Royal Library of Alexandria
Cytadela Kajt Baja w Aleksandrii
Byłam także na północnym wybrzeżu, które jest już bardziej turystyczne. Przyjeżdżają tam Egipcjanie, którzy mają tam swoje mieszkania, wille i tam właśnie odpoczywają, kąpią się, opalają.
Z takich ciekawostek mogę powiedzieć, że w Aleksandrii nad morzem, nie wolno nosić takich typowych strojów kąpielowych, czyli bikini, nie jest to akceptowane ze względów religijnych. Natomiast na tym północnym wybrzeżu, te zasady już nie obowiązywały. W zasadzie w samym Kairze też nie chodziłam w odkrytych strojach, krótkich spodenkach, czy bluzkach na ramiączkach. Chodziłam tam w długich spódnicach i spodniach, żeby nie urazić mieszkańców.
Transport w Siwie (oaza)
Sfinks
Nocowanie w pustyni Sahara (obiad)
[Cel] A byłaś może w Dolinie Królów i Królowych?
[Iryna] Nie byłam, bo to było bardzo daleko. Moja współlokatorka z Kanady była, ona więcej zwiedzała ode mnie. Była nad Morzem Czerwonym w Sharm El Sheik, w Luksorze, na rejsie po Nilu. Po Nilu też pływałam, ale będąc w Kairze. Mam nadzieję, że jeszcze do Egiptu wrócę i pozwiedzam więcej. Teraz mam już gdzie wracać, mam znajomych, mogę do nich pojechać.
[Cel] Gdy zwiedzałaś Egipt, to poruszałaś się tam na własną rękę czy było to zorganizowane?
[Iryna] Część była zorganizowana np. do Siwy, a do Aleksandrii itd. jeździłam ze znajomymi na własną rękę.
Piramidy
Museum Egipskie w Kairze
Felucca ( łódka taka ) Nil
[Cel] Jakieś przygody pamiętasz? Coś szczególnie utkwiło Ci w pamięci?
[Iryna] Tak naprawdę to codziennie miałam coś, co było niezwykłe i nowe. Z niecierpliwością czekałam na kolejny dzień, byłam ciekawa, co jeszcze może się wydarzyć. Jedna sytuacja była dla mnie wyzwaniem. Miałam przedłużyć wizę w weekend i miałam to zrobić szybko, bo urząd był krótko czynny. Nie miałam czasu poprosić kogoś z AIESEC, żeby mi pomógł. Stwierdziłam, że pojadę sama, było to około godziny drogi. Wzięłam oczywiście taksówkę, żeby było szybciej, kierowca ni w ząb nie mówił po angielsku. Do urzędu dojechałam, przedłużyłam wizę, znalezienie okienka nieco mi zajęło, wszystko było po arabsku, ale dałam radę. Kiedy już wracałam, znowu wzięłam taksówką, już inną, ale kierowca także nie mówił po angielsku i nie wiedział, jak dojechać na moją ulicę. Miałam mu pokazywać drogę przez GPSa. On oczywiście nie wiedział, jak tego GPSa użyć, więc wytłumaczyłam mu po arabsku, w którą stronę skręcić. Akurat tych słów się nauczyłam, więc wiedziałam, jak jest skręć w lewo, w prawo, jedź prosto. Gdy tylko pan taksówkarz usłyszawszy mój arabski, od razu stwierdził, że język znam i próbował mi coś tłumaczyć. Wypytywał, skąd jestem, co tu robię. To właśnie było dla mnie wyzwaniem, że pojechałam sama, nie znając języka, i wszystko załatwiłam, a nawet pomogłam taksówkarzowi dowieźć klienta, czyli mnie, na miejsce.
Jazda w pustyni po wydmach samochodami, czułam się jak w programie National Geografic
Zachód słońca Sahara
[Cel] Jak dostałaś się do Egiptu?
[Iryna] Samolotem z przesiadką w Stambule. W Kairze odebrała mnie osoba z AIESEC, więc nie było problemu, żeby dojechać na miejsce. Oczywiście w ogóle nie wiedziałam, jak wygląda Kair, to jest całkiem duże miasto, dzięki temu, że ktoś po mnie wyjechał, było dużo łatwiej.
[Cel] Co dał Ci ten wyjazd? Czy coś zmienił, uświadomił?
[Iryna] Przede wszystkim otworzyłam się na poznanie innych kultur. Na przykład teraz nie mam problemu, żeby zacząć rozmowę z osobą z innego kraju, w sensie po angielsku. Nauczyłam się planować, co mam zrobić dzień po dniu. Mam bardziej jasny pogląd na to, co chcę robić, ułożyłam sobie nawet personalne cele. Sam wolontariat oraz projekt bardzo dużo mi dał ze względu na to, że była to organizacja wydarzeń i było to związane z moimi studiami, tak więc nie same wycieczki, ale też praca. Było to idealne połączenie na wakacjach, nie mogłabym sobie wyobrazić lepszych wakacji. Teraz rozumiem, dlaczego wolontariat nazywa się Global Citizen, zrozumiałam, że jestem obywatelem nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, otworzyłam się na inne kultury, zobaczyłam, że inni ludzie nie są tak bardzo różni od nas, mimo że pochodzą z różnych zakątków świata. W oddziale, w którym pracowałam, było ponad 120 wolontariuszy z całego świata, miałam okazję z nimi porozmawiać, zaprzyjaźnić się i dzięki temu mam teraz mnóstwo znajomych, w każdym kraju. Nie sądziłam, że w przeciągu sześciu tygodni można się tak zżyć. Pozbyłam się także stereotypów, które miałam na temat innych nacji, szczególnie egipskiej. Jadąc tam bałam się, nie wiedziałam, co mnie czeka, a było fantastycznie. Żadne uprzedzenia się nie sprawdziły. To też są mili, życzliwi ludzie, nawet jeżeli ich kultura i religia różni się od naszej, nie czułam się dyskryminowana, ani jako osoba z obcego kraju, ani jako kobieta. Było naprawdę super.
[Cel] Iryno, bardzo Ci dziękuję za ciekawą rozmowę i poświęcony czas.
Galeria w Kairze
Widok Aleksandria
Koleżanki z Kairu
2 komentarze
BalticTour
Super sprawa, połączenie kilku rzeczy w jedno daje dużo satysfakcji. Sam Egipt ma tyle uroku w sobie, że wielu zostałoby w nim do końca życia.
celwpodrozy
Tak, też tak uważam. Global Citizen daje mnóstwo możlwości rozwoju, zarówno pod kątem przyszłej pracy, jak i poznawania świata. Świetna sprawa, by zebrać cenne doświadczenia. A sam Egipt… byłam raz i bardzo chciałabym tam wrócić:)