Prison Island i kilkusetletnie żółwie
Po powrocie ze Spice Tour wybieramy się na drugą wycieczkę w tym dniu, a mianowicie na wycieczkę na Prison Island (wynegocjowana cena za dwie to 28 USD za osobę). Tym razem płyniemy tylko naszą 5-osobą grupą, łódką należącą do Jambo Guesthouse. Wyspa Więzienna, przez miejscowych określana także jako Changii Island, oddalona jest o jakieś 20 minut drogi łodzią od portu w Stone Town. W miarę oddalania się od przystani i zbliżania do wyspy, kolory wody stają się coraz bardziej turkusowo-zielonkawe, dokładnie takie, jak na Malediwach… w końcu to ten sam ocean:)
Jeśli wybieracie się na Zanzibar, koniecznie zajrzycie do artykułu o Stone Town oraz najpiękniejszych plażach:
Wyruszyamy…
Nasz kapitan
Takie kolory tuż przy brzegu
Jak się okazuje w cenę wycieczki na Prison Island wliczone jest także snurkowanie. Opływamy wyspę dookoła, dzięki czemu możemy zobaczyć nie tylko jej piaszczystą część. Wyspa ma 800 metrów długości oraz 230 metrów szerokości, więc jest naprawdę niewielka. Z oddali dostrzegamy mury dawnego więzienia, które zostało tu wybudowane pod koniec XIX wieku. Co ciekawe, żaden więzień nigdy tu nie trafił. Więzienie stało się na pół roku ośrodkiem kwarantanny dla chorych na żółtą febrę. To, co widzimy to obraz pełen kontrastów… z jednej strony miejsce piękne, wręcz rajskie, z drugiej – miało mieścić przestępców i zbrodniarzy.
Po snurkowaniu możemy zejść na ląd. Kolor oceanu, plaża… takich widoków nigdy nie mam dość. Niektórzy rozkładają się na małej piaszczystej plaży, która powoli zanika (przypływ się zbliża), by jeszcze przez chwilę użyć oceanicznej kąpieli. My zatrzymujemy się na moment na pomoście i podziwiamy to, czym raczy nas Matka Natura. Po chwili udajemy się w głąb lądu do największej atrakcji tej wyspy. Wycieczka na Prison Island ma na celu poznanie żółwia olbrzymiego, sprowadzonego tu niegdyś z Seszeli.
A co jest największą atrakcją tej wyspy? Kilkusetletnie ogromne żółwie Aldabry sprowadzone tu z Seszeli na początku XX wieku. To właśnie dlatego Zanzibar nazywany jest także “domem żółwia”. Najpierw przywieziono tu cztery osobniki, które żyjąc w bardzo dogodnych warunkach, zaczęły się szybko rozmnażać. Jeszcze w latach 50-tych żółwie swobodnie spacerowały sobie po wyspie. Jednak zaczęły padać łupem złodziei, dlatego zdecydowano się coś z tym zrobić. W latach 90-tych stanęło tu ogrodzenie, a żółwie są pilnie strzeżone.
Żółwie olbrzymie, jak sama nazwa wskazuje, są naprawdę duże. To jedne z największych przedstawicieli tego gatunku na świecie. Dorosły osobnik męski średnio waży 250 kg, a mierzy nawet 150 cm. Samice są nieco mniejsze. To także długowieczne zwierzęta. Żyją grubo ponad 100 lat, czasem nawet ponad 200. Uwaga, żółwie można karmić, jednak nie powinno się ich głaskać, szczególnie na złączeniach skorupy. Może to być dla nich bolesne i prowadzić do różnych chorób.
Gdy wchodzę do środka, zamieram… one są naprawdę wszędzie! Trzeba slalomem je omijać, by przejść dalej. Po raz pierwszy widzę tak ogromnych przedstawicieli tego gatunku, wygląda to niesamowicie (choć może zapach do najprzyjemniejszych nie należy, wiadomo, toaletę też mają na miejscu). Prawie każdy z nich ma na skorupie napisaną jakąś liczbę, która oznacza ilość przeżytych lat. Najstarsze mają ponad 200!
Myślicie, że skoro to żółwie, to pewnie śpią non stop i ledwo się poruszą? Ależ skąd! Niektóre są całkiem ruchliwe i kiedy tak podziwiam jednego osobnika, drugi właśnie “atakuje” mnie z drugiej strony. W pewnym momencie czuję jakieś łaskotanie na stopach i łydkach. Jeden koleżka ewidentnie domaga się mojej uwagi. Można je karmić sałatą bądź szpinakiem, które uwielbiają.
Po spotkaniu z żółwiami udajemy się na dalszy rekonesans wyspy. Do ruin niedoszłego więzienia prowadzi bardzo ładna alejka. Jest też restauracja, w której niestety próżno szukać lokalnego jedzenia, ale nie na jedzenie tu przyjechaliśmy. Wyspa należy do rządu. W północno-zachodniej części znajduje się tu wypoczynkowy resort, który składa się z piętnastu bungalowów, kortu tenisowy oraz basenu. Owe domki możemy zobaczyć w czasie opływania wyspy.
Można powiedzieć, że ruiny więzienia nieco straszą i nie bardzo wpasowują się w krajobraz wyspy. Okna z kratami, porośnięte mury i ta pustka… Alejka, która tu prowadzi kończy się tradycyjną zanzibarską bramą, za którą prawdopodobnie znajduje się rządowy resort.
Trzeba się powoli zbierać. Chcemy jeszcze wskoczyć do wody na krótką kąpiel, jednak plaży już w zasadzie nie ma, bo woda zakryła ją całą. Czekamy aż inne łódki odpłyną, a potem próbujemy dostać się do naszej.
Po 20 minutach znowu dopływamy do Stone Town. Słońce pięknie oświetla brzeg. Jeśli zapytacie mnie, czy na wycieczkę na Prison Island warto się wybrać, odpowiem, że zdecydowanie tak. A jeśli będziecie z wycieczki zadowoleni, nie zapomnijcie o napiwku dla kapitana:)
O wyspie Prison Island przeczytacie także u Ewy na blogu Dalekoniedaleko.