Global Citizen,  Wywiady

Wolontariat w Meksyku. Wywiad z uczestniczką programu Global Citizen, Kariną Brodowską

Zapraszam na kolejny wywiad o wolontariacie w ramach programu Global Citizen. Tym razem o swojej przygodzie w egzotycznym Meksyku opowie nam Karina Brodowska. Karina miała okazję mieszkać u meksykańskiej rodziny, a tym samym poznać meksykańską kulturę, zwyczaje oraz tradycje z pierwszej ręki.

[Cel] Karino, jak dowiedziałaś się o programie Global Citizen?

[Karina] Na pierwszym roku studiów dołączyłam do AIESEC, przez dwa lata tam działałam. Byłam wiceprezydentem ds. wymiany przychodzącej, a kiedy skończyła się moja kadencja, miałam czas wolny, wakacje i wówczas postanowiłam wyjechać w ramach wolontariatu. Można powiedzieć, że o Global Citizen dowiedziałam się u źródła.

[Cel] Jak aplikować to już wiemy od Justyny. Czy długo musiałaś czekać na akceptację?

[Karina] Podczas aplikowania miałam wielkie szczęście. Pamiętam, gdy rozmawiałam z koleżanką, ona wspominała, że nie może znaleźć projektu, że jest ciężko. A u mnie było wręcz odwrotnie. Pierwszą odpowiedź, jaką dostałam była z Meksyku, od razu zaprosili mnie na rozmowę przez Skype, a cztery dni potem otrzymałam już akceptację, tak więc nie pozostawało mi nic innego, jak kupić bilety lotnicze.

[Cel] Dlaczego wybrałaś Meksyk ? Szczerze przyznam, że Meksyk jest na mojej liście.

[Karina] Zawsze chciałam jechać do kraju, w którym mówi się po hiszpańsku. Ten język zawsze mi się podobał i zawsze chciałam się go uczyć, ale nigdy nie miałam na to czasu. Muszę przyznać, że kraje latynoskie szczególnie mnie kręcą. Na początku myślałam o Brazylii, choć tam po hiszpańsku się nie mówi, ale za to hucznie obchodzi się karnawał. Jednak później Brazylia wydała mi się taka typowa, mam dużo znajomych, którzy tam byli. Koleżanka podpowiedziała mi Kolumbię lub Meksyk, gdyż tam są dobre projekty. Wybrałam Meksyk, gdyż wydawał mi się bardziej kolorowy.

[Cel] Jak długo tam byłaś?

[Karina] Dwa miesiące. Projekt trwał sześć tygodni, z tym że pojechałam tydzień przed rozpoczęciem i wróciłam tydzień po zakończeniu.

[Cel] Co robiłaś w ramach swojego wolontariatu?

[Karina] Pracowałam w miejscu, które się nazywa Centro de Ciencias, czyli Centrum Nauki. Pracowałam tam z dzieciakami, był to wówczas okres wakacji, a zajęcia odbywały się w ramach tygodniowych turnusów.  Najmłodsi uczestnicy byli w wieki 5 lat, najstarsi w wieku 17 lat. Co tydzień zmieniała się tematyka. W ciągu dnia pracowałam z różnymi grupami, z każdą po 2 godziny. Pracowałam codziennie od 9:00 do 13:00. Tematyką zajęć była kultura Polski, dla młodszych dzieciaków wykłady odbywały się po angielsku, natomiast w klasie był nauczyciel, który tłumaczył wszystko na hiszpański.  Starsze grupy tłumacza nie potrzebowały. Zajęcia przeznaczone były dla tych, którzy w wakacje nie siedzieli w domu, a chcieli się czegoś dowiedzieć i nauczyć.

meteoryt przed miejscem w którym pracowałam.JPG
Meteoryt przed miejscem, w którym pracowałam
Zajęcia 1.JPG
Zajęcia
Zajęcia 3.jpg
Zajęcia

[Cel] Czy takie zajęcia o Polsce dla dzieciaków z Meksyku mogą być ciekawe?

[Karina] Najbardziej zaciekawione były młodsze grupy. Do tych starszych było ciężej dotrzeć, zapewne z racji wieku, choć też byli zainteresowani. Jednak zajęcia z dzieciakami były o wiele bardziej zabawne. Oczywiście, że na początku zastanawiałam się, jak ułożyć program, by był wciągający. Świetnym tematem były pory roku, w szczególności zima. Wszyscy chcieli wiedzieć, jak lepimy bałwana, jaki jest śnieg, jak się jeździ na sankach. Pewne rzeczy, które dla nas są oczywiste czy obojętne, dla nich były niesamowite, bo tego po prostu nie znają. Pokazywałam również zdjęcia sławnych Polaków i pytałam, czy może kogoś kojarzą. I kto wzbudziła najwięcej emocji? Robert Lewandowski:)

zajęcia 5 Reksio.jpg
Zajęcia Reksio
Zajęcia dwa.jpg
Zajęcia

[Cel] W którym rejonie Meksyku byłaś?

[Karina] Na zachodnim wybrzeżu. Miasto nazywa się Culiacán.

[Cel] Jak wyglądało zakwaterowanie?

[Karina] Całość pokrywał AIESEC, tzn. zakwaterowanie i jeden posiłek dziennie. Zorganizowali mi rodzinę, u której mieszkałam. I tutaj również miałam szczęście, bo trafiłam do jednej z dwóch najlepszych rodzin. W moim przypadku było naprawdę super, czułam się tam, jak u siebie, mogłam robić co chcę, korzystać z zapasów w lodówce, obiad na mnie zawsze czekał. W zasadzie obiady mogłam jeść w centrum, w którym pracowałam, ale mama dziewczyny, u której mieszkałam uwielbiałam gotować i zawsze mnie częstowała, a że jedzenie domowe jest o niebo lepsze, więc wybór był prosty. Śniadania również jadałam u nich w domu, więc za wyżywienie de facto nie płaciłam. Miałam tam swój pokój i swoją łazienkę. Z gospodarzami spędzałam też dużo czasu, zabierali na różne rodzinne imprezy, na plaże, które były bardzo blisko.

Rodzina u której mieszkałam wraz z moimi znajomymi.JPG
Rodzina, u której mieszkałam wraz z moimi znajomymi

[Cel] Czyli jedzenie mają dobre… co tam się jada?

[Karina] Pierwsze co od razu przychodzi mi na myśl to tacos. Na każdym rogu ulicy są tam małe restauracyjki, gdzie to właśnie serwują. Wieczorami knajpki są pełne, wszyscy chodzą na tacos, dorośli, dzieci, bez wyjątku. Potrawy są bardzo pikantne, oczywiście przez papryczki chili, które Meksykanie jedzą także w takiej formie, jak u nas jada się ogórki konserwowe. Pamiętam jak raz przez przypadek, bo ja w ogóle nie jem pikantnych rzeczy, zjadłam malutki kawałeczek, tak paliło, wręcz bolało, nie do wytrzymania. Meksykanie nie jedzą np. zup tak jak my, gdyż jest tam za gorąco, nie jedzą także ziemniaków w takiej formie jak my, czyli prawie do każdego obiadu. Jedzenie ogólnie jest tam bardzo smaczne, można trochę cięższe niż nasze, sporo mięsa, szczególnie wołowiny.

Tacos.jpg
Tacos
Meksykańska restauracja.jpg
Meksykańska restauracja

[Cel] Jak wrażenie zrobił na Tobie Meksyk? Przed wyjazdem wiedziałaś coś o tym kraju czy pojechałaś na żywioł?

[Karina] Nie za dużo wiedziałam, podstawowe rzeczy, które wiedzą wszyscy. Dopiero na miejscu zaczęłam zagłębiać się w historię i meksykańska kulturę. Co ciekawe, nie wiedziałam, że byłam w najbardziej niebezpiecznym mieście w Meksyku. Nie tak dawno odwiedziły mnie dwie osoby z Meksyku, między innymi mój chłopak, to również jeden z pozytywów tego wyjazdu, który teraz zaczął mi opowiadać o mafiach i o tym, co się tam dzieje, zrobiłam wielkie oczy. W ogóle nie miałam pojęcia, bo nic strasznego tam nie widziałam, ani niczego złego nie doświadczyłam. Oczywiście, że nigdy sama do domu wieczorem nie wracałam, ale to akurat było oczywiste. W zasadzie podczas całego wyjazdu, czyli także w czasie podróżowania po Meksyku, niczego podejrzanego nie zaobserwowałam. Może jedynie raz, gdy w nocy wracałam z moim chłopakiem z imprezy, pokazał mi, jak gangsterzy przerzucali narkotyki, a po drugiej stronie stała policja. Czyli policja to widzi i nic w sumie nie robią. Podobno jeśli się nie wtrącasz w mafijne sprawy, to nikt ci nic nie zrobi.

Widowisko o historii Meksyku.jpg
Widowisko o historii Meksyku

[Cel] A jeżeli chodzi o kradzieże?

[Karina] Nie, nic takiego mi się nie przytrafiło, ani nie słyszałam o czymś takim. Nikomu z nas, kto tam był niczego nie ukradziono, ani nawet nie próbowano.

[Cel] Jacy są Meksykanie?

[Karina] Bardzo pozytywni. Lubią się bawić. Są bardzo otwarci, nie mają barier, może to przez pogodę. U nas przez większą część czasu jest szaro i nie ma słońca, przez co wszyscy są smutni i narzekają, a tam jest cały czas ciepło, im chce się wychodzić każdego wieczoru. Na powitanie zawsze serwują dwa buziaki w policzki. Nigdy nie traktowali mnie gorzej, wręcz przeciwnie. Podczas mojego pobytu była tam także pewna Chinka, byłam przekonana, że to ona będzie dla nich bardziej egzotyczna, a tymczasem to ja wzbudzałam większe zainteresowanie, w końcu kontrast był. Nieopalona, biała dziewczyna z Polski… czułam się czasami jak księżniczka, wszyscy chcieli ze mną rozmawiać i robić sobie se mną zdjęcia.

Mexico City 3.jpg
Mexico City

[Cel] A jak wyglądają ichniejsze imprezy?

[Karina] Zapraszają wszystkich. U nas np. gdy się kogoś zaprasza, to trzeba coś przygotować. U nich natomiast każdy zaproszony coś przynosi. Gospodarz zapewnia miejscówkę oraz muzykę, a goście resztę. W zasadzie na imprezę poszłam już pierwszego dnia po przylocie. Do domów wchodzi się tam od razu z ulicy. I właśnie przy wejściu na ulicy ustawili namiot, żeby w razie deszczu nic im nie zmokło i w efekcie zabarykadowali ulicę. U nas byłoby to nie do pomyślenia, a tam wszyscy się bawią i świętują urodziny pod rozstawionym namiotem na drodze. Nie wspomnę już o tym, jak głośno było wówczas w okolicy. U nas sąsiedzi zapewne wezwaliby policję. Co ciekawe tam się nie świętuje imienin, tylko urodziny i nieważne, ile masz lat, czy to 20, czy to 70, zawsze jest huczna zabawa.

impreza.JPG
Impreza
Festyn w Durango.JPG
Festyn w Durango

[Cel] Właściwie to kiedy dokładnie tam byłaś?

[Karina] Od 20. czerwca do 19. sierpnia.

[Cel] Czy to dobra pora, żeby tam jechać?

[Karina] Było ciepło, wręcz gorąco, około 40 stopni, ale u nich jest ciepło cały czas. Zimą temperatura wynosi 20 stopni. Ta część, w której byłam, jest bardziej upalna niż pozostałe. Np. w Mexico City temperatury były zbliżone do naszych letnich, wieczorem trzeba było coś zarzucić.

[Cel] Jak wygląda komunikacja publiczna? Jak można się tam przemieszczać?

[Karina] Do pracy chodziłam piechotą, zajmowało mi to około 10 minut, więc nie było sensu wsiadać w jakikolwiek autobus. Do centrum zaś jeździłam zawsze samochodem z dziewczyną, u której mieszkałam lub z innymi osobami, prawie zawsze z kimś się zabierałam. Tylko kilka razy zdarzyło mi się pojechać autobusem, ale te autobusy to nie takie jak u nas ładne miejskie, tylko zdezelowane graty bez klimatyzacji, co przy 40 stopniach ma znaczenie. Pewnie dlatego autobusami jeździ tam bardzo mało ludzi, zazwyczaj jeżdżą samochodami. Nie ma tam papierkowych biletów, tak jak u nas, tylko wrzuca się 7 pesos przy wejściu do autobusu. Ciekawa rzecz jest także z przystankami, które w zasadzie nie funkcjonują. Np. w Mexico City jeśli chce się zatrzymać autobus, można to zrobić na każdym rogu ulicy, wystarczy pomachać. Nie ma tam przystanków, ani rozkładów, więc po prostu się czeka, aż autobus przyjedzie. I w końcu on kiedyś przyjeżdża.

Mexico City 2.jpg
Mexico City
Mexico City-zatłoczone ulice.jpg
Mexico City zatłoczone ulic

[Cel] Jeśli chodzi o życie i utrzymanie, to jest drogo czy tanio?

[Karina] Porównywalnie do nas. Ceny były podobne, oczywiście zdarzało się kupić coś taniej, ale nie było to regułą.

[Cel] Miałaś czas na zwiedzanie? Co udało się zobaczyć?

[Karina] Plaże na zachodnim wybrzeżu w Mazatlán, tam było fantastycznie. Byłam w miasteczku, które nazywa się  Cosalá, mieszkańcy nazywają je „magicznym miasteczkiem”, zdecydowanie magiczną są tam góry, gdzie wybraliśmy się na trekking z przewodnikiem. Jak już wspomniałam, byłam także w Mexico City. Tam zwiedziłam zamek Chapultepec, pięknie położony na wzgórzu. Kolejne miejsce to Guadalajara, gdzie odwiedziliśmy fabrykę tequili. Dowiedzieliśmy się jak ją wytwarzają, a na koniec była oczywiście degustacja. Byłam również w turystycznym kurorcie Cancún, położonym nad Morzem Karaibskim i rzeczywiście kolor wody jest tam niesamowicie turkusowy, a plaże bielusieńkie, jak na obrazkach. Jednak pod względem cen jest tam o wiele drożej. Niedaleko jest tam również park rozrywki Xcaret, gdzie można zobaczyć egzotyczną florę i faunę, np. popływać z delfinami, a nawet z rekinami. Byłam także w Chichen Itzá oraz Teotihuacán, czyli tam, gdzie znajdują się piramidy.

Cancun, Morze Karaibskie 1.jpg
Cancun, Morze Karaibskie
Nad Oceanem Spokojnym.jpg
Nad Oceanem Spokojnym
Cosala-magiczne miasteczko 2.jpg
Cosala magiczne miasteczko
Cosala-magiczne miasteczko 1.jpg
Cosala magiczne miasteczko
Durango.jpg
Durango
Fabryka tequili 2.JPG
Fabryka tequili

[Cel] Z tego, co zobaczyłaś, co zwiedziłaś, co Ci się najbardziej podobało?

[Karina] Piramidy w okolicach Mexico City oraz park Xcaret. Wstęp była bardzo drogi, ale zdecydowanie warto tam pójść. Najbardziej podobało mi się jednak to, że miałam możliwość mieszkać z prawdziwą meksykańską rodziną, zobaczyć, jak żyją, poznać ich zwyczaje.

Teotihuacán 1.jpg
Teotihuacán
Teotihuacán 2.jpg
Teotihuacán
Teotihuacán 4.JPG
Teotihuacán
Chichen Itza.jpg
Chichen Itza
park Morze Karaibskie.jpg
Xcaret nad M. Karaibskim
Xcaret nad M. Karaibskim 5.JPG
Xcaret na M. Karaibskim
Xcaret nad M. Karaibskim 6.JPG
Xcaret na M. Karaibskim

[Cel] Jakieś przygody? Coś szczególnie utkwiło Ci w pamięci?

[Karina] Tak, na pewno to, gdy zjadłam język krowy. Mój chłopak zabrał mnie ze swoją rodziną na wycieczkę, podczas której trafiliśmy do tradycyjnej meksykańskiej restauracji. Wszystko tam było meksykańskie, rodzinny biznes przekazywany z pokolenia na pokolenie. Zamówiliśmy jedzenie, wszystko stało na stole i można było się częstować. Na mój talerz trafił jakiś kawałek mięsa, a że był bardzo smaczny, sięgnęłam po więcej. Później w samochodzie mój chłopak zapytał mnie, czy wiem, co dzisiaj jadłam. Kiedy dowiedziałam się, że był to język krowy, nie chciałam w to uwierzyć, bo z pewnością, gdybym to wiedziała wcześniej, nie przeszłoby mi to przez gardło.

[Cel] Co dał Ci ten wyjazd? Czy coś zmienił, uświadomił?

[Karina] Stałam się bardziej otwarta i chyba bardziej tolerancyjna, rozumiem bardziej problemy innych krajów. Doceniłam Polskę, jestem bardziej dumna, że pochodzę z tego kraju. Poprawiłam sobie znajomość języka, bo rozmawiałam tam po angielsku. Teraz o wiele swobodniej się nim posługuję. Mam mnóstwo znajomych, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt. Połknęłam bakcyla na podróżowanie, jest tyle niesamowitych miejsc do odwiedzenia na świecie, że życia może zabraknąć, by wszystko zobaczyć. Teraz staram się częściej wyjeżdżam, zabieram siostrę, bo ona również bardzo lubi podróżować. Nauczyłam się również samodzielności i zaradności, nie boję się nowych rzeczy. Zaczęłam się uczyć również hiszpańskiego, znalazłam dobrą motywację:)

[Cel] Karino, bardzo Ci dziękuję za bardzo ciekawą rozmowę i poświęcony czas. Meksyk wpisują na swoja listę.

Cancun, Morze Karaibskie 2.jpg
Cancun, Morze Karaibskie

One Comment

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *