Wiza do Iranu oraz przystanek Ateny w drodze do kraju szacha
Do Iranu nie ma bezpośrednich lotów z Polski. Można oczywiście kupić lot na jednym bilecie, a można również sprawdzić cenę z różnych europejskich lotnisk i wówczas samodzielnie złożyć bilet, co może wyjść taniej. Z pewnością warto zainteresować się lotami ze Lwowa, Berlina (ostatnio hit za 426 zł), Pragi, Mediolanu czy Aten właśnie. Linie, które oferują loty do Teheranu w atrakcyjnych cenach to między innymi grecki Aegan, turecki Pegasus oraz Turkish Airlines. Z pewnością warto zainteresować się właśnie Aeganem, gdyż ten miewa świetne oferty nawet z Polski. My właśnie decydujemy się na tę linię, gdyż w tej opcji mamy tylko jedną przesiadkę, mianowicie w Atenach. Bilet z Aten do Teheranu kosztuje 926 zł, natomiast do Aten lecimy Ryanairem za 500 zł w dwie strony. Można oczywiście trafić na o wiele lepszą cenę, jednak taka jest dla nas do zaakceptowania, bierzemy także pod uwagę konkretny termin. Warto także sprawdzić ofertę Ageana z Warszawy do Aten, gdyż często takie połączenie wcale nie jest drogie.
Spis treści
WIZA DO IRANU
Po zakupie biletów, zaczynamy załatwiać formalności wizowe. Tak, robimy to w tej kolejności, najpierw bilet, potem wiza, może i ryzykujemy, choć z relacji innych wynika, że problemu z otrzymaniem wizy nie ma… no chyba że paramy się dziennikarskim rzemiosłem. Oczywiście stuprocentowej gwarancji nikt nam dać nie może, niemniej kierując się dobrym przeczuciem, obieramy taką kolejność. Cała procedura uzyskania wizy zajmuje nam miesiąc. Standardowo korzystamy z usług agencji w Teheranie, która to załatwia tzw. promesę wizową, czy raczej numer pozwolenia na wydanie wizy. Koszt to 30 EUR. W tej sprawie kontaktujemy się z agencją Key2Persia i bardzo sobie chwalimy. Na stronie znajdziecie listę wymaganych dokumentów, należy również wypełnić formularz zgłoszeniowy. Wniosek wysyłamy 31.08., a 08.09. otrzymujemy informację, że akceptacja jest i za ok. 2 dni nadane numery powinny na nas czekać w ambasadzie. Średni czas oczekiwani na odpowiedź to 10 dni. Co do opłaty, pieniążki muszą być wpłacone na ich konto w zagranicznym banku, szczegóły podadzą w mailu. Trzeba dopytać o tytuł przelewu, by przez przypadek nie strzelić sobie już na początku tzw. samobója. Jakiś czas temu użycie terminu “Iran visa” skutkowało odrzuceniem przelewu. Termin ważności pozwolenia to aż 3 miesiące, więc warto zainteresować się tym tematem wcześniej. Na tym oczywiście cała procedura się nie kończy. Po kilku dniach upewniamy się, że nasze pozwolenia dotarły i tym razem osobiście fatygujemy się do ambasady z naręczem papierków potrzebnych do wyrobienia wizy. A ta kosztuje. Trzeba oczywiście wcześniej zrobić przelew i dowód wpłaty na 50 EUR dołączyć do dokumentów. Przelew najlepiej zrobić w PKO BP bezpośrednio na ich konto. I uwaga, pobierana jest opłata za przelew również w EUR (ok. 1,70 EUR), więc najlepiej jest mieć jakieś drobne. Złotówek nie przyjmują, więc albo trzeba znaleźć kantor, albo kupić w banku, co wiąże się z wysokim kursem i zapewne grubszym nominałem, z czego reszta zostanie wydana w złotówkach.
Dokumenty potrzebne do złożenia wniosku o wizę:
- Numer pozwolenia na wydanie wizy uzyskany w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Iranu. To jest właśnie to, co przysyła agencja z Iranu za 30 EUR.
- Oryginał paszportu wnioskodawcy, ważny przez co najmniej 6 kolejnych miesięcy oraz kopia strony paszportu z danymi osobowymi.
- Wniosek wizowy odpowiednio wypełniony i podpisany przez osobę aplikującą o wizę (jeden egzemplarz) – wniosek powinien być wypełniony komputerowo (można się namęczyć, gdyż czasem słowa wskakują w różnych miejscach w linijce).
- Aktualne kolorowe zdjęcie paszportowe (bez okularów). Zdjęcia nie wolno przyklejać do formularza.
- Dowód wpłaty z banku. Aktualny cennik wizowy znajdziecie tu.
- Dowód wykupienia odpowiedniego ubezpieczenia turystycznego, pokrywającego koszty ewakuacji medycznej oraz transportu zwłok. Wystarczy kopia polisy, potwierdzone.
Na wizę czekamy półtora tygodnia, może to trwać do dwóch. Nasza ważna jest 20 dni od momentu wjazdu. Maksymalnie może być ważna przez 30 dni, ale to konsul decyduje, przez jak długo chce nas gościć w swoim kraju. Wizy nie trzeba odbierać osobiście. Można napisać upoważnienie i wysłać kogoś w swoim imieniu.
I uwaga, najlepsze na koniec. Dzień po naszym powrocie portal Fly4free zamieszcza informację o rozluźnieniu przepisów wizowych, między innymi dla Polski. Co to oznacza? A no że koniec z całą uciążliwą procedurą, trwającą miesiąc, a wizę na 30 dni będzie można otrzymać na lotnisku, z opcją przedłużenia na 15 dni. Treść całego artykułu można przeczytać tu. Jako że przepisy, dotyczące irańskiej wizy, lubią się zmieniać, warto potwierdzić tę informację u źródła.
DZIEŃ W ATENACH
W Atenach lądujemy późnym wieczorem o 22:50, w sam raz by złapać ostatnie metro o 23:30 (pełny rozkład tu). To chyba najlepsza opcja, by dostać się do centrum. Przystanek znajduje się w hali odlotów, trzeba wyjść na zewnątrz i przejść przez skybridge. W hali znajdują się kasy biletowe oraz automaty. W automacie wybieramy stację, do której chcemy dojechać. Bilet do centrum kosztuje 8 EUR, zaś kupując bilet dla 2 osób, zapłacimy 14 EUR. Bilet należy obowiązkowo skasować przed wjechaniem na peron, kasowniki znajdują się przy ruchomych schodach. Dojazd do stacji Syntagma zabiera nam 38 minut. O innych opcjach dojazdu przeczytacie tu.
Jest piątek wieczorem, miasto nie śpi. W metrze oraz okolicach są tłumy. Po opuszczeniu stacji metra, próbujemy namierzyć nasz hotel i dotrzeć do niego na piechotę. Parę razy pytamy o drogę, aż w końcu grubo po północy docieramy do celu.
HOTEL DIOSKOUROS
Baza noclegowa w Atenach jest ogromna. Najwięcej tanich hoteli znajduje się w dzielnicy Omonia, dzielnicy, która cieszy się niezbyt dobrą opinią. My jednak wybieramy Hotel Dioskouros, znajdujący się u podnóża Akropolu w zabytkowej dzielnicy Plaka. Lokalizacja jest fantastyczna, a cena również atrakcyjna. Za pokój 2-osobowy bez łazienka, ale z umywalką i śniadaniem płacimy 28,75 EUR. Na recepcji wita nas bardzo miły pan, wręcza nam klucze oraz udziela wszelkich wskazówek. Pokój jest w nieco gorszym stanie niż to wynika ze zdjęć, niemniej jest czysto i całkiem przestronnie, a do tego można posiedzieć na balkonie i wsłuchać się w odgłosy miasta. O wiele gorzej wygląda sprawa z dzieloną łazienką. Stan toalet pozostawia wiele do życzenia, a jedna z kabin prysznicowych wcale się nie zamyka. Niemniej można dać radę, przecież to tylko jedna noc.
Śniadanie jest bardzo skromne. Oprócz dżemu, miodu oraz Nutelli można się załapać na coś w rodzaju naleśników, które przyrządza Polka. Zresztą to nie jedyna rodaczka tu pracująca. Do tego kawa lub herbata, więc nie jest źle. Przy recepcji znajdują się szafki, w których można przechować bagaż za 2 EUR. Na krótki pobyt ten hotel bardzo polecam, jeśli zależy Wam na dobrej cenie i świetnej lokalizacji.
AKROPOL
Oczywiście to główny punkt programu w Atenach. Akropol, jak i cała Grecja, marzył mi się od dawna. To moja pierwsza wizyta w tym kraju, więc ekscytacja jest ogromna. Na zwiedzanie mamy praktycznie cały dzień, gdyż odlot do Teheranu jest późnym wieczorem. Zaraz po śniadaniu i po ustaleniu kilku rzeczy z couchsurferami z Iranu, udajemy się na słynne wzgórze. Z hotelu bierzemy bardzo przydatną mapkę, dzięki której o wiele łatwiej zorientować się, co warto zobaczyć w okolicy. Na mapce jest również zaznaczona trasa z najciekawszymi zabytkami. Już samo mignięcie Akropolu gdzieś między uliczkami wywołuję u mnie falę euforii. Idąc wzdłuż głównej ulicy po lewej stronie mijamy Świątynię Zeusa, którą postanawiamy zostawić sobie na później, jeśli czas pozwoli. W kilkanaście minut dochodzimy do bramy wejściowej, przy której już ustawiła się spora kolejka. Na szczęście czynne są dwa okienka, więc idzie to w miarę sprawnie. Między oczekującymi przechadza się pani przewodniczka, nawołująca do grupowego zwiedzania. Bilet na Akropol, łączony z innymi zabytkami, takimi jak Agory Grecka i Rzymska oraz Świątynia Hefajstosa, kosztuje 12 EUR. Zaraz za bramą wejściową po lewej stronie ustawione są automaty z zimną wodą, którą można kupić za grosze. I uwaga: na Akropolu nie można się posilić przytransportowanym jedzeniem. Nie wiadomo skąd pojawi się strażnik, ubrany po cywilnemu, i zwróci uwagę. Zwiedzanie całego wzgórza od momentu przekroczenia bramy zajmuje od 1,5 do 2 godzin.
Teraz czeka nas krótki spacer pod górę, nim jednak wdrapiemy się na sam szczyt, po drodze mijamy kilka innych ciekawych pozostałości ze starożytoności. Teatr Dionizosa to pierwszy większy obiekt. Powstał w V wieku p.n.e. i jest uważany za kolebkę teatru europejskiego. Półokrągła orchestra pochodzi z czasów rzymskich.
Kolejny obiekt robi jeszcze większe wrażenie. To znajdujący się na południowym stoku Akropolu Odeon Herodesa Attyka, który zachował się w o wiele lepszej okazałości, podziwiać można także fasadę z rzędami łuków. Uważany jest za największy i najwspanialszy z odeonów starożytnych, z czym zdecydowanie mogę się zgodzić, choć porównania nie mam. Ów amfiteatr to podarunek dla Aten właśnie od Herodesa, który w ten sposób chciał uczcić pamięć swojej żony Regilli. W starożytności organizowano tu konkursy muzyczne oraz różne przedstawienia.
Kawałeczek dalej trzeba już konkretnie wspiąć się do góry, by dojść do starożytnej bramy, w zasadzie budynku, który służy za ową bramę czy też jako wejście do wielkiej świątyni. To propyleje. Ów budynek rozmieszczony jest na planie prostokąta, a tworzą go olbrzymie kolumny. Ten na Akropolu to chyba najsłynniejszy obiekt tego typu, budowę rozpoczęto w 437 roku p.n.e., by potem przerwać ją po pięciu latach. Stąd roztacza się niesamowity widok na okolicę.
Kolejnego obiektu nikomu przedstawiać nie trzeba. To słynny Partenon, największa i najwspanialsza budowla Akropolu, wzniesiona w 447 roku p.n.e. Ogólne wrażenie psują nieco rusztowania, jakimi oblepiona jest świątynia i wygląda na to, że jest to już stały element tego krajobrazu. Przeglądając wpisy osób, które to miejsce odwiedziły przede mną, w każdym natrafiam na zdjęcie Partenonu wraz z metalową konstrukcją. Co ciekawe Partenon nigdy prawdziwą świątynią nie był. Nigdy nie było tutaj żadnego ołtarza ofiarnego. Pełnił głównie rolę skarbca.
Przy samym Partenonie znajduje się fantastyczny punkt widokowy na miasto, skąd można dostrzec Świątynię Zeusa, Wzgórze Filopapusa oraz Teatr Dionizosa u podnóża Akropolu. Widok zdecydowanie wart tego, by się tutaj wdrapać.
Widoki z drugiej strony są równie piękne…
Na wzgórzu znajduje się jeszcze jedna ciekawa budowla, która kilka razy była odbudowywana. To Erechtejon, świątynia w stylu jońskim, wzniesiona na cześć króla Erechtejona, założyciela Akropolu. Pierwsza świątynia, jaka tu powstała, została zniszczona w 480 roku p.n.e. w czasie wojen perskich. Kolejna została zbudowana w 421 roku p.n.e, a odbudowano ją z gruzów w 1836 roku.
Po dość intensywnym spacerze zamierzamy jeszcze zobaczyć te zabytki, które mamy już w cenie biletu. Schodzimy w dół i zatrzymujemy się na krótki odpoczynek przy małym wzgórzu, na które można, a w zasadzie trzeba wejść, by zobaczyć Akropol z innej perspektywy, a także przyjrzeć się agorom oraz Świątyni Hefajstosa.
AGORY RZYMSKA I GRECKA
To tak naprawdę pozostałości zabudowy dwóch rynków, greckiego ze stoą Attalosa II oraz rzymskiego z Wieżą Wiatrów i Bibilioteką Hadriana. Były to miejsca handlu, zgromadzeń mieszkańców i debat politycznych. Obecnie w części Agory Greckiej w rekonstruowanym budynku mieści się Muzeum Agory. W środku w pomieszczeniach można podziwiać to, co zachowało się ze starożytnych czasów, piękne naczynia, narzędzia i rzeźby. Agora Rzymska miała stanowić przedłużenie tej antycznej greckiej. Z jej pozostałości można zobaczyć tutaj Bramę Ateny Archegetis. Na terenie agory stoi również XVII-wieczny meczet Fethiye, wzniesiony na ruinach chrześcijańskiej bazyliki. Warto zajrzeć do środka, by obejrzeć ścienne malowidła i samo wnętrze.
ŚWIĄTYNIA HEFAJSTOSA
Po przeciwnej stronie od agory wznosi się jeszcze jeden antyczny obiekt, kolejna świątynia, tym razem na cześć boga Hefajstosa. Wzniesiono ją w 445 roku p.n.e. Główne pomieszczenie tej doryckiej świątyni otoczone jest piękną kolumnadą. Z tego miejsca roztacza się także piękny widok na Akropol.
GRECKI OBIAD
Jako że pogoda zaczyna się powoli psuć, nadciąga coraz więcej chmur i zaczyna kropić, udajemy się w kierunku zabytkowej dzielnicy Plaka, by znaleźć jakiś przyjemny lokal z pysznym greckim jedzeniem, bo właśnie z tego również słynie ten kraj. Wybór jest ogromny, ciężko się zdecydować. Ostatecznie zachęcone zawartością talerzy osób już delektujących się greckimi przysmakami, zajmujemy miejsce przy stoliku na świeżym powietrzu. Zadaszenie jest, więc deszcz nam niestraszny. Z menu wybieram zestaw za 13 EUR, w skład którego wchodzi tradycyjny kebab z sałatką i dowolnym napojem. Pycha, a porcje ogromne! Menu z cenami znajdziecie w Galerii.
Rozpadało się już na dobre, więc pogoda niezbyt zachęca do dalszego zwiedzania. Uliczkami Plaki wracamy do hotelu, zabieramy bagaż i udajemy się na lotnisko. Tam w biznesowym saloniku czekamy na samolot. Lot do Teheranu jest pół godziny opóźniony, rozglądamy się dookoła i wygląda na to, że jestem jedyną blondynką w tym całym towarzystwie. Jednak nie jedyną turystką, oprócz Kingi, jeszcze jeden gość, siedzący za nami zawzięcie studiuje przewodnik Lonely Planet. Już tutaj w poczekalni poznajemy pierwszego Irańczyka, który słysząc naszą rozmowę po polsku, od razu zagaduje. Wraca z Londynu do domu, w Londynie pracuje i zna mnóstwo Polaków:) A co do linii lotniczych Aegan, to bardzo polecam… nowe samoloty, przemiła obsługa i pyszne jedzenie. Turkish się nie umywa.
4 komentarze
Okiem Alexa
Przepisy wizowe zazwyczaj niestety są dość zagmatwane i warunki jej uzyskania potrafią się dość często zmieniać.. a zdjęcia z Aten świetne!
celwpodrozy
Dzięki. Tak, jest trochę zamieszania, wypełniania, przelewania, zanoszenia i odbierania. Można próbować na lotnisku, wygląda na to, że teraz szansę są spore.
Mateusz
Po pierwsze świetne zdjęcia i zazdroszczę wyprawy. A co do spraw wizowych sam byłem na podobnej wyprawie trochę ponad rok temu i nie miałem jakiś wielkich trudności z załatwieniem sobie wizy. Co prawda w obecnej sytuacji politycznej (problemy uchodźców) sprawa może wyglądać inaczej.
Pozdrawiam Mateusz
celwpodrozy
Dzięki. Trudności też nie miałyśmy, jedynie procedura długa i nieco zawiła. Moje obawy dotyczyły raczej tego, że oto dwie kobiety (jedna bez męża, który został w domu) chcą sobie pojeździć po muzułumańskim kraju. Jednak obawy były bezpodstawne. Zresztą znam kobiety, które samotnie po Iranie podróżowały, więc wizy dostać musiały. Iran się bardzo otwiera na turystykę, przepisy się rozluźniają, powinno być łatwiej.