Kilka dni na Koh Tao, czyli jak spędziliśmy czas na Wyspie Żółwia
Z Koh Phangan, który jakoś szczególnie nas nie zachwycił, przenosimy się na Koh Tao, małą wysepkę położoną także w Zatoce Tajlandzkiej, słynącą głównie ze wspaniałych warunków do nurkowania oraz licznych szkół, gdzie za sensowne pieniądze można zrobić sobie patent nurkowy. My takich planów nie mamy, czasu nie wystarczy, więc jedyne o czym marzymy, to zaszyć się w jakimś spokojnym miejscu z uroczą plażą. Nocleg zabukowany oczywiście wcześniej, mały resort w południowo-zachodniej części wyspy.
Spis treści
JAK DOPŁYNĄĆ NA KOH TAO
Z Koh Phangan na Koh Tao płyniemy katamaranem firmy Lomprayah, rezerwacja zrobiona przez Internet, jednak na przystani musimy ustawić się w kolejce, by odebrać bilety. Rezerwacji można dokonać na stronie Ferry Koh Samui, w tym momencie uiszcza się już opłatę. Bilet kosztuje 378 THB, a rejs ma trwać półtorej godziny. Kolejka jest spora, więc warto przyjechać odrobinę wcześniej, niemniej turyści obsługiwani są w trzech okienkach, więc wszystko idzie bardzo sprawnie. Jako że Koh Tao nie jest przystankiem końcowym, każdy dostaje naklejkę odpowiedniego koloru, aby było wiadomo, jak pakować bagaże. Firma Lomprayah słynie z częstych opóźnień i rzeczywiście się to potwierdza, w niemiłosiernym upale przychodzi nam czekać ponad godzinę. Sam katamaran jest w środku bardzo komfortowy, w końcu można się schłodzić w przyjemnej klimatyzacji, a miłe stewki pomagają znaleźć wolne miejsce.
Koh Tao już z okien katamaranu robi na mnie pozytywne wrażenie… małe zatoczki, szmaragdowa woda, a główna plaża Sairee z tej perspektywy wygląda niesamowicie rajsko. Oczywiście zaraz po opuszczeniu promu zostajemy obstąpieni przez tłum taksówkarzy, próbujemy odejść nieco dalej i porządnie się targować. Dojazd zajmuje około 10 minut, a droga wiedzie małymi serpentynami, tak teren Koh Tao jest pagórkowaty, choć nie aż tak, jak Koh Phangan.
NOCLEG NA KOH TAO
Zatrzymujemy się w malutkim P.D. Resort, który obecnie oferuje darmowy transfer z przystani Mae Haad. Kilka bungalowów, restauracja nad samą wodą oraz malutka kameralna plaża z krystalicznie czystą wodą to jest właśnie to, na co czekałam. Cena niestety jest dość wysoka jak na Tajlandię, ale całkiem sensowna jak na Koh Tao, za 3 noclegi płacimy 639 zł za dwuosobowy domek. Dostajemy bungalow nr 1, czyli teoretycznie z widokiem na zatokę, a praktycznie z widokiem na to, co wyrosło przed werandą. Domek jest bardzo klimatyczny, przestrzenny z łazienką, utrzymany w tajskim stylu. Minusem może być jego położenie tuż przy restauracji, z której nad ranem dochodzą głosy sprzątających.
Restauracja jest również urządzona bardzo klimatycznie, w środku można przycupnąć na poduszkowych siedziskach, na zewnątrz na tarasie rozstawione są normalne stoliki. Zaraz po przyjeździe zamawiam moją ulubioną sałatkę z zielonej papai oraz zimny sok z ananasa.
Po małej przekąsce od razu udajemy się na plażę. Jest mała i piasek może nie jest śnieżnobiały, jednak woda jest przejrzysta i tworzy tutaj małą lagunę. W dzień są przypływy, wieczorem zaś woda się cofa, a plaża powiększa. Można się tu poczuć jak w raju, bo oto w maleńkiej zatoczce wśród pochylających się palm i pięknych egzotycznych kwiatów człowiek pluska się ciepłej, krystalicznie czystej wodzie i zapomina o wszystkich codziennych sprawach.
I najlepsze jest to, że można się tu kąpać o zachodzie słońca… a zachody słońca są takie…
Zaraz za naszym resortem znajduje się kolejny, położony nad samą zatoką z trochę szerszą plażą i barem tuż przy. Domki w Sunset Bungalows wyglądają również bardzo klimatycznie i jak się okazuje są o wiele tańsze niż te w P.D Resort. Tutaj cena jest stała przez cały rok, a standardowy bungalow z wiatrakiem kosztuje 700 THB za 1 noc. Niestety o tym dowiadujemy się dopiero po przyjeździe, w przeciwnym razie z pewnością zarezerwowalibyśmy właśnie tę miejscówkę. Sunset Bungalows nie ma na bookingu ani na agodzie, rezerwacji można dokonać tu. Za domkami Sunset zaczyna się platforma, po której można wybrać się na krótki spacer, niemniej na końcu znajduje się brama z informacją o terenie prywatnym, przejścia niestety nie ma.
ZWIEDZANIE KOH TAO
Na drugi dzień opuszczamy nasz resort i postanawiamy trochę pozwiedzać wyspę. Mój przewodnik zaleca poznawanie wyspy na piechotę, gdyż wtedy można odkryć wiele ciekawych miejsc, plaż, barów, schowanych w tropikalnym gąszczu. I tak też postanawiamy zrobić. Za cel obieramy sobie plażę Haad Thien, podobno najpiękniejszą na wyspie. Zanim jednak tam dotrzemy po drodze mamy zobaczyć Chalok Ban Khao, trzecią największą plażę na Koh Tao, położoną na południowym wybrzeżu.
Po drodze mijamy kilka resortów, przechodzimy przez drewnianą platformę i nawet nie orientujemy się, kiedy dochodzimy do zatoki Chalok Ban Khao, a to dlatego, że plaży nie ma tu żadnej (być może przypływ), a woda w ogóle nie ma szmaragdowego koloru, jaki zawsze pokazywany jest na zdjęciach z tego zakątka. Tego miejsca zdecydowanie nie polecam, ani na plażowanie, ani na stołowanie się… pad thai zamówione w jednej restauracji było zwykłym makaronem ze śladowymi ilościami wszystkiego, co powinno się w nim znaleźć. Miejsce zdecydowanie komercyjne, które straciło wszelki urok tajskiego klimatu.
Z Chalok Ban Khao do Haad Thien jest jeszcze kawałek. Idziemy trochę na czuja, bo żadnego drogowskazu nie ma. Na mapie nie wydaje się to zbyt daleko, jednak jak się okazuje bezpośredniego dojścia od strony linii brzegowej nie ma. Przy Ok. II Bungalow Shark Bay skręcamy w lewo i po schodkach schodzimy w dół. Dochodzimy do skał, po których już pierwsi śmiałkowie próbują przedostać się na drugą stronę. Żal leje się z nieba, mam wrażenie, że za chwilę dostanę udaru. Decydujemy się na drogę na przełaj, jeśli damy radę, za kilkanaście minut powinniśmy być na miejscu, jeśli nie, droga na około zajęłaby o wiele więcej czasu i w zasadzie bez sensu byłoby się teraz wracać.
Wspinaczka nie jest łatwa, trzeba się nagimnastykować, przytrzymywać mocno, by się nie zsunąć wprost w rozbijające się o skały fale, do tego miejscami trzeba się przeprawić przez wodę prawie do pasa, prąd jest mocny, a wspomniane fale mogą zachwiać równowagę. Na szczęście po kilkunastu minutach udaje się wreszcie postawić stopę na gorącym piasku plaży Haad Thien. Z daleka plaża robiła ogromne wrażenie, palmowy lasem otaczający błękitne wody zatoki, obrazek iście rajski. I rzeczywiście plaża jest bardzo malownicza, jednak woda mętna, w niektórych miejscach wręcz brudna, w żadnym razie nie zachęcająca do kąpieli. Jak się okazuje teren plaży jest prywatny i niestety osoby z zewnątrz nie mogą się tutaj rozkładać.
Michał i ja postanawiamy wracać do naszego resortu, by jeszcze po południu skorzystać z naszej plaży. Druga część ekipy udaje się na dalsze zwiedzanie wyspy. Droga powrotna nie prowadzi już na szczęście przez skały, niemniej do pokonania mamy spory kawałek. Najpierw przechodzimy przez teren jednego z resortów przy Haad Thien i muszę przyznać, że ogród oraz infrastruktura robi wrażenie. Klimatyczne bungalowy usytuowane albo przy samej plaży, albo w palmowym lasku z pewnością są luksusowo urządzone w środku. Na początku postanawiamy wrócić na piechotę, jednak upał oraz błędne informacje od miejscowych przekonują nas do złapania taksówki i to jest bardzo dobra decyzja. Powrót na nogach zająłby nam na pewno grubo ponad godzinę, a upał wykończyłby nas na maksa.
Popołudnie mija nam na błogim lenistwie, kąpieli, plażowaniu, dobrym tajskim jedzeniu…
DZIEŃ NA KOH NANGYAN
Kolejnego dnia wybieramy się na Koh Nangyan, uznaną za jedną z najpiękniejszych wysp świata i ja się z tym bez dwóch zdań zgadzam. Dlatego też wyprawie na tą wyspę poświęcę oddzielny wpis. Ostatni wieczór na Koh Tao spędzamy w Koh Tao Royal Resort. Miejsce zmieniamy ze względu na bardzo wczesny powrotny prom i przenosimy się do ośrodka położonego blisko przystani. Resort usytuowany jest przy samej plaży nieco z dala od głośnych ulic miasteczka, a jednak ciągle blisko, by dotrzeć tam na piechotę. W recepcji wita nas bardzo miły pan właściciel, Anglik, który przyjechał tutaj ze względu na pewną poznaną Tajkę. Standard bungalowów jest niższy niż w P.D Resort, niemniej cena także to odzwierciedla. Za nocleg w domku dwuosobowym płacimy 1200 THB. Domki znajdują się na tyłach recepcji, jedne wydają się być już odnowione, inne jeszcze nie. Restauracja zaś znajduje się przy recepcji nad samą zatoką przy malowniczej plaży.
Jak już wspomniałam, malownicza plaża na pierwszy rzut oka zachęca do błogiego lenistwa, na drugi rzut jednak nie jest już tak rajsko. Resort położony jest blisko przystani, a więc woda, siłą rzeczy, nie może być czysta. Widać to gołym okiem oraz czuć przy kąpaniu, na ciele pozostaje lepka warstwa, co nie jest zbyt przyjemne. Największe wrażenie robi pochylająca się wprost do wody palma, na której zawieszone są dwie huśtawki. Można skorzystać z leżaków, można rozłożyć się bezpośrednio na piasku, co jednak może się skończyć bezpośrednim spotkaniem z wężem… jakim? Nie mam pojęcia, ale na własne oczy w pewnym momencie dostrzegam coś wijącego się, a reakcja plażowiczów mówi sama za siebie. Chwilę spędzamy na plaży, po czym udajemy się na spacer od miasteczka.
Moje problemy żołądkowe nieco ustają, a w ich miejsce pojawia się ssanie w żołądku, więc zdecydowanie należy coś zjeść. Miasteczko wygląda zupełnie tak samo jak miasteczka na innych tajskich wyspach. Po drodze mijamy inne ośrodki, bary, knajpki, tutaj życie już tętni. Mój wyczulony nos prowadzi mnie nad samą zatokę, gdzie w zaparkowanych garkuchniach przyrządzane jest jedzonko. Na pierwszy ogień idzie grillowane mięsko, bo na to właśnie mam ogromną ochotę.
Grillowane mięsko tak bardzo mi smakuje, że wyruszam po drugą partię. W drodze powrotnej wracam już plażą, bo właśnie zaczyna się spektakularny zachód słońca. W tej części wyspy jest on rzeczywiście niesamowity… tajskie łódki przycumowane przy brzegu lub te ciągle jeszcze pływające po zatoce tworzą idealne kadry.
Powrót do domu jest długi i męczący, bo rano problemy żołądkowe powracają i to ze zdwojoną siłą. Na szczęście przez całą drogę dostęp do toalety jest, więc daję radę. Wszystko uspokaja się dopiero na pokładzie samolotu, gdzie wreszcie tajska flora bakteryjna zostaje wyeliminowana. Poprzez bardzo męczącą jelitówkę pobytu w Zatoce Tajlandzkiej nie wspominam zbyt dobrze, i tak jak za pierwszym razem z Tajlandii wróciłam zachwycona, tak za drugim skutecznie się do tego kraju zniechęciłam. Niemniej powrotu nie wykluczam, jednakże z pewnością byłaby to przeciwna strona lądu, chętnie jakaś mała wysepka na Morzu Andamańskim.
Termin: luty 2015
8 komentarzy
Gabi
Byłaś rok temu prawda? Właśnie czytam, a że będę na Koh tao za trzy dni sprawdzam polecane miejscówki.
Cena za Pd bungalowy 1700 bathow jest na ra chwilę. Czyżby w rok tak wzrosły ceny?
celwpodrozy
Tak, byłam rok temu. PD Resort był drogi, a teraz jest jeszcze droższy, natomiast sprawdziłabym Sunset Bungalows, na podlinkowanej stronie cena za dwuosobowy domek to 700 THB. Koh Tao ogólnie jest drogie, jeśli chodzi o noclegi… te fajniejsze przy plaży trochę kosztują.
Magda
Cześć ja wybieram się z dziećmi na Koh tao w lutym . Jeśli mogłabyś podzielić sie ze mną wrażeniami i sugestiami będę bardzo wdzięczna . Pozdrawiam i dziekuje . Oto mój adres magdakornowicz@gmail. Com
celwpodrozy
Hej Magdo, jeśli masz pytania, to napisz, chętnie odpowiem. Wrażeniami podzieliłam się już na blogu. Pozdrawiam
Monika
Tak patrzę na tę knajpę z niskimi stoilczkami i myślę, że chyba tam właśnie byłam.
Zdjęć nie mam, ale tak od razu mi się wydała znajoma 😉
Pingback:
Sarka
Jestem w gym momencie i podróżujemy z chłopakiem spontanicznie, nigdy nie blokujemy noclegów wcześniej. W Asia Resort udało nam się wynegocjować fajny pokój za 500 baht za noc. Naprawdę warto czasem się przejść i negocjować!
celwpodrozy
Na pewno warto. To też zależy, ile mamy czasu na miejscu i czy chcemy spożytkować go na szukanie noclegu, czy może na inne rzeczy. Na pewno na miejscu jest szansa na lepszą cenę, ale czasem w wysokim sezonie miejsc może nie być.