Jazd, miasto labirynt, w którym trzeba się zgubić
Jazd to miasto, które na naszym irańskim szlaku zachwyciło mnie najbardziej i bardzo żałuję, że zatrzymałyśmy się tam na tak krótko. Optymalny pobyt, według mnie, to trzy dni (można i dłużej), a minimum dwa, by mieć czas na nieśpieszne zagłębienie się w labirynt uliczek, rozsiany po całym mieście. Z racji tego, że wybrałyśmy się na wycieczkę po okolicach Jazd, na zwiedzanie samego miasta został nam tylko jeden dzień.
Po powrocie z wycieczki zostajemy oddelegowane do innego hotelu. Po długiej i dosyć męczącej rozmowie z menedżerem Silk Road (miałyśmy przecież rezerwację, a teraz nas odsyła), zgadzamy się na przenosiny do Kourosh Hotel (ocena na Tripadvisor), który także znajduje się w starej części miasta, w zasadzie rzut beretem od Silk. I to jest tak naprawdę świetna decyzja. Dostajemy pokój z łazienką, i jak się okazuje, standard jest tu zdecydowanie wyższy. Uśmiechnięta pani recepcjonistka zawsze służy pomocą. Dwuosobowy pokój ze śniadaniem jest tutaj tańszy niż w Silk Road, a do tego mamy prywatną łazienkę. Cena za pokój ze śniadaniem wynosi 1 100 000 riali, czyli ok. 140 zł (w Silk Road zaś 1 600 000).
Zwiedzanie postanawiamy zacząć od najodleglejszego punktu, czyli od Zoroastriańskiej Świątyni Ognia (Atashkadeh). Trasę pokonujemy oczywiście na piechotę, choć nie jest to wcale tak blisko, mapa Google wskazuje ok. 50 minut drogi. Niemniej spacer to zawsze świetna okazja do lepszego poznania miasta oraz zwiększenie szans na nieoczekiwane zdarzenia i spotkania, a w Iranie o takie nietrudno. I rzeczywiście, tym razem trafiamy do irańskiego przedszkola. W pewnym momencie zaczynają mijać nas dzieciaki ubrane w kolorowe mundurki, co od razu zwraca moją uwagę. Wyciągam aparat i w języku migowym pytam panie przedszkolanki o pozwolenie na zrobienie zdjęcia… po wymianie uśmiechów zarówno z paniami, jak i dzieciakami, zostajemy niespodziewanie zaproszone do środka, gdzie od razu w ramach poczęstunku dostajemy herbatkę i coś słodkiego. Niesamowite, mamy możliwość zobaczenia, jak maluszki spędzają przerwę obiadową, możemy także zajrzeć do klas. Dzieciaki w ogóle się nie krępują, wręcza zaczynają się popisywać i ciągle nas zaczepiają.Ze świątyni kierujemy się do kompleksu Amir Chakhmagh, który jest chyba najczęściej fotografowanym miejscem w Jazd. Nie chcemy wracać tą samą drogą, więc skręcamy w prawo i wchodzimy w plątaninę starych uliczek. Ta część miasta zdaje się być zapomniana, bowiem niektóre budynki to już zawaliska, z niektórych zaś pozostały jedynie szkielety. Im dalej się zapuszczamy, tym bardziej widzimy, iż nie jest to turystyczny rejon, oprócz nas nie ma tu żadnych innych zwiedzających. Uliczki przeważnie puste, czasem ktoś przemknie w oddali… wszystko wygląda tu jak z innej epoki, malutkie bramy i wejścia do domów, niektóre z nich opustoszałe. I jak to w labiryncie, mimo iż posiłkujemy się mapą i tak udaje się nam zgubić, na co tak naprawdę liczymy. Ta część Yazd ma niesamowity klimat, zdecydowanie warto się tu pokręcić.
[easy-image-collage id=8247] Kompleks Amir Chakhmagh, do którego w końcu docieramy, nie robi na mnie aż tak ogromnego wrażenia, jak robił na zdjęciach. Nie wiem, może to kwestia lokalizacja, może też tego, że w pasażu znajdują się małe sklepiki z lokalnymi produktami, a ja oczekiwałam czegoś innego w tym miejscu. Amir Chakhmagh to średniowieczny meczet, położony na placu o tej samej nazwie. Składa się z karawanseraja, łaźni, tekyeh (miejsce, gdzie Szyici zbierają się, by odprawiać swoje ceremonie), studni oraz właśnie lokalnych sklepików. Miejsce to wygląda szczególnie nocą, kiedy to budynek jest podświetlony pomarańczowym światłem. Również i tutaj wzbudzamy zainteresowanie miejscowych. Podchodzi do nas ojciec dwóch nastoletnich córek, które bardzo chciałaby zrobić sobie z nami zdjęcie. Bez żadnych ogródek mówi od razu, o co mu chodzi, po czym woła dziewczyny.Po obiedzie wracamy do hotelu, gdzie czeka już na nas zamówiona taksówka. Jedziemy na dworzec kolejowy, skąd mamy udać się do Teheranu, a stamtąd dalej do Hamadanu. To będzie nasza pierwsza podróż pociągiem w Iranie, co także będzie ciekawym doświadczeniem.
Trasa naszego zwiedzania wyglądała następująco. Przyjrzyjcie się szczegółowo uliczkom koło Meczetu Jameh, zaznaczone są tam różne domy oraz kawiarnie z możliwością wejścia na dach. To, czego nie udało się nam zobaczyć to Yazd Water Museum oraz ogród Bagh-e Dolat z najwięszkym wiatrołapem na świecie, mierzącym 33 metry.
Termin: październik 2015
2 komentarze
Aga z podróżyszczypta
na niektórych zdjęciach budowle wyglądają jak usypane z piasku 🙂 Podobnie jak Ty, jeżeli tylko mogę, wybieram pokonywanie odległości na nogach. Wizyta w przedszkolu, bezcenna. Czy w tych uliczkach faktycznie było tak pusto czy czekałyście na wolny kadr?
celwpodrozy
Tak, w uliczkach naprawdę było pusto. Nawet w części bardziej turystycznej w ogóle nie było ludzi, od czasu do czasu, na kogoś się natknęłam, np. na dwóch młodych mężczyzn z Teheranu, z którymi potem chwilę pospacerowałam:) W tej dalszej części nie było już żadnych turystów, a Jazd jest przecież na popularnym turystycznym szlaku.