Podróże w 2016
Zapiski różne

Co się działo w 2016, czyli czas podróżniczych podsumowań

Nie będę ściemniać… właśnie teraz powinnam być w drodze na Moherowe Klify, które niespodziewanie znalazły się w moich sylwestrowych planach. Niestety zwierzątka nam się pochorowały na tyle poważenie, że postanowiliśmy odpuścić i zostać w domu. Klify nie uciekną, a ja na spokojnie mogę podsumować kończący się właśnie 2016 rok.

Tym razem nie będzie wyliczanki, gdzie byłam w jakim miesiącu, choć wiadomo, nie da się nie wspomnieć i o tym, w końcu o podróżowanie tu chodzi. Poza samymi podróżami również trochę się działo, kilkukrotnie wyszłam ze swojej strefy komfortu i zrobiłam coś, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Być może domyślacie się, o czym piszę. Pod kątem podróżniczym rok 2016 muszę zaliczyć do udanych, mimo iż jeden większy wyjazd został odwołany. W tym roku nadrobiłam również coś z zeszłego, więc bilans można niejako uznać za wyrównany. A oto mapka z miejscami, odwiedzonymi przeze mnie w tym roku.

NA DŁUŻEJ

Trzy dłuższe wyjazdy, w tym spełnienie największego podróżniczego marzenia do tej pory, czyli wycieczka do Peru, a tam magiczne ruiny Machu Picchu. Wielką trójkę zainaugurowała Birma i już na początku nie obyło się bez małych komplikacji, bo z planu wypadła wyspa Langkawi, przez co i pobyt w Malezji się skrócił. Wielkiego żalu nie było, bo akurat ten kraj nigdy nie był wysoko na mojej top liście. Niemniej wyzwanie było nie lada, bo oto z kilkuosobowej grupy wycieczka rozrosła się do rozmiarów 9 osobowej, a to już prawie tłum. Dodatkowo, długą podróż do Kuala Lumpur odbyłam sama, gdyż reszta ekipy poleciała innymi liniami, ja ze względu na zmianę planów, musiałam przebukować bilet. Że latać nie lubię, to wszyscy już wiedzą, ale latać sama, to już nie znoszę, tak więc wyczyn był, a do tego małe hartowanie przed powrotem z Limy.

Birma zachwyciła mnie absolutnie! Moje początkowe przekonanie, że to druga Tajlandia, okazała się na szczęście błędne. Owszem, można doszukiwać się podobieństw, bo podobno właśnie tak wyglądała Tajlandia jakieś 20 lat temu. I mimo wielu komentarzy, że ten kraj się już zmienia i komercja zaczyna robić swoje, to ciągle widać i czuć jeszcze tę autentyczność, a ludzie są niezwykle życzliwi i przyjaźni. Pozostał ogromny niedosyt i żal, że spędziłam tam tylko 8 dni.

Peru było następne… Tak, to Peru i to Machu!!! Ogromna ekscytacja, odliczanie miesięcy, tygodni i dni. I tu wielkie podziękowania dla Asi J. (która ciągle podróżuje po Ameryce), dzięki za cynk i zaproszenie na tę wyprawę! Trzy fajne babki spędziły dwa niesamowite tygodnie w Państwie Inków. Była to dla mnie pierwsza podróż na ten kontynent oraz pierwsza na żywo styczność z kulturą południowoamerykańską. Co mi się podobało? Wszystko! Ruiny Inków, cudowne górskie krajobrazy, wszechobecny folklor na ulicach… i oczywiście słodkie lamy i alpaki, które niestety wykorzystywane są do wyciągania pieniędzy od turystów. Nie obyło się bez przygód… obawiałam się tego, jak mój organizm zareaguje na andyjskie wysokości. I zareagował, objawy soroche dopadły mnie w najmniej oczekiwanym momencie, butla z tlenem poszła w ruch. Aklimatyzacja przyszła dopiero pod koniec wyjazdu.

Bali zachwyciło mnie już dawno, na zdjęciach oczywiście. Był czas, że marzyłam o tym miejscu bez przerwy. Później mój entuzjazm nieco opadł, aż przyszedł moment, kiedy to w ramach zaległej podróży poślubnej stałam się posiadaczką biletów do Denpasar. Dwa tygodnie w Indonezji to bardzo mało, a że nie chcieliśmy być w pośpiechu i być ciągle w drodze, postanowiliśmy pół wyjazdu spędzić na Bali, pół poleniuchować na Gili Meno. I była to dobra decyzja, choć przyznam, że po Bali pozostał niedosyt. Zdecydowanie należę do tych osób, które wyspą się zachwyciły… balijska architektura, zielone pola ryżowe, malownicze wioski, wulkany, świątynie i codzienne balijskie ceremonie, takiego klimatu można doświadczyć, jeśli opuści się kurorty i ruszy w głąb wyspy. A komercja? A tłumy? Tak, wyspa jest bardzo turystyczna, ale ani razu nie czuliśmy się tym przytłoczeni, wręcz przeciwnie byłam pozytywnie zaskoczona spokojem i leniwą atmosferą miejsc, które odwiedziliśmy. Według mnie to idealne miejsce na egzotyczne wakacje, mnóstwo atrakcji, niesamowita natura, turystyczna infrastruktura bardzo rozwinięta, niedrogo. A jeśli ktoś szuka ciszy i odosobnienia, to też to tutaj znajdzie.

NADROBIONE

Co się odwlecze, to nie uciecze… tak mówią i mają rację. Dwa wyjazdy odwołane w 2015 roku, zostały zrealizowane w kolejnym. Co prawda wypady krótkie, bo tylko (około)weekendowe, ale miejsca zdecydowanie warte zobaczenia.

Barcelona, wiadomo… chyba każdy już był, nic zaskakującego, a jednak wyjazd szczególny, bo raz, że na Wielkanoc, dwa – z mamą, którą zazwyczaj ciężko jest mi namówić na wycieczkę samolotem. To, co szczególnie utkwiło mi w pamięci, to młode dziewczyny szykujące się we wspólnej łazience na imprezę przy włączonej muzyce (tak, mieszkałyśmy w hostelu, w którym średnia wieku wynosiła 20 )… i uwaga, grzecznie pytające moją mamę, czy aby ta muzyka jej nie przeszkadza, no i lekkie zdziwienie, bo pani emerytka w hostelu?:) Druga rzecz to puste kościoły podczas Świąt Wielkiej Nocy. W większości msze odbywały się w małej kaplicy gdzieś na tyłach, a główna część otwarta była dla zwiedzających. I oczywiście domy Gaudiego, ale to raczej oczywista oczywistość. Historia jego życia jest niezwykle ciekawa i inspirujące, choć koniec bardzo smutny.

Sirmione i Werona to było dopiero zaskoczenie, pozytywne oczywiście. Jezioro jak jezioro, nad Como już byłam, więc spodziewałam się podobnych doznać, a tu nie. Sirmione wraz piękną twierdzą położone na cypelku, wcinającycm się w Jezioro Garda to sceneria iście bajkowa! Woda w jeziorze jest kristalicznie czysta, a jej mocno turkusowy kolor zadziwia. Widoki jak z rajskiej wyspy, z pewnością można by je pomylić z jakimś egzotycznym miejscem. A Werona? Werona to przepiękna starówka, amfiteatr, klimatyczne kamieniczki, czerwone dachy, cudowny włoski klimat, który uwielbiam! Tak, do Werony na pewno wrócę.

Sirmione Werona

MAJÓWKA SIERPNIÓWKA

Święto w tygodniu? Oczywiście trzeba z tego skorzystać, jeden czy dwa dni urlopu w pracy, a mamy w sumie kilka dni na okołoweekendową podróż. Aż żal nie skorzystać… więc skorzystałam i w tym roku swoją nogę pierwszy raz postawiłam na Cyprze oraz na Santorini.

Cypr tak jakoś przy okazji, bo tanie bilety były… w tym kierunku nigdy specjalnie mnie nie ciągnęło. Morze, palmy, plaże… w wielu innych miejscach są piękniejsze, ale przecież Cypr to nie tylko wygrzewanie się w słońcu. I tu moje pozytywne zaskoczenie, to kawałek historii oraz piękne góry. Ale uwaga na ruch lewostronny… przez ten szczegół miałam pierwszy raz okazję skorzystać z ubezpieczenia ze względu na stłuczkę.

Santorini za to było zawsze wysoko na mojej liście. Jednak wypad na kilka dni wiązał się z wysokimi kosztami, drogie loty, drogie noclegi… zdecydowanie bardziej opłaca się tu przyjechać na dłużej. Warto! Santorini jest bardzo turystyczną wyspą, ale nie ma się co dziwić. Katalogi nie kłamią, choć może trochę, bo na żywo wszyskto wygląda jeszcze lepiej. Białe miasteczka zawieszone na klifach, uliczkki, domki, schodki…. wszystko miniaturowe, ściśnięte i wciśnięte pomiędzy siebie. Trasy trekkingowe, różnokolorowe plaże, ruiny, malutkie kościółki i coś jeszcze, co niezwykle rozbudziło moją wyobraźnię, wulkan Nea Kameni. Podobno tutaj znajdowała się kiedyś zaginiona Atlantyda, dowodów jednoznacznych jeszcze nie ma, jednak w ciągu 10 lat zagadka powinna zostać wyjaśniona.

CO Z TĄ STREFĄ

Każdy ma jakąś swoją strefę komfortu, a wychylenie się poza nią wiąże się z ogromnym stresem. Dla mnie sytuacjami stresującymi były do tej pory wystąpienia publiczne. Szczególnie w pracy nie znosiłam prezentowania czegokolwiek na żywo przed szerszym gronem. I jak tu wyjść do ludzi i opowiadać im o swoich podróżach? A przecież o inspiracje i dzielenie się swoimi doświadczeniami tu chodzi. Raz kozie śmierć! Przełamałam się i odkąd pierwszy raz przygotowałam slajdowisko o Malediwach, z kolejnymi nie wiązał się już tak duży stres. W tym roku w Południku Zero odbyły się dwa moje pokazy, jeden o Iranie, drugi o Peru, plus oczywiście powtórki. I wiecie co? Naprawdę to polubiłam… publiczność mnie słuchała, było dużo interakcji i pytań na koniec.

Slajdowiska zaś zaprowadziły mnie dalej, do mediów. Kiedyś nawet przez myśl by mi nie przeszło, że mogłabym tą osobą, która udziela wywiadu i to na żywo. A jednak. Zaczęło się od Radia Kampus, potem zaś dwa razy gościłam na antenie Polskiego Radia, opowiadając o Iranie oraz o Peru. I jak się okazało, na tym nie koniec, bo oto otrzymałam zaproszenie do TVP do popularnego programy Pytanie na śniadanie. Stres był, bo przecież oprócz fonii dochodzi wizja. Miałam jednak wsparcie, razem Kingą opowiadałyśmy o naszej podróży po Iranie. Przyznam szczerze, że to było fantastyczne doświadczenie. Raz, że zobaczyłam, jak wygląda to od kuchni, dwa – miałam okazję do sprawdzenia siebie. Jak na pierwszy raz nie było chyba aż tak źle?

TVP Pytanie na śniadanie – Jak wygląda życie w Iranie? (kliknij w link, żeby obejrzeć)

Iran pytanie na śniadanie

SOCIAL MEDIA

W 2016 zdecydowanie wzrosła moja aktywność na Instagramie, z kilkunastu osób obserwujacych osób licznik wzródł do 451, a i ja zaczęłam śledzić wielu nowych podróżników. To świetne narzędzie do inspiracji, do nawiązania nowych kontaktów z ludźmi z całego świata, do zaprezentowania siebie. Poza tym wbudowany edytor zdjęć do szybkiej obróbki jest jednym z najlepszych, jakim się do tej pory posługiwałam. Z wielu opcji jeszcze nie korzystałam, a możliwości są spore. Trzy najpopularniejsze zdjęcia na Instagramie w tym roku zostały zrobione w Indonezji, wygrała wyspa Gili Meno.

Na Facebooku też jest nas więcej, za co pięknie dziękuję. Na chwile obecną 1859 polubień strony Cel w podróży. Dla mnie to fantastyczna liczba, bo wiem, że to, co robię, ma sens. A kilkukrotnie bliska byłam już tego, by blogową działalność zawiesić. To Wasze miłe słowa, pozytywne komentarze i podziękowania motywują mnie do dalszej pracy. Dziękuję!

Facebook

Ale żeby nie było tak kolorowo, to przyznam, że nie wszystko poszło tak, jak bym sobie tego życzyła, czy planowała. Przede wszystkim mam ogromne zaległości w pisaniu. Nieskończone relacje z Iranu, Birmy, zaległości z Peru i Bali i kilku innych wyjazdów gryzą moje sumienie. Nie nadążam… Jak wiecie, zawsze staram się opisać wszystko bardzo dokładnie, by później każdy mógł skorzystać z moich rad i wskazówek. Być może czasem zbyt dokładnie? To pochłania mnóstwo czasu, którego każdemu chyba brakuje. Praca na pełny etat oznacza blogowanie po godzinach, a o 20:00 wieczorem często obroty nie są już tak pełne. To tyle na moje usprawiedliwienie. Obiecuję poprawę:)

PLANY NA 2017

Są i owszem, i te podróżnicze i te związane z podróżowaniem. Szczegółów nie zdradzę, co by nie zapeszyć, jednak rąbka tajemnicy uchylić mogę. A oto i ten rąbek:

  1. Start nowej witryny
  2. Sprawdzenie się w nowej roli
  3. Nowa szata graficzna na Cel w podróży
  4. Odkurzenie swoich umiejętności za kółkiem
  5. Podróże, podróże, podróże… kalendarz do połowy roku zapełniony:)

Życzę Wam wszystkim niezapomnianych podróży w nadchodzącym Nowym Roku 2017, pięknych wspomnień i spełnienia marzeń!

 

 

5 komentarzy

  • Początkująca

    Pierwszy raz trafiłam na Twoje relacje jak organizowałam rodzinny budżetowy wypad na Malediwy. I mimo że w końcu wygrało Bali, to przy tej pierwszej naszej wyprawie wiele skorzystałam z ogólnych rad. Teraz przed nami wakacyjny wyjazd na Zanzibar, więc już jestem po lekturze bloga. Dla mnie oprócz ogólnych wrażeń wartościowe są te opisy miejsc noclegowych, zdjęcia z cenami posiłków (menu) czy też namiary na osoby z których pomocy korzystałaś, bo pozwalają zaplanować budżet.
    W takim razie w tym 2017 roku życzę Ci wielu radości ze spełniania tych szalonych marzeń 🙂

    • celwpodrozy

      Dziękuję bardzo za miłe słowa i również życzę pięknych i niezapomnianych podróży w kolejnym roku. Zanzibar na pewno taki będzie… mi się marzy powrót, bo miejsce magiczne:)

    • celwpodrozy

      Dziękuję bardzo i wzajemnie:) Zdecydowanie inaczej prowadzi się prezentacje, gdy opowiada się o pasji, a inaczej, gdy jest to coś innego;) Niemniej stres zawsze jest.

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *