Trzy tygodnie w Etiopii – idealny plan podróży
Etiopia to duży i bardzo zróżnicowany kraj, dlatego warto przyjechać tu na dłużej. Jak samodzielnie zorganizować taką podróż? Jak ułożyć plan podróży po Etiopii? Moja pierwsza podróż trwała trzy tygodnie, a dokładnie 20 dni. W tym czasie udało mi się zobaczyć górzystą i wulkaniczną północ, odwiedzić plemiona, żyjące na południu oraz na krótką chwilkę zajrzeć jeszcze do Hareru, miasta, położonego na wschodzie kraju. Program był naprawdę bardzo bogaty, a mimo to wcale nie napięty do granic możliwości. To wszystko dzięki dobrej logistyce, zaplanowanej jeszcze przed wyjazdem.
Przemieszanie się po Etiopii drogami naziemnymi może znacznie opóźnić podróż oraz zniweczyć nasze plany. Drogi w większości są kiepskiej jakości, a autobusy czy busy często się psują, co może oznaczać postój nawet kilkugodzinny. Przejazd z jednej turystycznej miejscowości do kolejnej średnio zajmuje jeden dzień, więc przy takiej formie transportu liczba dni poświęcona na przemieszczenie się znacznie rośnie. W moim przypadku byłoby to aż 7 dni, spędzonych w autobusie, co zdecydowanie nie miało sensu. Dlatego postawiłam na loty lokalne. Oczywiście to automatycznie podraża koszt wyjazdu, jednak przynosi zysk w postaci czasu, który można spożytkować na zwiedzanie i poznawanie tego fascynującego kraju.
Jeśli planujesz podróż do Etiopii, koniecznie zobacz pozostałe wpisy:
- Etiopia na własną rękę, czyli pierwsze wrażenia po powrocie z Etiopii
- Trzy tygodnie w Etiopii – idealny plan podróży
- Lalibela, czyli anielskie kościoły wykute w skale
- Lalibela – informacje praktyczne
- Etiopia – co warto zobaczyć w Gondar i okolicach
- Gondar – informacje praktyczne
- Etiopia – trzydniowy trekking w Górach Simien
- Etiopia – Aksum, najświętsze miasto chrześcijańskiej Afryki
- Etiopia – skalne kościoły Tigray
- Kotlina Danakilska oraz wulkan Dallol, czyli gorące kolory Etiopii
- Etiopia – które plemiona w Dolinie Omo warto odwiedzić
Łącznie w czasie trzech tygodni miałam 7 lotów lokalnych, co znacznie ograniczyło czas przejazdów. Odcinki, jakie pokonałam na skrzydłach, to Addis – Lalibela (bezpośrednio), Lalibela – Gonder (bezpośrednio), Mekele – Arba Minch (dwa loty), Jinka – Dire Dawa (dwa loty) oraz Dire Dawa – Addis (bezpośrednio). I tu ważna informacja. Jeśli do Etiopii przylecicie narodowym przewoźnikiem Ethiopian Airlines, wówczas otrzymujecie aż 60% zniżki na loty lokalne, co robi znaczną różnicę, więc zdecydowanie warto skorzystać. Przy zakupie lotu lokalnego na stronie zaznaczacie odpowiednią opcję i system automatycznie naliczy Wam zniżkę. Latanie nad Etiopią to jednocześnie podziwianie pięknych widoków, jednak dość często buja, bowiem tereny górzyste wiążą się z silniejszymi wiatrami.
Jak zatem wyglądał cały plan? Z jakich środków transportu jeszcze skorzystałyśmy i co udało się zobaczyć? O tym już poniżej.
Spis treści
DZIEŃ 1 – ADDIS/LALIBELA
Przylot do Addis Abeba o 7:05, czekanie w kolejce po wizę (polecam złożyć wniosek online, inne okienko do odbioru, brak kolejki), lot lokalny do Lalibeli o 11:40. Jeśli uda się szybko zdobyć wizę, jest spora szansa na złapanie lotu o 8:20. Uwaga! Loty lokalne odbywają się z innego terminala, który znajduje się obok międzynarodowego. Trzeba wyjść z hali przylotów i udać się w lewą stronę, mijając budynek nowego terminala międzynarodowego, który jeszcze jest w budowie. W hali odlotów w poczekalni znajduje się jeden bar, toalety i kilka sklepów z pamiątkami. Udając się do bramek przechodzi się jeszcze jedną kontrolę bezpieczeństwa.
Przylot do Lalibeli o 12:40. Transfer do hotelu Mini Lalibela Guest House busem za 100 birrów. Bus rozwodzi po hotelach. Zameldowanie i odświeżenie się po długiej podróży, po czym zwiedzanie pierwszej grupy kościołów (północno-zachodniej). Przewodnika udaje się nam nagrać jeszcze w hostelu, ale potem okazuje się, że przepłacamy. O przewodnika najlepiej poprosić dopiero przy wejściu w kasie. Godziny otwarcia: 8:00 – 12:00 oraz 14:00 – 17:30. Wstęp – 50 USD dorośli, 25 USD dzieci. Opłata za przewodnika: 500 birrów za grupę od 1-5 osób, 800 birrów za 6-10 osób, 1000 birrów za większe grupy. Bilet jest ważny przez 5 dni.
Kolacja w słynnej restauracji Ben Abeba z pięknym widokiem 360 stopni (polecana przez LP). To bardzo dziwna konstrukcja, przypominająca… hm, nie do końca wiem, co. Prowadzona jest przez etiopsko-szkocką ekipę. Jedzenie nie powala, ale na posiłek z taką panoramą warto tu zajrzeć.
Więcej szczegółowych informacji o Lalibeli znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 2 – LALIBELA
Pobudka wcześnie rano. O 6:30 jesteśmy umówione z przewodnikiem przed głównym wejściem do kompleksu kościołów. Zwiedzanie południowo-wschodniej grupy kościołów, które kończymy przed 10:00.
Zwiedzanie Lalibeli na własną rękę. Przerwa na kawę etiopską, parzoną na ulicy.
Po południu kilkugodzinny trekking z przewodnikiem. Naszym celem był wykuty w skale klasztor Asheton Maryam, do którego jednak nie dotarłyśmy. Trasa średnio wymagająca, choć momentami dość ostro pod górę. Wysokość jednak daje się we znaki, zadyszka jest.
Po trekkingu obiad w Restauracji Unique (polecana przez LP i przez naszych rodaków;)) Przemiła obsługa, klimatyczny wystrój, trochę długo czeka się na jedzenie, które jest przyzwoite. Bardzo tanio.
Po obiedzie dalsze zwiedzanie Lalibeli na własną rękę: restauracja Old Abyssinia Restaurant z pięknym widokiem (oferuje lekcje gotowania), Lalibela Cultural Center oraz ponownie najsłynniejszy lalibelski kościół Bet Gyorgis (świętego Jerzego) o zachodzie słońca.
Wieczorem lekcja gotowania z naszą panią gospodynią z Mini Lalibela Guest House za darmo.
Więcej szczegółowych informacji o skalnych kościołach w Lalibeli znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 3 – GONDER
Późne śniadanie oraz przejazd na lotnisko. Przelot do Gonder o 13:20, lądowanie o 13:50.
Przejazd taksówką do hotelu. Taksówka znaleziona przed halą przylotów (to ona znalazła nas), małe negocjacje, przejazd za dobrą cenę.
Zameldowanie w hotelu Lodge du Chateau, położonym 300 metrów od zamku.
Obiad w restauracji The Four Sisters, polecanej przez LP. Przepiękny wystrój, obsługa wolna, jedzenie smaczne.
Spacer po Gonder na własną rękę. Po zmroku lepiej nie wychodzić z hotelu, w Gonder zdarzają się napady na tle rabunkowym i nie tylko.
Więcej szczegółowych informacji o Gonder znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 4 – GONDER
Zwiedzanie Gonder na własną rękę: zamek Fasil Ghebbi, łaźnie Fasilidesa, kościół Debre Birhan Selassie, wioska Fellasza oraz kościoły w Gonder.
Fasil Ghebbi to najbardziej znana atrakcja w Gondar. Ten zamek na przestrzeni ponad dwóch wieków pełnił funkcję rezydencji cesarzy Etiopii. Obszerny pałacowo-świątynny kompleks, opasany niemal kilometrowym kamiennym murem, wznoszony był przez kilku władców Etiopii w XVII-XVIII wieku. Ze względu na swój wygląd zyskał przydomek “Afrykańskiego Camelotu”. W 1979 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kompleks jest ogromny, nie jest też mały. Na szybkie zwiedzanie trzeba przeznaczyć ok. godziny, ,na wolne półtorej, na bardzo wolne do dwóch.
Kolejny punkt to Łaźnie Fasilidesa, znajdujące się około 2 kilometry od centrum. Drogę tę pokonujemy na piechotę. Łaźnie to dwupiętrowy budynek stojący w centrum wpuszczonego w ziemię basenu, był on prawdopodobnie drugą rezydencją cesarską. Całość otacza kamienny mur. Do łaźni wchodzimy na te same bilety, które zakupiłyśmy na zamku (bilet kombo). Ów basen ciągle wykorzystywany jest podczas świąt i wyjątkowych uroczystości. Jest on wypełniany wodą, do której wchodzą świętujący.
Z łaźni bierzemy bajaja do słynnego kościoła Debre Birhan Selassie (kościół św. Trójcy i Góry Światła), którego wewnętrzne ściany pokryte są niezwykłymi obrazami malowanymi na płótnie, freskami, a sufit przyozdobiony tysiącem głów małych aniołków.
Z Debre Birhan Selassie przejazd bajajem do wioski Fellasza, oddalonej od Gonder o 6 km. Jadąc autobusem z Debark wiele osób nie dostrzega tego, że na niektórych chatach widnieją gwiazdy Dawida oraz inna symbolika żydowska. Owa wioska to ostatnia pozostałość po zamieszkujących te tereny etiopskich żydach – Fellaszach. Uwaga, bez lokalnego przewodnika jest ciężko. Natrętne dzieciaki nie dają żyć, bywają agresywne. Dwie białe dziewczyny ledwo dały sobie radę, facetom będzie łatwiej. Udaje się zobaczyć dawną synagogę, która de facto ukryta jest za wielkim ogrodzeniem i pilnie strzeżona przez miejscowego, oraz stary cmentarz, jednak z daleka oraz kilka domów, które de facto są sklepami z pamiątkami. Trafiamy także na pokaz wyrabiania indżery w tradycyjny sposób. Powrót do Gonderu bajajem, kursują także minibusy, które kosztują grosze.
Po południu spacer po Gonder, którego głównym punktem są niesamowicie kolorowe kościoły.
Więcej szczegółowych informacji o zwiedzaniu Gonder znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 5 – GÓRY SIMIEN
Odbiór z hotelu ok. 9:00 przez firmę ETT (Ethio Travel and Tour), przejazd do Debark. Zrzucenie głównego bagażu do schowka, załatwienie formalności, związanych z wjazdem do Parku Narodowego Simien Mountains.
O 12:20 pierwszy przystanek na drodze, obserwacja dżelad. Ten endemiczny gatunek małp występuje tylko na Wyżynie Abisyńskiej, największa populacja w górach Simien. Owe małpy bardziej przypominają owce, bowiem nie chodzą po drzewach, a żywią się korzeniami traw. Nie są w ogóle agresywne. Żyją na wysokości 1800-4400 m n.p.m.
Po 13:00 przerwa na lunch w pięknych okolicznościach przyrody.
13:45 wymarsz na trasę na 3-godzinny trekking. Dojście do miejsca kempingowego o 16:45.
Pokonany dystans to 8,5 km. Dla osób chodzących po górach trasa teoretycznie niezbyt trudna, jednak wysokość robi swoje, szczególnie z ciężkim plecakiem. Pierwszy nocleg na kempingu na wysokości 3200 metrów n.p.m. Zimno, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, co czeka nas na kolejnym. Cała obsługa na plus, przewodnik, skauci, kucharz i pomocnicy. Jedzenie na kolację pyszne, zupa, drugie, deser, a nawet etiopski gin. Jedynie namioty mogłyby zostać już wymienione.
Więcej szczegółowych informacji o trekkingu w Górach Simien znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 6 – GÓRY SIMIEN
Śniadanie zaraz po wschodzie słońca. Wymarsz na trasę o 8:20. Dotarcie do miejsca kempingowego o 15:00. Odpoczynek, czas na przekąski. Wyjście na zachód słońca oraz obserwację dżelad, powracających do jaskiń. Dżelady przechodziły dosłownie między nami, zupełnie się nie krępując. Kolacja.
Pokonany dystans 14 km. Z 3200 weszliśmy na 3700, nocleg na 3600. Krajobraz zaczął się stopniowo zmieniać. Noc to był hardkor… dwa polary, kurtka, czapka, rękawiczki, dwa śpiwory.
DZIEŃ 7 – GÓRY SIMIEN
Śniadanie zaraz po wschodzie słońca. Wymarsz na trasę o 7:40. Dzisiejszy cel Imet Gogo. Dotarcie na szczyt o 10:15. Koniec trekkingu o 13:30.
Imet Gogo zdobyty, wysokość 3926 m n.p.m. Z 8-osobowej grupy 6 dało radę, więc nie było tak łatwo. Jedna uczestniczka poważnie się rozchorowała, musiała skorzystać z muła. Widokowo trasa najpiękniejsza właśnie tego dnia.
Powrót do Debark samochodem 4×4, przyjazd o 15:15.
Przejazd do Aksum samochodem 4×4, transport w cenie wycieczki z ETT (tylko ta firmę oferuje taką opcję). Przyjazd do Aksum o 21:30. Zameldowanie w Nyala Hotel.
DZIEŃ 8 – AKSUM
Śniadanie oraz samodzielne zwiedzanie Aksum.
To pierwsza stolica Etiopii i jednocześnie najświętsze miasto chrześcijańskiej Afryki, do którego wierni pielgrzymują, aby pomodlić się przed Arką Przymierza. Podobno właśnie stąd do Jerozolimy udała się piękna królowa Saby na spotkanie z mądrym królem Salomonem. Owocem tego spotkania był ich syn Menelik I (pierwszy król Etiopii), który to, w wyniku wizyty u swego ojca, przywiózł do Aksum Arkę Przymierza, podobno do dziś przechowywaną w starym kościele Matki Bożej z Syjonu (katedra św. Marii) w Aksum. Podobno, bowiem sprawdzić tego nie można, wstęp wzbroniony.
W IV wieku przyjęto tu chrześcijaństwo, to też kolebka obecnego języka amharskiego. Obecnie zachowały się ruiny pałaców, grobowców królewskich i kościołów, kamienne trony i słynne 30 metrowe pięknie zdobione granitowe stelle.
Zwiedzanie zaczynamy od katedry św. Marii (najprawdopodobniej najstarszego kościoła w Afryce), by choć z daleka popatrzeć na budynek, który rzekomo skrywa taki skarb. Do katedry kobietom wstęp wzbroniony. Obok katedry znajduje się mała kaplica Tablic i to tu mają się znajdować Tablice Prawa i Arka Przymierza. Kaplicy strzeże mnich, nikt oprócz niego nie ma prawa zajrzeć do środka.
Obok katedry znajduje się nowy Kościół Matki Bożej z Syjonu, który zwiedzać mogą wszyscy. Wstęp płatny, bilet obejmuje wejście do kościoła (piękne malowidła), jak i zwiedzanie małego muzeum przykościelnego, w którym znajduje się kolekcja prawdziwych skarbów, tj. stroje królewskie, drogocenne korony, złote krzyże z Axum, Lalibelii i Gondaru, średniowieczne, przepisywane ręcznie manuskrypty.
Zwiedzanie kamiennych stelli w centrum. Kamienne obeliski wznoszono nad kryptami grobowymi, niektóre mogą liczyć nawet 3000 lat.
Spacer do grobowców króla Kaleba oraz i jego syna króla Gebre Meskel poza miasto. Dystans od głównego obeliska to 2,3 km. Po drodze Łaźnie Królowej Saby, które obecnie stanowią zwykł basen. Powrót na piechotę. Można oczywiście pojechać tuktukiem.
Spacer po mieście w poszukiwaniu bajaja na wyjazd poza miasto. Przy okazji przystanek przy kościele Arabtu Ensessa. Zdecydowanie warto zajrzeć do środka, koniecznie trzeba sprawdzić godziny otwarcia przed planowaniem wizyty.
Przejazd bajajem do ruin pałacu królowej Saby (to naprawdę dużo mniej niż ruiny) oraz do miejsca zwanego Lioness of Gobodura, które polecane jets przez LP. Nie tak łatwo tu trafić. Mamy szczęście, bo za przewodnika służy nam mała dziewczynka z pobliskiego domostwa. Nazwę można przetłumaczyć jako lwica Gobedry i to ją przedstawia relief na skale. Co ciekawe, powód tego odosobnionego rzeźbienia w kamieniu jest nieznany, ale jest on przedmiotem wielu spekulacji. Lokalna historia, według Philipa Briggsa, jest taka, że Archanioł Michał został tutaj zaatakowany przez lwa i odepchnął go z taką siłą, że zostawił zarys w skale.
Wieczorem kolacja w Lucy Cultural Restaurant (lokalne jedzenie) z właścicielem biura, z którym wybieramy się do rejonu Tigray oraz na Pustynię Danakilską.
Więcej szczegółowych informacji o Aksum znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 9 – KOŚCIOŁY TIGRAY
Wyjazd z Aksum bardzo wcześniej rano. Odbiór przez kierowcę z firmy Teddy Zion Tours and Travel (polecam). Dojazd w okolice pierwszego kościoła o 10:15. Na miejscu dołącza lokalny przewodnik.
Tutejszą atrakcją są wydrążone w skale kościoły, niektóre w tak niedostępnych miejscach, że aż ciężko w to uwierzyć. Jeszcze nieco ponad sto lat temu świat zewnętrzny nie miał o nich pojęcia, tak dobrze były poukrywane! Nikt nie wie dokładnie, ile lat liczą . Według lokalnej tradycji większość została zbudowana przez legendarnych królów Abrehę i Atsbę, w VI wieku naszej ery, jednak prawdopodobnie stało się to kilkaset lat później. Tak czy siak, są bardzo stare, a jest ich grubo ponad 100.
Zaczynamy od najsłynniejszego i najpiękniejszego Abuna Yemata, do którego trzeba wdrapać się po 7 metrowej ścianie. Do dyspozycji jest uprząż z liną. Po pokonaniu tego odcinka, to jeszcze nie koniec wysokości, niemniej warto! Podejście rozpoczęte o 10:24, na górze meldujemy się o 10:58, przy samochodzie jesteśmy o 12:40.
Lunch w południe w lokalnej knajpce w miejscowości Megab.
Po lunchu trekking do dwóch pozostałych kościołów: Maryam Korkor oraz Daniel Korkor. Szlak jest niezwykle malowniczy. Tym razem trasa bez wspinaczki z liną, ale 3-3,5h pod górę, można się porządnie zmęczyć. Drzwi otwiera oczywiście mnich, który odpowiednio za to kasuje, robiąc całkiem dobry biznes.
Przyjazd do Mekele, zameldowanie w hostelu Parrot Guest House o 19:30.
Więcej szczegółowych informacji o skalnych kościołach Tigray znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 10 – DEPRESJA DANAKILSKA
Odbiór przez kierowcę z Teddy Zion Tours and Travel wcześnie rano. Przyjazd do miejscowości Berhale o 12:00, lunch.
Przejazd na pustynię solną, gdzie Afarowie wydobywają sól (weźcie dla nich okulary przeciwsłoneczne, proszą o nie turystów) oraz do wulkanu Dallol.
Pustynia Danakilska to także pola i jeziora solne. Sól transportowana jest przez karawany wielbłądów w postaci tabliczek znanych jako amole. Można tu też zobaczyć oleiste jezioro. To naprawdę bulgoczący olej, który ma właściwości lecznicze. Do użytku tylko zewnętrznego. Spacer do kolorowego wulkanu Dallol, warto zabrać chustkę do zakrycia nosa. Kolejną atrakcją jest naturalne jacuzzi, dziura w połaciach solnych, w której woda zdawać się piękny zielony kolor, kontrastujący z okoliczną bielą.
Przystanek przy jeziorze solnym, tzw. moczenie nóg.
Przejazd na nocleg do wioski Abala. Kolacja, pyszne jedzenie! Nocleg w czymś w rodzaju hostelu czy guesthouse. Trzy pokoje, w których porozkładane są materace, obskurnie, ale czysto. Toaleta na zewnątrz, możliwość wzięcia prysznica w zimnej wodzie.
Więcej szczegółowych informacji o Kotlinie Danakilskiej oraz wulkanie Dallol znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 11 – WULKAN ERTA ALE
Śniadanie w wiosce Abala o 8:20. Wizyta na targu. Wyjazd około 9:00. Lunch w samochodzie.
Długi przejazd trudną trasą przez połacia powulkaniczne. Dojazd do pierwszego obozu o 15:20. Odpoczynek w przygotowanych wiato-chatkach. Wczesna kolacja o 17:00, ponownie pyszne jedzenie.
Wymarsz w stronę wulkanu o 17:40 jeszcze przed wielką grupą z ETT. Materace, kocyki oraz woda transportowane są przez wielbłądy. Trekking do drugiego obozu przy kraterze trwa 3 godziny, docieramy o 20:45. Przejście niemalże całego odcinka po ciemku, przy blasku księżyca lub latarek.
Przejście pod sam krater trwa 5-10 minut. Krater obecnie bardzo dymi, dlatego bardzo wskazane są maski (o czym lokalne biura nie informują), można również użyć porządnej chustki lub bluzki. Jeśli wiatr wieje w przeciwną stroną, jest to do wytrzymania, jeśli jednak na nas, wszystko szczypie, a człowiek się po prostu dusi. Poziom lawy w kraterze podczas naszego pobytu jest bardzo niski, widać jedynie czerwoną poświatę.
Nocleg pod gwiazdami.
DZIEŃ 12 – JEZIORO AFRERA
Pobudka o 6:00 rano. Wschód słońca na kraterze.
Przejście do drugiego obozu, tym razem za dnia. Śniadanie o 10:00.
Przejazd od słonego Jeziora Afrera, obok którego znajdują się gorące źródła (naprawdę gorące). Można się kąpać, jako że woda dobrze zasolona. My tylko moczymy nogi.
Lunch o 13:45. Powrót do Mekele, nocleg w Parrot Guest House, gdzie zostawiłyśmy duże bagaże.
DZIEŃ 13 – PRZELOT DO ARBA MINCH
Przelot do Arba Minch przez Addis Abeba. Wylot o 8:50 z Mekele, lądowanie w Arba Minch o 13:05.
Odbiór na lotnisku przez wynajętego przewodnika, z którym mamy zwiedzać dolinę Omo przez 6 dni. Przewodnik ma na imię Esho, jest bardzo młody i niestety ostatecznie nie pozostawia dobrego wrażenia. Z przewodnikiem jest natomiast bardzo miły kierowca Demise, który, jak się okazuje, również organizuje zwiedzanie tego rejonu i z którego usług korzystam za drugim razem. I tu mogę go szczerze polecić. Demisa znajdziecie na FB jako Demise Omo Valley Tours, a jego numer whatsapp to +251 91 274 8557. Demise organizował już także 4-dniowy pobyt w Dolinie Omo dla moich znajomych, wszyscy bardzo zadowoleni.
Lunch w Tourist Hotel o 13:30.
Przejazd do Dorze Lodge, zameldowanie, zostawienie bagaży.
Przejazd na targ w Cencia. Zwiedzanie wioski Dorze. Odpoczynek w Dorze Lodge z pięknym widokiem na Jezioro Abbaja.
Więcej szczegółowych informacji o plemionach Doliny Omo znajdziecie we wpisie:
DZIEŃ 14 – DORZE/KONSO/KEY AFER
Pobudka o 7:00, pakowanie, śniadanie. Wyjazd o 8:00.
Wizyta w jednej z wiosek plemienia Konso. Jest ich tu 41, w tym 12 wpisanych zostało na listę UNESCO. Chłopcy od 12-13 roku życia nie mieszkają z rodzicami, a w tzw. domu komunalnym, gdzie dorastają i uczą się pomagać przy zagrożeniu wioski. Mężczyźni przechodzą test siły, aby móc się ożenić. Podnoszą kamień o wadze 50-60 kg. Małżeństwo może być zawarte w wieku 18 lat, kobieta wnosi symboliczny posag w postaci dzban miodu. Małżeństwa zawierane są między klanami, żeby nie mieszać krwi w rodzinie. Są trzy sposoby zawarcia małżeństwa: 1) z miłości, 2) aranżowane 3) gdy mąż umiera, to jego brat poślubia jego żonę. Wioską rządzi król, są też bohaterowie. Gdy król umiera, jego ciało balsamowane jest na siedząco. Siedzi tak przez 9 lat, 9 miesięcy, 9 dni, 9 godzin i 9 minut, aż zostaje pogrzebany. Tron jest dziedziczony przez najstarszego syna pierwszej żony. Pierwszą żoną nie musi być ta poślubiona jako pierwsza, a ta, którą wskaże mąż.
Lunch w Konso o 13:00. Przejazd w kierunku Doliny Omo, przystanek w Key Afer, gdzie mieszka Esho, by zabrać sprzęt kempingowy. Ten rejon zamieszkuje plemię Bana (Banna, Benna), z którego pochodzi Esho.
Przejazd do Turmi, zameldowanie w Green Hotel (polecam też Bodo Guesthouse po przeciwnej stronie ulicy), kolacja.
DZIEŃ 15 – DASSANECH/TURMI/HAMEROWIE
Pobudka wcześnie rano, wyjazd o 6:30. Wizyta w wiosce plemienia Dassanech. Kobiety z plemienia Dassanech zajmują się dziećmi i budowaniem domów. Plemię Dassanech żyje po dwóch stronach rzeki Omo między Omorate a Jeziorem Turkana. To jedno z najbiedniejszych plemion w Dolinie Omo. Żyją głównie z uprawy kukurydzy, sorgo, tytoniu oraz z hodowli bydła. Mężczyzni z plemienia Dassanech zajmują się pędzeniem bydła, polowaniem i obroną wioski przed wrogami. Blizny na ciele pokazują, ile wrogów już pokonali. Aby dotrzeć do wioski trzeba przeprawić się przez rzekę Omo w tradycyjnym czółnie… mimo że obok funkcjonuje nowo postawiony most:) Taka część atrakcji.
Powrót do Turmi. Wizyta na targu, gdzie schodzą się głównie przedstawiciele plemienia Hamer. Hamerowie to najliczniejsze plemię, zamieszkujące Dolinę Omo. Kobiety układają włosy w cienkie warkoczyki, posklejane mieszaniną masła i ochry. Brązowe fryzury świadczą o zamążpójściu. Tą samą substancją o czerwonawym zabarwieniu pokrywają także całe ciało. Jeżeli mężczyzna zabije w walce niebezpieczne zwierzę lub wroga upina włosy w wymyślne uczesanie, przypominające kok. Kobiety i mężczyźni noszą ozdoby z różnokolorowych korali i metalowych obręczy. Ozdobą ciała kobiety są także blizny. Mężczyźni mogą mieć 4 żony, w tym jedna z nich z nich zostaje tą pierwszą, nosząc specjalny naszyjnik, pokazujący jej status.
Na targu można także zakupić przeróżne pamiątki, od pierścionków, bransoletek po ciekawe figurki. Trzeba się ostro targować. Bywa, że cena może spaść nawet o 70%.
Przejazd do wioski Hamerów na ceremonię bull jumping o około 14:00. Podczas tego rytuału młodzi chłopcy wchodzą w dorosłość i stają się pełnoprawnymi członkami społeczności, łącząc się z niewidzialnym duchem świętej kozy. W ceremonii biorą udział także kobiety, które przez cały dzień piją domowej roboty bimber, co ma je znieczulić podczas chłostania, którego same się domagają. Picie i tańce trwają cały dzień aż do zachodu słońca, kiedy to w końcu młodzieniec musi podjąć wyzwanie i przebiec tak, jak go Pan Bóg stworzył po kilku krowach, ustawionych blisko siebie.
Powrót o zmroku do Turmi na nocleg. W pierwszym planie nocleg przewidziany był w wiosce Hamerów w namiocie, jednak przez bull jumping nastąpiła zmiana planów i umieszczono nas ponownie w Green Hotel.
DZIEŃ 16 – KARO/DIMEKA/BANA
Pobudka wcześnie rano, wyjazd ponownie o 6:30, tym razem do plemienia Karo (Kara). Na miejscu jesteśmy już o 8:00. Karo to jedno z najmniejszych plemion Doliny Omo. Są spokrewnieni z Hamerami. Postrzegani są jako mistrzowie w malowaniu ciała, które przyozdabiają na ważne ceremonie oraz dla… turystów. To także jedno z najmniej przyjaznych plemion, jakie spotkałyśmy. Wizyta w wiosce wygląda tak, że mieszkańcy bardzo nachalnie domagają się zdjęć, za które oczywiście trzeba zapłacić. Nie ma tu odgórnie ustalonej opłaty, więc każdy próbuje ugrać jak najwięcej. Nieprzyjemna atmosfera sprawia, że dość szybko opuszczamy wioskę.
Powrót do Turmi, śniadanie o 10:00 w Tourist Hotel obok Green Hotel.
W południe przejazd do Dimeki, wizyta na targu.
Przejazd do wioski plemienia Bana, wizyta w wiosce, w której pierwotnie zakładany był nocleg w namiocie. Jednak z racji problemu z gaźnikiem w samochodzie, na nocleg zjeżdżamy do Dżinki.
Plemię Bana zamieszkuje tereny w okolicach Key Afar. Są bardzo blisko spokrewnieni z Hamerami, ubierają się bardzo podobnie, więc ciężko ich odróżnić. Zajmują się rolnictwem, uzupełniając swoją dietę polowaniami. Podobnie jak Hamerowie, praktykują rytuał “bull jumping”, podczas którego młodzi chłopcy wchodzą w dorosłość.
Większość plemienia Bana to hodowcy bydła. Żyją oni w wioskach/obozach, które składają się z kilku pokrewnych rodzin. Rodziny mieszkają w chatkach ułożonych w okrąg. Kiedy powstaje wioska, najpierw budowane są łóżka dla kobiet i małych dzieci, a następnie wokół niego budowana jest rama chatki. Struktura pokryta jest strzechą w porze suchej, matami brezentowymi w porze deszczowej. Mężczyźni i starsi chłopcy zwykle śpią na łóżeczkach w centralnej części obozu, w pobliżu bydła.
Przejazd do Dżinki. Zamledowanie w Eyob Hotel (bardzo polecam). Odpoczynek, kolacja.
DZIEŃ 17 – MURSI/DŻINKA
Wyjazd rano o 8:00 do plemienia Mursi. To również jedno z najmniej przyjaznych plemion w Dolinie Omo. Tutaj mamy wybór, albo płacimy za pojedyncze zdjęcia, albo uiszczamy opłatę z góry i możemy robić ich do woli. Kobiety z plemienia Mursi od razu zwracają uwagę. Kobietom w wieku około 15 lat nacina się dolną wargę. W powstałą ranę wkładane są gałązki bądź patyki, aby dziura nie zarosła. W otwór wpychany jest spory krążek, stopniowo coraz większy… finalnie o średnicy przekraczającej nawet 20 cm. Obecnie takie ozdoby noszą w szczególności podczas ceremonii oraz dla turystów.
Powrót do Dżinka i praktycznie cały dzień wolny. Przewodnik zostawia nas na kila godzin bez słowa wyjaśnienia. W międzyczasie idziemy same na spacer po mieście.
Około 16:00 przewodnik zabiera nas do South Omo Research Centre Museum, gdzie można dowiedzieć się więcej na temat życia plemion z Doliny Omo. Czasu mamy mało, bowiem zamknięcie jest o 17:00.
Wieczorem kolacja i wyjście na miasto.
DZIEŃ 18 – ARI/PRZELOT DO DIRE DAWA/HARER
O 9:30 wymeldowanie z hotelu i przejazd do wioski z plemienia Ari, które większej mierze zarzuciło noszenie tradycyjnych strojów na rzecz nowoczesnych ubrań.
UWAGA: to, co zobaczyłyśmy 6 dni, spokojnie można zrobić w 5 dni. To już kwestia dobrego planu i przewodnika. Nasz za bardzo to rozciągnął.
Przejazd na lotnisko w Dżince. Przelot do Dire Dawa przez Addis Abeba. Wylot o 13:40, lądowanie o 17:00. O tej godzinie ciężko złapać autobus do Harer, jednak jest szansa, trzeba dobrze sprawdzić rozkład. Właściciel hotelu, w którym nocujemy w Harer wysyła po nas transport, mimo iż o to nie prosimy, bowiem cena jest bardzo wygórowana. Ostateczni płacimy mniej, jako że takiej opcji nie zamawiałyśmy. Prywatny samochód jest dla nas super rozwiązaniem, bowiem zaczyna się ściemniać, a z nieba leją się strugi deszczu. Lądowanie w taką pogodę również dostarcza nie lada emocji.
Zameldowanie w Winta Hotel o 19:00.
DZIEŃ 19 – HARER
Zwiedzanie Hareru na własna rękę. Miasto leży we wschodniej części kraju na Wyżynie Somalijskiej. Harer otoczone kamiennymi murami to miasto meczetów, bazarów, centrum muzułmańskiej nauki i szkół. Niezwykłe są tu plątaniny wąskich uliczek, kolorowe murki i domy, ich styl przypomina tradycyjną architekturę arabskich miast. To zupełnie inny region niż północ czy południe. Turystów mało, więc ciężko zrobić kilka kroków bez ciągłego “faranji, faranji!”.
W międzyczasie zaglądamy także na dworzec autobusowy, by nagrać na kolejny dzień taksówkę do Dire Dawa na lotnisko. Wydaje się, że wszystko ustalone, i czas odbiory, i cena, jednak nazajutrz okaże się co innego.
Wieczorem słynne karmienie hien. Na początku, po odwiedzeniu centrum informacji turystycznej, planujemy dotrzeć w wyznaczone miejsce na własna rękę na piechotę (są dwa miejsca, gdzie takie karmienie się odbywa: bliższe zaraz za jedną z bram miasta i dalsze). Jednak podczas obiadu poznajemy chłopaka, który zajmuje się tą atrakcją i doradza nam wybór tego drugiego, kilka kilometrów za miastem. Zgadzamy się, o 18:30 odbiera nas z hotelu. Na karmienie zjeżdżają także inni turyści i około 19:30 (co jest w miarę późno) schodzą się pierwsze hieny.
Kiedyś hieny bardzo licznie pojawiały się przy samej bramie miasta, ale odkąd interes przejął syn, nie są już takie ufne i wolą miejsce poza miastem. Wygląda to tak, że o 18:30 zjeżdżają się turyści i zaczyna się nawoływanie. Surowe mięso jest już przygotowane. Hieny zjawiają się około 19-19:30, średnio 5 osobników. Wszystkie mają swoje imiona. Ja się nie skusiłam, ale Ania i owszem… I to jako pierwsza:) Karmienie jest bezpieczne, zwierzęta są bowiem oswojone.
Powrót do hotelu.
DZIEŃ 20 – PRZELOT DO ADDIS ABEBA
O 8:30 czekamy na umówiony odbiór z hotelu przez nagranego kierowcę. Jednak ten nie pojawia się, a numeru telefonu też nie mamy.
Czekamy 15 minut, po czym obsługa hotelu prowadzi nas na przystanek busów. Ostatecznie kierowca busa proponuje nam prywatną podwózkę za bardzo dobrą cenę, on zarobi więcej, a my zapłacimy mniej niż było wcześniej uzgodnione. Po 10:00 docieramy na lotnisko.
Wylot z Dira Dawa o 12:25 (jest kilka połączeń dziennie), przylot do stolicy o 13:15.
Nadajemy bagaże wcześniej (Ethiopian Airlines na to pozwalają), po czym jedziemy do centrum. Zwiedzanie Muzeum Narodowego (słynna Lucy), St George Cathedral & Museum oraz spacer po Piazza. Powrót na lotnisko między 17:00 a 18:00.
6 komentarzy
FUKO
Niesamowite zdjęcia i wspaniałe miejsca. Chciałoby się tam wybrać. Pozdrawiamy!
celwpodrozy
Dziękuję. Miejsca niesamowite, ciekawa kultura, ale podróż do Etiopii to nie tylko achy i ochy.
Vojt
Właśnie wybieram się w Marcu do Etiopii. Twoje/Wasze informacje są wspaniale i pozwoliłem sobie je skopiować – będą na pewno wskazówkami/kompendium wiedzy w czasie mojej podroży. Dziękuje.
celwpodrozy
Proszę się częstować. Stopniowo dodaję kolejne wpisy, w razie pytań zapraszam do kontaktu. Udanej podróży!
Monika
Niezwykła dbałość o szczegóły. Praktyczne informacje, jednocześnie ciekawa relacją. Lecę za kilka miesięcy- na własną rękę.
Dziękuję.
Monika
celwpodrozy
Dziękuję. Udanej podróży. Etiopia to bardzo ciekawy kraj.