Zamek, szkockie dudy oraz tradycyjny haggis, czyli jeden dzień w Edynburgu
Zupełnie inny charakter posiada średniowieczne Old Town (Stare Miasto) z siecią krętych brukowanych wynds (uliczek), ciasnych zaułków i domów z ciemnego kamienia.
Miasto słynie nie tylko z licznych zabytków, muzeów, galerii, ale także z Międzynarodowego Festiwalu odbywającego się rokrocznie od 1947 roku. Festiwal w Edynburgu obejmuje w zasadzie kilka niezależnych imprez, z których najsłynniejszy i największy jest festiwal teatrów ulicznych “Fringe”. Duże parki, 18 pół golfowych, architektura neoklasyczna oraz wieńcząca całość majestatyczna bryła zamku sprawiają, że Edynburg zaliczany jest do najpiękniejszych miast świata.
Bilety na autobus zakupione przez stronę Megabus, cena 4 GBP z jedną stronę. Autobusy w Glasgow odjeżdżają ze stacji Buchanan Station w centrum miasta. Jak się okazuje jedziemy autobusem Citylink. Jesteśmy trochę przed czasem i jak się okazuje, możemy pojechać wcześniejszym autobusem. Nie wiem, czy to uprzejmość kierowcy, czy po prostu wybrany czas odjazdu jest nieco elastyczny. W drodze powrotnej próbujemy wrócić ok. 1,5 h wcześniej i tym razem nie ma takiej opcji. Autobus wygodny z dostępem do wifi, więc podróż mija szybko. W zasadzie to tylko godzina jazdy i jesteśmy na miejscu. Dworzec autobusowy jest w samym centrum, więc po przejściu kilku kroków jesteśmy już na starówce.
Uwagę od razu zwraca Scott Monument postawiony dla Waltera Scotta, szkockiego powieściopisarza i poety, był jednym z miejsc akcji w filmie “Atlas chmur”.
Koło monumentu stoi kilka ławek poświęconych znanym postaciom
Kierujemy się oczywiście w stronę zamku, który widać już z daleka. Po drodze mijamy National Gallery of Scotland, jednak tym razem postanawiamy jej nie zwiedzać. Dla zainteresowanych, galeria posiada arcydzieła wielkich szkockich artystów, takich jak Raeburn czy Ramsay, ale również kolekcję malarstwa angielskiego i europejskiego XV-XVIII wieku (dzieła Botticellego, Rafaela, Rembrandta, Rubensa czy Tycjana).
Jest i pierwszy dudziarz wygrywający szkockie melodie, w zasadzie są to przenikliwe dźwięki. Szkoci grają na instrumencie przypominającym skrzyżowanie osła z parowozem – worku z wieloma piszczałkami. To są właśnie dudy, często mylone z kobzą, która jest instrumentem strunowym, rodzajem lutni, występującym między innymi w Rumuni.
Idziemy dalej, teraz trochę pod górkę aż dochodzimy do Royal Mile.
Ciekawym miejscem do odwiedzenia z pewnością jest muzeum szkockiej whisky, czyli Scotch Whisky Experience. To nietypowe muzeum z pewnością przypadnie do gustu, nie tylko wielbicielom tego trunku, ale również wielu ciekawym świata i żądnym przygód. Ekspozycje muzealną zwiedza się jeżdżąc w beczce. Możemy tutaj poznać historię whisky, od jej początków, aż po czasy współczesne, dowiedzieć się jak dokładnie wygląda proces jej powstawania, poznać jej gatunki oraz regiony produkcji. Poza tym, usłyszymy tu także wiele ciekawych legend i anegdot związanych ze szkocką, co z pewnością dodatkowo uatrakcyjni całość. Jest kilka opcji zwiedzania, m.in. Sunset Tours, czyli zwiedzanie o zachodzie słońca z możliwością degustacji wybranego gatunku whisky. Niestety nam czasu na to doświadczenie już nie wystarcza.
Konsekwentnie zmierzamy do zamku, już blisko:)
Spis treści
EDYNBURSKI ZAMEK
Gdy dochodzimy na miejsce jest spora kolejka do kas, która jednak szybko się przesuwa, bo otwartych jest kilka okienek i sprzedaż prowadzona jest bardzo sprawnie. Bilet normalny kosztuje 16 GBP, można płacić kartą. Wszyscy sprzedający w kasach są naprawdę bardzo mili, podczas transakcji zagadują, pytają skąd jesteśmy, co już zwiedziliśmy, można też dostać mapkę zamku w polskim języku. Jeśli ktoś nie chce czekać w kolejce, może zakupić bilet przez Internet.
Cennik biletów:
CATEGORY | April 2013 – March 2014 |
---|---|
Adult (16-59yrs) | £16.00 |
Child (5-15yrs) | £9.60 |
Concession (60yrs+ and unemployed) | £12.80 |
Dzieci poniżej 5 lat mają wstęp bezpłatny. Ostatnie wejście na godzinę przed zamknięciem. Zamek dla zwiedzających otwarty jest od 9:30 do 18:00 w sezonie, czyli do 30.09., natomiast od października do 17:00. Jeśli zamierzacie zwiedzić więcej niż jeden obiekt, jest coś takiego jak Explorer Pass.
No dobrze, to sprawa biletów załatwiona. Z mapkami w ręku wchodzi na główny teren zamku. Ale zaraz czy my coś o nim wiemy? Din Eidyn, “twierdza Eidyn”, od której pochodzi nazwa Edynburg, była strategicznym punktem podczas wojen toczonych o Szkocję. Twierdza została wybudowana prawie 800 lat temu na szczycie wygasłego wulkanu. Kompleks zamkowy reprezentuje różne style i typy budownictwa, które świadczące o bogactwie ról, jakie obiekt pełnił w ciągu stuleci. Najstarszą budowlą jest XII-wieczna St Margaret’s Chapel (kaplica św. Małgorzaty). Maleńka urocza w swej prostocie kaplica została prawdopodobnie wzniesiona przez Dawida (1124 – 1153) na cześć jego kanonizowanej matki. We wnętrzy jest kilka pięknych witraży.
kaplica św. Małgorzaty |
Mons Meg
Zwiedzanie rozpoczynamy od najważniejszej części kompleksu, czyli Crown Square. Mapka wskazuje oczywiście inną kolejność, ale po my od razu wdrapujemy się na najwyższą część, skąd rozciąga się przepiękny widok na miasto oraz zatokę Firth of Forth.
Widok na Szpital, Wozownię i Mills Mount Batter
Po podziwianiu ślicznych widoków, idziemy na Crown Square. Po wschodniej stronie placu znajduje się renesansowy Pałac Królewski z ośmiokątną wieżyczką strzelniczą, dobudowaną w XIX wieku. Wewnątrz obiektu można zwiedzać historyczne komnaty. Na szczególną uwagę zasługuje Crown Room, gdzie przechowywany jest komplet najstarszych w Europie klejnotów koronacyjnych (Honours of Scotland). Wśród insygniów królewskich znajdują się złote berło zwieńczone kulą z wygładzonego kryształu górskiego i korona wykonana dla Jakuba V przez szkockiego złotnika Jamesa Mosmana, bogato wysadzana perłami i kamieniami szlachetnymi. Na uwagę zasługuje także kamień koronacyjny szkockich monarchów, czyli Stone of Destiny. Według legendy Kamień Przeznaczenia służył za podgłówek biblijnemu Jakubowi, gdy śnił on swój słynny sen o drabinie i wstępujących po niej aniołów (Księga Rodzaju, 28). Przez stulecia kamień przechowywany był w zamku Scone koło Perth. Zasiadali na nim, niczym na tronie, szkoccy królowie w dniu koronacji. W 1296 roku Edward I najechał Szkocję i zabrał kamień do Anglii. Przez 700 lat spoczywał on pod tronem w Opactwie Westminsterskim. Zwrócono go Szkocji dopiero w 1996 roku.
W tym pałacu w 1566 roku w małej wyłożonej boazerią komnacie Maria, królowa Szkotów, urodziła syna, przyszłego Jakuba VI, pierwszego króla, który władał Szkocją i Anglią.
Pałac – kominek w Laich Hall
Po północnej stronie placu znajduje się Scottish National War Memorial, pomnik oddający hołd Szkotom poległym w czasie I wojny światowej. W części zachodniej mieści się Scottish United Services Museum (Muzeum Wojskowości), które gromadzi kolekcje mundurów i uzbrojenia. Na uwagę zasługuje model statku The Great George, wykonany przez francuskiego jeńca wojennego. Nie można niestety robić zdjęć wewnątrz budynku.
W południowej części Crown Square mieści się Great Hall (Wielka Sala). Wybudowano ją za panowania Jakuba IV jako miejsce uczt i ceremonii. Niegdyś w Wielkiej Sali obradował szkocki parlament, a obecnie odbywają się w niej uroczystości państwowe. My akurat trafiamy na pokaz dawnych instrumentów. Pan w tradycyjnym dworskim stroju opowiada o instrumentach, a także daję próbki dźwięku:)
Z Crown Squar przedostajemy się do wykutych w litej skale podziemi. Dawniej służyły jako magazyny, piekarnie i cele więzienne.
Więzienie Wojenne (Prisons of War)
Położone jest ono na najniższym poziomie Wielkiego Hallu i Budynku Królowej Anny. Więzienie to składa się z dwóch rzędów solidnych cel. Przez stulecia pomieszczenia te pełniły różnorakie funkcje, od spiżarni, magazynów, baraków wojskowych, piekarni, aż wreszcie do państwowego i wojskowego więzienia. Pierwszą grupę jeńców wojennych przetrzymywanych w tych lochach stanowiła załoga francuskiego statku wojennego, pochwyconego na wodach Morza Północnego w roku 1758. Do czasu ukończenia siedmioletniej wojny (1756 – 1763) z Francją w roku 1763 uwięzionych tutaj zostało kolejnych 500 żołnierzy francuskich. Więzienie to, po raz kolejny, zostało użyte także podczas Amerykańskiej Wojny o Niepodległość (1775 – 1783). Także w tym przypadku prawie wszyscy więźniowie byli marynarzami. Oprócz Francuzów przetrzymywani byli tutaj jednak także Hiszpanie, Holendrzy, Irlandczycy i oczywiście także Amerykanie. Część z tych ostatnich była z pochodzenia Szkotami, którzy wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych Ameryki i walczyli po stronie amerykańskiej. Dwoje z powyższych Szkotów służyło bezpośrednio pod rozkazami kapitana Johna Paula Jonesa (1747 – 1792), „ojca amerykańskiej floty”, także rodowitego Szkota (urodzonego w Kirkcudbright). Lochy te były także używane podczas Rewolucji Francuskiej (1789 – 1799) i wojen napoleońskich (1793 – 1815). Także w tych przypadkach więźniami byli zwykle sami marynarze. Jednym z jeńców był jednak także 8-letni chłopczyk – bębniarz pochwycony w bitwie pod Trafalgarem w roku 1805 (21 października). W następnych latach trafiali tutaj także jeńcy z Hiszpanii i Portugalii, gdzie sir Arthur Wellesley (1769 – 1852), późniejszy 1-szy książę Wellington odnosił ważne zwycięstwa nad wojskami napoleońskimi. Podczas tych wszystkich lat więźniowie oczywiście wielokrotnie próbowali ucieczki z tego miejsca. Jeden z więźniów ukrył się dla przykładu w beczce z odpadami. Niestety nie przewidział jednak, że wszelkie nieczystości wyrzucane są z zamkowych murów na leżące poniżej skały. W roku 1799 czterej więźniowie uciekli z lochu za pomocą lin służących do suszenia prania. Najbardziej znana ucieczka miała jednak miejsce w roku 1811 kiedy to 49 wieźniów uciekło wycinając dziurę w murze obok pobliskiej baterii ogniowej (wciąż jest ona widoczna). Inna historia dotycząca tego więzienia związana jest z pochwyconym u wybrzeży Argyll w roku 1720 pirackim statkiem z Karaibów. 21 piratów pojmanych na jego pokładzie zostało następnie przetransportowanych do zamku. Podczas przeszukiwania statku odnaleziono wkrótce wielkie ilości portugalskiego i francuskiego złota. W tej sytuacji większość z więźniów została oskarżona o piractwo i publicznie powieszona niedaleko portu w Leith.
Więzienie wojskowe (Military Prison)
Zostało ono wybudowane w roku 1842 z przeznaczeniem dla popełniających wykroczenia żołnierzy zamkowego garnizonu. Dostać się tutaj można więc było między innymi za picie alkoholu na służbie. W latach 80-tych XIX wieku więzienie to rozbudowano, zwiększając liczbę cel z 12 do 16. Wybudowano wówczas również umywalnię i pokój dla oficera zarządzającego całym tym więzieniem. Cała ta instytucja była miniaturową wersją wielkich więzień publicznych, jak choćby więzienia Barlinie w Glasgow. Przetrzymywani tutaj żołnierze musieli za karę ciężko pracować, m.in. obracając ciężkie koło młyńskie.
The National War Museum (Narodowe Muzeum Wojny)
W roku 1748 z tyłu Domu Komendanta wybudowano magazyn prochu zdolny pomieścić ponad tysiąc baryłek tej wybuchowej substancji. Wkrótce później dobudowano do niego także dwa artyleryjskie magazyny, dwupiętrowe warsztaty do naprawy dział i magazyn broni krótkiej. Wspomniane wyżej magazyny prochowe zostały zniszczone w roku 1897. Magazyny artyleryjskie zachowały się jednak i zostały następnie wykorzystywane jako wojskowy szpital. Niedługo później w ich pobliżu wybudowano dodatkowo kostnicę. Budynki te przetrwały do dnia dzisiejszego i obecnie służą jako budynki gospodarcze. Otworzone zostało ono w roku 1933 jako Szkockie Morskie i Wojskowe Muzeum. W pierwszym okresie Muzeum to ulokowane było w Budynku Królowej Anny. Obecnie wystawiona jest w nim wspaniała kolekcja dotycząca szkockiej sztuki wojennej od czasów utworzenia pierwszej zawodowej armii w XVII wieku, aż do czasów współczesnych. Oferuje także dostęp do obszernej biblioteki poświęconej sprawom militarnym. Muzeum organizuje także specjalne tematyczne wystawy.
Ekspozycja w Narodowym Muzeum Wojny
Dalej idziemy w kierunku Szpitala, Wozowni i Mills Mount Batter. Wchodzimy na mały plac, na którym stoi pomnik Douglasa Haiga (ur. 10.06.1961 w Edynburgu, zm. 28.01.1928 w Londynie),pierwszy hrabiego (earl) Haig, generała brytyjskiego i późniejszego marszałka polnego.
Widoczki z murów przy placyku
One O’Clock Gun
Zbliża się godzina 13:00, a to oznacza, że za chwilę oddany zostanie salwa z One O’Clock Gun, wielkiego 25-funtowego działa. Strzał oddawany jest codziennie oprócz niedziel, Wielkiego Piątku i Bożego Narodzenia. Co lepsze miejscówki już obstawione, w wyższych partiach zamku przy samych murach widać tłumy czekające na oddanie strzału. Działo obsługuje kobieta:)
A skąd taki pomysł? Zwyczaj ten prawdopodobnie zawdzięcza się edynburskiemu biznesmenowi John’owi Hewitt, który podobny zwyczaj zaobserwował w Paryżu w roku 1846. Niedługo później armatni wystrzał zsynchronizowano z wywieszaniem białej kuli na szczycie Monumentu Nelsona wybudowanego na szczycie Calton Hill. Wciągana na masz biała kula miała być, z kolei, wizualnym sygnałem dla statków cumujących na zatoce Forth. Pierwsza salwa z zamkowych murów miała miejsce w czerwcu 1861 roku z 18-funtowego działa. To od przodu ładowane działo potrzebowało aż czterech osób do jego obsługi. W roku 1913 zostało ono zastąpione 32-funtowym działem „odtylcowym”. Następnie w maju 1952 roku zastąpiła je 25-funtowa haubicoarmata. Obecnie od 30 listopada 2001 roku na służbie jest 105 mm haubica L118. Jak widać obecnie stanowisko ogniomistrza pełni kobieta. Najdłużej stanowisko to piastował, od roku 1979 do 2005 sierżant Thomas MacKay. Jedyna przerwa w oddawaniu zamkowych salw miała miejsce podczas obydwu wojen światowych.
Trochę huku było, trochę dymu też. No dobrze, czas ruszyć dalej i zobaczyć inne zakątki miasta. Ruszamy w dół wzdłuż traktu Royal Mile, łączącego Pałac Holyrood z edynburskim zamkiem.
Royal Mile
Traktat tworzą cztery odcinki: Castlehill, Lawnmarket, High Street i Canongate o łącznej długości ok. 1,5 km. Idąc os strony zamku zwiedzanie można zacząć od świata iluzji, czyli Camera Obscura, historycznego obserwatorium, w którym znajduje się ruchome zwierciadło, dobijające 360-stopniową panoramę miasta. Czynne jest od 9:30 do 19:00, wstęp jednak płatny, normalny bilet kosztuje 11,95 GBP. Obok po drugiej stronie ulicy znajduje się wspomniane już Muzeum Szkockiej Whisky.
Można również wybrać się na zwiedzanie Edynburga w odkrytym autobusie
Czy Szkoci naprawdę chodzą w spódnicach? Chodzą, i owszem. No dobrze, w Glasgow żadnego nie spotkałam, ale w Edynburgu kilku prawdziwych Szkotów się znalazło. A oto dowody.
Jak się okazuje mam szczęście do trafiania na śluby w odwiedzanych krajach. Tym razem też tak było. Pan Młody oczywiście w tradycyjnym stroju.
Wiadomo, Szkot przygrywający na dudach obowiązkowo musi być w kilcie.
A gdyby ktoś chciał takową spódnicę sobie sprawić, ma naprawdę bardzo duży wybór. Jak widać można trafić na promocję:)
Idziemy dalej. W oddali widać już Katedrę św. Idziego(podobno niesłusznie nazywa się ten kościół katedrą), jedyny kościół parafialny, zbudowany w średniowiecznym Edynburgu, który zdołał przetrwać do obecnych czasów. W XIX w. kościół ozdobiono licznymi pomnikami nagrobnymi, aby nadać mu charakter narodowego panteonu na podobieństwo londyńskiego Opactwa Westminsterskiego. W kościele znajduje się kilka witraży zaprojektowanych przez prerafaelitów.
No proszę, nawet Charlie wpadł z wizytą do szkockiej stolicy:)
Jako świeżo upieczona absolwentka ekonomicznej uczelni, nie mogę nie zauważyć pomnik na cześć ojca ekonomii klasycznej, Adama Smitha, szkockiego filozofa i myśliciela, autora “Bogactwa Narodów”.
Jak widać na ulicach trochę się dzieje. Pewien pan stara się zainteresować swoimi sztuczkami przechodniów, jednak kiedy zaczyna zdejmować koszulkę i świecić gołym torsem lekko przy tym się wyginając, idziemy dalej 🙂
A dalej znowu stare piękne kamieniczki
Podobno bardzo ciekawą wycieczkę można odbyć na Mary King’s Close, średniowiecznej ulicy zamkniętej 1646 roku, po tym jak jej mieszkańcy wymarli na dżumę. Można też wybrać wycieczkę szlakiem duchów, najlepiej wieczorem oczywiście. Niestety tym razem odpuszczamy.
Przechodzimy jednak koło domu Johna Knoksa. To najlepiej znany w Edynburgu mały dom, z osobliwymi schodkami prowadzącymi wprost z ulicy, jest on obecnie częścią Szkockiego Centrum Opowiadania Historii. John Knoks, szkocki reformator, mieszkał tu w 1599 roku.
Po takim spacerze można zgłodnieć. Zaczynam rejestrować uliczne knajpki i restauracje i w oko wpada mi tablica z napisem HAGGIS. Hm… cena nie taka zła, nazwa gdzieś już obiła mi się o uszy, ale nie mam pojęcia, co to jest. Wchodzimy, bar mały, ale czysty i nawet sporo osób siedzi. Pytam kelnerkę, co też kryje w sobie ta smaczna (tak napisane jest na tablicy) potrawa i mają to być kawałki różnego mięsa. Zamawiam:)
A oto jak wygląda. Hm, wygląd średni, ale smakuje naprawdę dobrze, coś podobnego w smaku do naszej kaszanki, którą ja osobiście bardzo lubię.
No dobrze, to teraz zdradzę sekret wszystkich składników. Oczywiście po obiadku sprawdzam, co też tak naprawdę własnie skonsumowałam. I teraz uwaga…
Haggis – specjał szkockiej kuchni narodowej, przyrządzany z owczych podrobów (wątroby, serca i płuc), wymieszanych z cebulą, mąką owsianą, tłuszczem i przyprawami, zaszytych i duszonych w owczym żołądku. Haggis jest zwykle podawany z ziemniakami i brukwią. Spożywa się go tradycyjnie 25. stycznia, w rocznicę urodzin szkockiego poety Roberta Burnsa (tzw. Burns’ Night), który to w 1787 roku napisał nawet wiersz na cześć haggisu.
Czyli było to naprawdę dobry wybór. Tak naprawdę w starej kuchni polskiej również wiele dań przyrządzało się z podrobów, do czego się powoli wraca.
Czas ruszyć dalej w kierunku pałacu. Po drodze mijamy szkocki parlament. Budynek szkockiego parlamentu to prawdziwa perełka wśród wszystkich innych obiektów tego typu. To, że się wyróżnia się zauważyło także UNESCO, wpisując go na listę światowego dziedzictwa kultury. Cały kompleks został zaprojektowany przez hiszpańskiego architekta Enrique Mirallesa i składa się z ośmiu części. Wszystkie z nich robią spore wrażenie. W sali obrad, wykończonej dębowym drewnem i szkłem zasiada na co dzień 129 szkockich parlamentarzystów. Tower Buildings to efektowne wieże, które z lotu ptaka wyglądają podobno jak łodzie. W 2005 roku siedziba parlamentu zdobyła prestiżową architektoniczną nagrodę Stirling Prize.
Dochodzimy do Pałacu Holyrood.Akurat trwa jakaś demonstracja.
Pałac Holyrood
To oficjalna szkocka rezydencja królowej brytyjskiej. Pałac z rozległym dziedzińcem, został wybudowany w 1498 roku dla króla Jakuba IV, a jego obecny kształt jest wynikiem przebudowy w XVII wieku, wykonanej z rozkazu Karola II.Według legendy, w 1128 r król Dawid I wzniósł ją w miejscu, w którym na polowaniu pojawił się przed nim jeleń i zrzuciwszy go z konia, usiłował przebić go rogami. Król zdołał uchwycić poroże zwierzęcia, lecz okazało się, że napastnik zniknął, a on trzyma w ręku krucyfiks. Ten samej nocy śniło mu się, że słyszy głos nakazujący “zbudowanie domu dla kanoników, którzy poświęcili się dla Krzyża”. Dawid posłuchał rozkazu i nadał nowemu opactwu nazwę Holyrood (Święty Krzyż).
Rezydencja ta znana była w czasach Marii, królowej Szkotów, jako miejsce afer miłosnych i zbrodni.Największym zainteresowaniem podczas zwiedzania cieszy się zwykle historia o tym, jak to lord Darnley, drugi mąż Marii Stuart, w napadzie zazdrości zasztyletował ulubieńca swojej połowicy – nadwornego sekretarza Rizzio. Biedna ofiara otrzymała ponoć 56 pchnięć nożem, a ślady krwi przez długie lata rzekomo nie dawały się zmyć z podłogi. Swoją drogą, lord Darnley wkrótce zginął, w czym, jak twierdzono, życzliwie pomogła mu małżonka. Jednak ona także tragicznie zakończyła swój żywot – po 19 latach więzienia w Anglii została ścięta.
Na terenie rezydencji znajdują się także ruiny Holyrood Abbey (opactwa Holyrood). Niegdyś stał tu kościół normandzki, wybudowany w czasach króla Dawida I. Z tego okresu zachowało się jedynie wejście, a większość kamiennych fragmentów pochodzi z XII-XIII wieku, kiedy kościół otrzymał wczesnogotycką postać. Pałac otoczony jest przez rozległy Royal Park. Jego zróżnicowany krajobraz tworzą, pagórki, strome zbocza, wrzosowiska, mokradła, doliny górskie i jeziora, czyli wszystkie typy charakterystyczne dla szkockiego pejzażu.
Zaczyna nieco się chmurzyć. Spoglądamy na mapę i decydujemy ruszyć się na Calton Hill, skąd rozciągają się przepiękne widoki na stare miasto oraz zamek. Najpierw wspinamy się boczną uliczką, skąd widać trochę Górę Artura (Arthur’s Seat), która jest najwyższym szczytem Parku Holyrood, położonym w centrum Edynburga. Wzniesienie jest jednym z symboli tego miasta. Szczyt porośnięty jest w dużej części dziką roślinnością. Wznosi się na wysokość 251 metrów, skąd doskonale widać panoramę miasta i zatoki Forth.
Następnie dochodzimy do Regent Bridge…
…a potem spotykamy dwie żyrafy przed centrum rozrywkowym Omni na placu Picardy.
Ciekawe połączenie
W końcu pytamy o drogę, bo wejścia do parku nigdzie znaleźć nie możemy, a krążymy wokół wzgórza już jakiś czas. Miły pan daje wskazówkę i w końcu docieramy na miejsce.
Calton Hill
Na pewno warto wspiąć się na Calton Hill. Piierwsze dla samych widoków.
Wzgórze posiada kilka ciekawych budynków, dzięki którym Edynburg nazywano „Atenami Północy”. Stoi tu pomnik admirała Horatio Nelsona w niezwykle ciekawym kształcie teleskopu, który uzupełnia budynek Obserwatorium Miejskiego, gdzie w każdy piątkowy wieczór odbywają się spotkania Edynburskiego Towarzystwa Astronomicznego. Wybudowano tu również, wzorowany na ateńskim Partenonie, pomnik Szkotów poległych w wojnach napoleońskich. Niestety po wzniesieniu 12 kolumn skończyły się pieniądze – z tego powodu bywa on również nazywany „hańbą Szkocji”. Można zajrzeć do Muzeum of Antiquities, żeby zobaczyć srebro Wikingów z Orkad czy XII-wieczne figury szachowe wykonane z kłów morsa. Z pewnością warto wdrapać się dla samych widoków. Niestety pogoda się psuje, jak to w Szkocji. Zaczyna kropić:(
I jeszcze trochę widoczków. W oddali zamek
Ze wzgórza schodzimy w deszczu i myślimy, czy jednak nie wrócić wcześniej. Jak się okazuje nie ma takiej opcji. Do autobusu mamy jeszcze jakieś 1,5 godziny. Wychodzimy z dworca i co się okazuje? Piękne niebo i słońce! Idziemy zatem zwiedzać dalej.
Jest jednak zimno i jesteśmy trochę zmęczone. A może by tak na szklaneczkę czegoś rozgrzewającego? Wchodzimy do pubu The Queen’s Arms. I to jest strzał w dziesiątkę! Prawdziwy szkocki pub z klimatycznym wystrojem zachęca do otworzenia karty drinków:) Moje oczy nie mogą uwierzyć… prawie cała karta to rodzaje szkockiej whisky, coś ok. dziesięciu stron. Czytam, czytam… i mimo że za whiskey nie przepadam, zamawiam lampkę. Opis pozwala się rozmarzyć… nutka wanilii, kokos oraz śliwka, średnio słodka z posmakiem pomarańczy:) Po pierwszym łyku nie jest już tak smacznie, ale cóż, jak każda whisky dobrze rozgrzewa i humory poprawia:)
Rozgrzane i w humorach wracamy na dworzec. Wycieczka udana bez dwóch zdań! Ma nadzieję, że kiedyś tu jeszcze wrócę…
Kościółek przy wyjeździe z Edynburga