Cel z kamerą w Andaluzji
Jak na Cel przystało, także i w Andaluzji kilka razy wcisnęła guzik ‘Record’. Takie widoki musiały zostać zapamiętane. Każde miejsce, które odwiedziłyśmy oraz cała droga, którą pokonałyśmy warte były uwiecznienia w formacie wideo. Karta oczywiście tyle godzin nagrywania nie pomieści, więc na filmikach znalazły się miejsca, które szczególnie mnie zafascynowały i sprawiły, że chciałam ten moment zatrzymać na dłużej.
Granada była naszym pierwszym celem zaraz po przylocie. Po wynajęciu samochodu od razu ruszyłyśmy do miasta granatów. Tutaj oczywiście pierwsze kroki skierowałyśmy do górującej na wzgórzu słynnej Alhambry. Według poetów to ósmy cud świata, w według statystyk najczęściej odwiedzany zabytek w Andaluzji. I ja się nie dziwię. Całość robi ogromne wrażenie, a widok z jej najstarszej części Alcazaby wręcz powala.
Z Granady ruszyłyśmy do Kordoby. To był chyba jeden z najpiękniejszych odcinków, jakim jechałyśmy. Góry oraz gaje oliwne przypominały mi marokańskie oraz tunezyjskie krajobrazy. Postanowiłyśmy nieco zboczyć z trasy i zatrzymać się na chwilę w jakiejś małej wiosce ukrytej wśród gór. Górskie serpentyny zaprowadziły nas do Zuheros i to był świetny pomysł. Mnie wioska urzekła całkowicie. Biało bielone domki w stylu arabskim, wąskie uliczki oraz ruiny zamku na wzgórzu!
Z Zuheros pojechałyśmy już prosto do Kordoby i to właśnie Kordoba, obok Granady, była najczęściej polecanym miastem Andaluzji. I znowu wcale się nie dziwię. Kordoba leży nad rzeką Gwadalkiwir, dwie części miasta łączy słynny Most Rzyski. I właśnie ten most pięknie widać z murów Zamku Królów Chrześcijanskich (Alcazar des los Reyes Cristianos). Stąd zobaczymy także słynny meczet Mezquita oraz piękne ogrody skryte w murach zamku.
Z Kordoby pojechałyśmy wprost do stolicy Andaluzji, Sewilli. Być w Andaluzji i nie zobaczyć pokazu prawdziwego flamenco? No właśnie. Z takim zamysłem nosiłyśmy się już w Granadzie i tam rozglądałyśmy się za takim miejscem. Słynny taniec w Granadzie można podziwiać w jaskiniach na Sacromonte, jednak za ten podobno jeszcze nieskomercjonalizowany show trzeba sporo zapłacić, bo ponad 25 EUR. Za rozsądną cenę można udać się do baru Pena la Plateria na Albaicin (Placeta de Toqueros), najstarszego klubu flamenco w Granadzie. Tutaj w czwartki wieczorem taki pokaz można obejrzeć za 6 EUR, a do tego mamy wliczony drink. Nam jednak czasu nie wystarczyło. Niemniej uliczne flamenco udało nam się zobaczyć w Sewilli.
Z Sewilli pojechałyśmy prosto na wybrzeże, do białego miasta Kadyks. W zasadzie leży ono na półwyspie oddzielającym odnogę Zatoki Kadyksu od Oceanu Atlantyckiego. W tym miejscu czuje się prawdziwe wakacje. A widok z najwyższej wieży Starego Miasta Torre Tavira zapiera dech w piersiach. Miałam jakieś takie nieodparte wrażenie, że gdzieś już taką panoramę widziałam… jak dla mnie to marokański Tanger!
Z Kadyksu przez Rondę wróciłyśmy do Malagi, która zachwyciła mnie od razu po przylocie. Pięknie położona wśród gór oraz nad morzem, co można podziwiać wprost z położonego na wzgórzu Zamku Gibralfaro.
A na koniec coś smacznego. Co Hiszpanie jadają na śniadanie? Ano coś smażonego na głębokim tłuszczu. Ciasto wyciskane jest bezpośrednio na głęboki olej i smażone na złocisty kolor. To CHURROS! Można jeść je z cukrem lub maczać w kawie czy też czekoladzie. A jak są przyrządzane prawdziwe churros, możecie zobaczyć na filmiku. Ten specjał jakoś specjalnie nie przypadł mi do gustu, zbyt tłusty, ale Hiszpanie się tym zajadają. Smacznego:)