Po zwiedzeniu Wat Arun chcemy przedostać się na drugi brzeg, by dotrzeć do Wat Po. Dochodząc do rzeki od razu dostrzegamy przystań z dwoma przystankami. Z jednego odpływają wycieczki po rzece, z drugiego tramwaj rzeczny do pirsu Tha Thien na drugą stronę rzeki. Bilet kosztuje tylko 13 THB. Płacimy i wsiadamy na łódkę, która płynie raz szybciej, raz wolniej, by przepuścić inne pędzące tramwaje, wygląda to jak wodne skrzyżownie. Pierszeństwo mają ci, którzy płyną wzdłuż rzeki. Po opuszczeniu pokładu wychodzimy wprost na targ, na którym znowu nasze zmysły wariują. Sok z granata (50 THB) musi być, a i na mleczko kokosowe (30THB) też się dajemy skusić.
Na targu oprócz owoców kupić można wszelkiego rodzaju pamiątki, przekąski pod różnymi postaciami, jak np. suszona ryba, która zdaje się tu być bardzo popularna.
Po zaaplikowaniu sobie kolejnej porcji witamin ruszamy dalej. Po zaledwie kilku krokach stajemy przed budynkiem, który musi być świątynią i właśnie nią jest, a w zasadzie zespołem świątyń. To WAT PO. Wiele razy ją odnawiano i przebudowywano, dlatego teraz jest najbardziej elektyczną ze świątyń stolicy. Wstęp kosztuje 100 THB, a więc dwa razy więcej niż do Wat Arun. Już na samym wejściu wita nas kojąca tajska muzyka. W cenie biletu należy nam się butelka wody mineralnej oraz hasło do darmowego wifi, które można dostać w wyznaczonym punkcie. Kompleks czynny jest codziennie od 8:00 do 18:00.
Wat Po pierwotnie nosiła nazwę Potaram, ale król Rama I, założyciel Bangkoku, rozbudował sanktuarium, umieścił w nim wiele przedmiotów ocalonych ze zburzonej przez Birmańczyków Ayutthayi i przemianował je w 1801 roku na Wat Phra Chetuphon, w skrócie Wat Po. Z kolei Rama III w 1832 roku postawił wiharn Leżącego Buddy, jednocześnie świątynia stała się zaczątkiem pierwszego tajlandzkigo uniwersytetu. Na ścianach budynku łatwo zauważyć naukowe tabliczki z precyzyjnym opisem, m.in. technik masażu i tajników medycyny naturalnej. Nawiązując do tej tradycji w 1962 roku utworzono tu akademię tajskiej medycyny naturalnej i słynną szkołę masażu.
LEŻĄCY BUDDA
Jako pierwszą odwiedzamy Świątynię Leżącego (Odpoczywającego) Buddy, czyli Phra Buddhasaiyas. Już na wejściu tworzy się kolejka. Trzeba wziąć woreczek na buty, które oczywiście nie mogę pozostać na nogach. Jeśli ktoś nie ma przy sobie ubrania do zakrycia ramion i nóg, można wypożyczyć coś w rodzaju koca. Już ze schodów zaczynam dostrzegać pierwsze złote zarysy potężnej figury, która tak naprawdę zajmuje całą świątynię. Jest przeogromna! Długi Budda leży z głową podpartą na ręce i śpiącym wzrokiem obserwuje zwiedzających, podobno przechodzi właśnie w stan nirwany. Posąg ma 46 m długości i 15 m wysokości. Figura wykonana jest z cegły oraz gipsu i w całości pokryta złotą blachą. Stopy i oczy sporządzone są z masy perłowej. Pierwszy przystanek jest tuż przy głowie.
Kolejne miejsce, w którym można zbliżyć się do posągu znajduje się mniej więcej w połowie jego długości. Z tej perspektywy dobrze widać wielkość oraz długość Buddy.
Kolejne miejsce, przy którym się zatrzymujemy to stopy. Perłowe ornamenty podeszew przedstawiają 108 symboli i stopni buddyjskiego oświecenia. To także jest bardzo popularny punkt fotograficzny. Można stąd uchwycić całego Buddę wraz z jego stopami.
Wzdłuż wiharnu (budynku świątynnego) uwagę zwracają powoli przechadzający się Tajowie i naśladujący ich turyści. Wszyscy wrzucają do ustawionych w rzędzie 108 skarbonek po jednej monecie. Ma to zapewnić szczęśliwe życie. Monety brzęczą jakby niestrudzenie powtarzały swoją szczęśliwą mantrę. Stoją tu również znane już nam drzweka uginające się pod ogromną ilością banknotów.
Wat Po to nie tylko Świątynia Leżącego Buddy, ale także cały kompleks budynków świątynnych, zachwycających blaskiem złota i misternymi ozdobami. Uwagę zwracają liczne wielobarwne posągi legendarnych bóstw, mistycznych demonów i postaci z buddyjskiego panteonu. W głównej kaplicy (bot), znajdującej się na wschodnim dziedzińcu, zobaczyć można 394 posągi Buddy wykonane z brązu. Do wnętrza tej budowli prowadzą pięknie wykonane drzwi z drewna tekowego, zaś jej podstawę zdobią 152 wyrzeźbione w kamieniu rysunki, przedstawiające historie zaczerpnięte z Ramakien. Po minięciu dziedzińca z posągami dochodzimy do kolejnej świątyni, w której nie ma w ogóle tłoku i można w spokoju pomedytować. Do tego czuć tutaj miły powiew świeżego powietrza, to zapewne dzięki otwartym oknom po dwóch stronach świątyni, dzięki którym mamy tutaj taką cyrkulację powietrza.
Powoli zaczyna się ściemniać, świątynie są już powoli zamykane, jedna nawet już o 16:00, tak więc całego kompleksu nie udaje się nam dokładnie zwiedzić. Niemniej myślę, że duch i zmysły zostają nasycone, czas więc pomyśleć o nakarmieniu ciała. Opuszczamy Wat Po i ruszamy w poszukiwaniu jakiejś loklanej knajpki na kolację. Niedaleko świątyni trafiamy na, można by powiedzieć, cały zespół tajskich ulicznych restauracji, w których jedzą przeważnie Tajowie. Nieśmiało wchodzimy do jendej z nich i studiujemy menu. Od razu podchodzi do nas obsługa i tłumaczy, co kryje się pod tajskimi robaczkami. Ceny wyglądają całkiem znośnie, jest nawet piwko, tak więc zostajemy. Ja zamawiam coś, co jest ryżem z kurczakiem i warzywami i kosztuje 50 THB. Piwo jest niestety drogie, 0.5 l kosztuje 120 THB, ale co tam, zasłużyliśmy:)
To w Tajlandii mają piwo? Jarek sprawdza autentyczność;)
Okazuje się, że nasza kanjpka jest całkiem blisko przystani, z której dopłyniemy do naszej części miasta. Ostatni trawaj odpływa po 19:00, tak więc mamy jeszcze trochę czasu. Chwilkę kręcimy się po pobliskim targu.
Tak, zderzenie dwóch światów…
Dochodzimy także do Wielkiego Pałacu Królewskiego, który wieczorem jest przepieknie oświetlony.
W końcu wsiadamy do tramwaju i płyniemy w kierunku naszego hostelu… Po drodze możemy podziwiać pięknie oświetlone Wat Arun i Kalayanamit.
Z przystani wracamy do hostelu na piechotę. Okolica wygląda może niezbyt ciekawie, jednak my czujemy się tu całkiem bezpiecznie. Miejscowi chętnie wskazują nam drogę. Wstępujemy jeszcze do apteki po jakiś środek na komary. Pani doradza nam coś z wysoką zawartością DEET (chyba 80), mała buteleczka kosztuje 80 THB. Nazwy niestety nie jestem w stanie podać, bo wszystko na butelce napisane jest po tajsku, no oprócz Mosquito Repellent Liquid Spray. Eytkieta oraz zatyczka są różowe, więc po tym poznacie.
W hotelu zasiadamy jeszcze na wieczorne piwko i ustalamy plan na kolejny dzień. Jutro ruszamy do Ayutthayi…
Przydatne informacje:
Wstęp do Wat Po – 100 THB
Tramwaj z Wat Arun do pirsu Tha Thien – 13 THB
Świeży sok z granata – 50 THB
Mleczko kokosowe – 30 THB
Obiad (ryż z warzywami) – 50 THB
Piwko Leo 0.5l – 120 THB (w spożywczym oczywiście taniej)
Dołączam jeszcze dwie mapki, na których znajdziecie oznaczone świątynie, dzięki czemu możecie zaplanować sobie kierunek zwiedzania.
Czuje sie jakbym właśnie tam była 🙂 Superowa relacja 🙂 U mnie dwa ostatnie posty z filmikami z Zanzibaru i Tanzanii 🙂 Do tego kilka praktycznych porad 🙂 Moze sie sprzyda 🙂 Zapraszam 🙂
Na pewno się przyda! Już niedługo mamy pierwsze organizacyjne spotkanie, więc wszelkie porady są naprawdę w cenie. Już zabieram się do czytania i rozsyłam dalej. Dzięki!
3 komentarze
Addicted to Passion
Czuje sie jakbym właśnie tam była 🙂 Superowa relacja 🙂 U mnie dwa ostatnie posty z filmikami z Zanzibaru i Tanzanii 🙂 Do tego kilka praktycznych porad 🙂 Moze sie sprzyda 🙂 Zapraszam 🙂
CELina Lisek
Na pewno się przyda! Już niedługo mamy pierwsze organizacyjne spotkanie, więc wszelkie porady są naprawdę w cenie. Już zabieram się do czytania i rozsyłam dalej. Dzięki!
Coconutpathway
Zapraszamy do naszej relacji z 24 godzin w Bangkoku. Piszemy o miejscach wartych zobaczenia oraz takich które zdecydowanie należy omijać.