Przeglądając informacje na temat Tajlandii oraz Bangkoku wiedziałam, że koniecznie musimy udać się na jeden z tradycyjnych pływających targów (floating market). Łodzie wypełnione egzotycznym jedzeniem przyrządzanym i serwowanym na miejscu, zapachy przyprawiające o zawrót głowy to właśnie to, co kusi na pływających targach najbardziej. Właśnie tak kiedyś wyglądały targowiska w Tajlandii. Rolnicy w łódkach wypełnionych owocami, warzywami, rybami czy krewetkami płyną wzdłuż brzegu, zatrzymując się na chwilę, by sprzedać na brzegu swój towar. Obecnie pływające targi odbywają się raczej w ramach atrakcji turystycznej, mimo to niewątpliwie warto je zobaczyć.
Najbardziej znany pływający targ to Damnoen Saduak, ale ten jest też najbardziej zatłoczony i oblegany przez turystów oraz znajduje się poza Bangkokiem. Na taką wycieczkę trzeba poświęć cały dzień, a my aż tyle czasu nie mamy. Na szczęście to nie jedyne tego typu targowisko. W samym Bangkoku znajdują się jeszcze dwa, co prawda mniejsze, jednak podobno bardziej autentyczne. Jeden z nich to Taling Chan (otwarty w soboty i niedziele od 8:00 do 17:00), drugi Bang Khu Wiang (otwarty tylko rano od 4:00 do 7:00!). Godziny otwarcia tego drugiego co prawda gwarantują, że nie będzie tam tłumów turystów, jednak tak wczesna godzina to już chyba lekka przesada, szczególnie na wakacjach:) Jako że akurat idealnie wpasowujemy się w dni otwarcia Taling Chan, tam też właśnie ruszamy.
Na przystani wsiadamy do tramwaju rzecznego (15 THB) i płyniemy w kierunku Królewskiego Pałacu. Wysiadamy w pirsie Tha Tien. Po drodze zatrzymujemy się oczywiście na jakieś śniadanko, tym razem jest to coś w rodzaju naleśnika z bananami i jajkiem, oczywiście świeżo przyrządzane. Jedno takie zawiniątko kosztuje 30 THB, bez jajka 25 THB. Jeśli ktoś lubi naleśniki, z pewnością będzie mu smakować.
Idąc dalej ulicą zastanawiamy się jak dostać się na targ. Taling Chang znajduje się w Chonburi Not. W hostelu pani w recepcji doradziła nam nawet jakiś autobus. W zasadzie są dwie opcje, żeby się tam dostać. Pierwsza z nich, ta łatwiejsza, to oczywiście taksówka, druga zaś to autobus nr 79 przy Cenral World przy Ratchadamri Road. Autobus kursuje od 4:20 rano do 22:00, a bilet kosztuje 17 THB. Przejazd zajmuje około 30-45 minut, w zależności od natężenia ruchu drogowego, ale skoro targ otwarty jest tylko w weekendy nie powinno być tak źle. A może by tak wsiąść do tuk-tuka? Przy ulicy stoi ich cała masa, a kierowcy już z daleka próbują nawiązać kontakt wzrokowy. Dobrze, to trzeba by ustalić cenę, która wynosić ma 300 THB na sześć osób. Hm, trochę drogo… zaczynamy się targować i ostatecznie zbijamy na 200 THB. Pan prowadzi nas do tuk-tuka maksymalnie trzyosobowego i z wielkim uśmiechem zaprasza do środka. Jak to? Wygląda na to, że mamy się tu jakoś upchnąć, przecież jest jeszcze podłoga, tzn. podwozie. Kręcimy przecząco głową, taki numer z nami nie przejdzie. Idziemy zatem dalej i ostatecznie lądujemy w większej maszynie, w której każdy z nas ma odpowiednią ilość miejsca. Nasz kierowca to bardzo młody chłopak, który na luzie pędzi swoim tuk-tukiem w największym ruchu ulicznym. Wyglądamy chyba nieco dziwnie wśród samochodów i taksówek jadąc takim sprzętem w dłuższą trasę, ale co tam! Przygoda musi być!
Na miejsce dojeżdżamy po około 40 minutach. Targ zaczyna się już właściwie przy drodze prowadzącej do rzeki. Po dwóch stronach rozstawione są stragany z przeróżnymi fantazyjnymi owocami i innymi przekąskami. Zatrzymujemy się oczywiście co krok, by dokładnie obejrzeć i uwiecznić te wszystkie róźności.
W końcu dochodzimy do kanału i tu naszym oczom ukazują się łódki przycumowane z każdej strony pomostu wypełnione świeżym jedzonkiem. Centralnym punktem jest właśnie pomost, który jest tak naprawdę jedną wielką restauracją. Wrażenie niesamowite, bo oprócz kolorowych obrazów także intensywne zapachy przygotowywanych potraw przyprawiają o zawrót głowy. Cały targ nie jest zbyt duży. Zaczynamy rundkę i po kolei przyglądamy się temu, co też się tu odbywa.
Po tak intensywnych doznaniach wzrokowych i zapachowych nie ma innej opcja jak spróbować czegoś prosto z łódki. Akurat zwalnia się miejsce przy jednym ze stolików, więc siadamy i zaczynamy studiować menu. Postanawiamy zamówić jedną wielką rybę na spółkę. Michał oczywiście się wyłamuje i bierze coś bezpieczniejszego, czyli grillowane patyki. Ryba jest całkiem spora i wygląda naprawdę dobrze. A jak smakuje? Wszystkim dookoła bardzo, natomiast ja, muszę przyznać, jestem trochę rozczarowana smakiem, mięso jest nieco mdłe.
Można tu również zamówić zimne piwko. Ogólnie ceny nie są wcale wysokie, wahają się od 30 do 60 THB. Ryba kosztuje 170 THB, a małe piwo w puszce 50 THB. Więcej cen znajdziecie w Galerii (link na samej górze), menu z cenami zostało uwiecznione. Przykład poniżej.
Po posiłku udajemy się na dalsze eksplorowanie przycumowanych łódeczek. Kolejna rundka kończy się zamówieniem rybnej zupy z warzywami, która w ostatecznej formie wcale nie wygląda jak zupa. W zasadzie trafiamy na dwa wielkie kotły z zupami i nie wiemy, którą wybrać. Uprzejmy Taj częstuje nas i jedną, i drugą, po małej degustacji pada właśnie na zupę rybną. Oryginalnie serwowana jest z jajkiem, choć ja zamawiam bez. Mimo to ląduje w niej jeszcze coś w rodzaju sałatki czy surówki i zmienia się w coś, co bardziej przypomina gulasz. Zupa z jajkiem kosztuje 35 THB, natomiast bez jajka25 THB i muszę przyznać, że jest naprawdę smaczna.
Ciekawym zjawiskiem są tutaj oswojone ryby, które podczas dokarmiania jedzą niemalże z ręki. Na straganach sprzedawane jest nawet coś w rodzaju chrupek, którymi te ryby się karmi. Wygląda to naprawdę niesamowicie, wijące się, wyskakujące ryby wytrwale walczą o każdy kęs.
A oto okolica…
Po jedzeniu można stąd wyruszyć na jedną z wycieczek long tail’em po kanałach Bangkoku. Łódki zatrzymują się na Farmie Orchidei lub w Ogrodzie Węży i wracają w to samo miejsce.
My jednak zasiadamy przy jednym ze stolików i obserwujemy to, co dzieje się dookoła. Pani Tajka miesza w wielkiej misce ryż, doprawia go i dalej miesza, po czym podaje go na wielkim sicie do konsumpcji. Ryby wiją się w walce o pożywienie. Naprzeciwko nas pewna staruszka przygotowuje swoje przekąski, od razu znajduje na nie chętnego nabywcę.
Jak widać technika dotarła i tu:)
Czas się zbierać, bo przecież dziś opuszczamy Bangkok i ruszamy na północ. Dzielimy się na dwie grupy i wracamy taksówką. Za drogę powrotną płacimy 120 THB na trzy osoby, drugiej grupie udaje się nawet wynegocjować 100 THB.
Przydatne informacje:
Taling Chan – otwarty w soboty i niedziele od 8:00 do 17:00
Dojazd od Taling Chan – taksówka (ok. 100 THB), autobus nr 79 z Central World (17 THB), tuk-tuk z centrum (200 THB za 6 osób)
Ceny na Taling Chan – wahają się do 30 do 60 THB. Inne: ryba 170 THB, małe piwo w puszce 50 THB
Ja byłam na Damnoen Saduak i faktycznie oprócz łodzi z żywnością i produktami rolniczymi było też mnóstwo pamiątek i mnóstwo turystów. Dość tłoczno. Ale ciekawie! Czytałam też później, że te pływające targi w zasadzie bez turystów już by zniknęły. A te naleśniki z bananem i jajkiem to nie roti? Pozdrawiam 🙂
Tak, teraz to już chyba bardziej turystyczna atrkacja, choć zastanawia mnie ten o 4:00 rano. Ciekawe czy jakiś zbłąkany tyrusta się tam znajdzie… Masz rację, te naleśniki wyglądają jak roti i pewnie właśnie nimi są:) Również pozdrawiam:)
5 komentarzy
Ewa
Ja byłam na Damnoen Saduak i faktycznie oprócz łodzi z żywnością i produktami rolniczymi było też mnóstwo pamiątek i mnóstwo turystów. Dość tłoczno. Ale ciekawie! Czytałam też później, że te pływające targi w zasadzie bez turystów już by zniknęły.
A te naleśniki z bananem i jajkiem to nie roti?
Pozdrawiam 🙂
CELina Lisek
Tak, teraz to już chyba bardziej turystyczna atrkacja, choć zastanawia mnie ten o 4:00 rano. Ciekawe czy jakiś zbłąkany tyrusta się tam znajdzie… Masz rację, te naleśniki wyglądają jak roti i pewnie właśnie nimi są:) Również pozdrawiam:)
celwpodrozy
Roti:)
Hotelowe Recenzje
śliczne zdjęcia
Pingback: