O tym, jak to w Nordnes upolowaliśmy zorzę
Zobaczyć zorzę polarną na żywo? MARZENIE… które postanowiłam zrealizować w styczniu tegoż roku. Miało być niskobudżetowo, zaszywamy się gdzieś pośród niczego i czekamy… Oczywiście, że przed wyjazdem sprawdziłam wszelakie możliwe opcje oraz przestudiowałam mnóstwo fachowym informacji o tym niesamowitym zjawisku. Gwarancji nie ma nigdy, a na powodzenie całego przedsięwzięcia składa się tak naprawdę kilka czynników: wysoki indeks Kp (pisałam o nim już w poprzednik poście), który jest nieprzewidywalny na dłużej niż godzinę do przodu, bezchmurne niebo oraz brak świateł miejskich. Tak, prognozę pogody studiowałam namiętnie każdego dnia i patrząc na to, co pokazywały strony szanse były zerowe. Bilety kupione, nocleg zarezerwowany, trzeba było jechać…
Nocleg zarezerwowaliśmy na kempingu w Nordness (o samym kempingu będzie w kolejnym poście). Mimo że kemping leży na totalnym odludziu, dojazd nie jest trudny. Żeby nieco zaoszczędzić na noclegu wsiadamy w pociag nocny z Trondheim, ten sam, który jedzie do Bodo. My jednak mamy wysiąść na stacji Røkland (to też jest już za kołem podbiegunowym). Pociąg odjeżdza o 23:40, na miejscu ma być o 7:48 i właśnie o tej jest. Dobra cena biletu to ta, która pokazuje się w taryfie minipris, czyli 249 NOK (120 PLN). Rezerwacji możemy dokonać na stronie kolei norweskich, w trakcie zakupu od razy wybiera się konkretny wagon i miejsca. Uwaga: cena za przejazd do Bodo jest taka sama jak do Røkland.
Sam pociąg jest naprawdę bardzo wygodny. Na siedzeniach czekają na nas kocyki, dmuchana poduszeczka, zatyczki do uszu oraz maseczka na oczy do spania. Pan konduktor od razu sprawdza bilety i tak naprawdę to on zarządza wolnymi miejscami. Może się zdarzyć, że jeśli macie bilet powrotny z Bodo, a wsiądziecie w Rokland, Wasze miejsca zostaną przydzielone komuś innemu. Ale nic złego się nie dzieje… w razie czego nowi pasażerowie będą musieli się przesiąść, a Wy i tak dostaniecie to, co widnieje na Waszym bilecie. Przestrzeni na nogi jest bardzo dużo, siedzenia rozkładane, więc w miarę wygodnie można się przespać. W pociągu znajduje się też jeden ala rodzinny wagon, w którym dla dzieciaków zaaranżowano coś w rodzaju placu zabaw. Ach, i najważniejsze… w pociągu jest WIFI! Podobno widoki za oknem są zjawiskowe (namiastkę mam w drodze powrotnej), jednak w nocy niestety nic się nie zobaczy.
W Rokland na stacji czeka na nas właściciel kempingu. Z peronu trzeba przejść kładką na drugą stronę, tam znajduje się parking, stacja paliw oraz duży market, w którym można zrobić zakupy. To jedyny sklep spożywczy w najbliższej okolicy, odległość od kempingu to 5 km. Właściel proponuje nam szybkie zakupy, jednak my nie mamy teraz takiej potrzeby. Jedziemy prostu na kemping. Muszę przyznać, że na początku lekka konsternacja, na drodze istna szklanka, a kierowca w ogóle zdaje się tym nie przejmować. Okazuje się, że ma specjalne opony z tzw. kolcami, wygląda to jak pineski czy gwoździe powbijane w gumę. Mamy zarezerwowany domek 4-osobowy bez łazienki, jednak za małą dopłatą dostajemy większy 6-osobowy z łazienką, kuchnią, salonem i dwoma sypialniami, no żyć nie umierać! Warunki fantastyczne! Szczegóły w kolejnym wpisie.
Jak już wiecie główny cel to upolowanie zorzy. W pierwszy wieczór pełna mobilizacja, stronka z prognozą sprawdzana na bieżąco, aplikacja Auroral Forecast także odpalona, do tego spacery od czasu do czasu. Niebo niestety zachmurzone, więc nadziei nie ma. Najlepiej udać się na sam koniec kempingu (w przeciwną stronę do recepcji) i dojść do polany czy wielkiego pola, tam jest najciemniej. Jednak jeśli zorza jest, to nawet przed samym domkiem doskonale ją widać. Kemping położony jest w dolince osłoniętej niewielkimi górami, więc może nie jest to idealne miejsce, niemniej zorzę tutaj widać bardzo często, więc to nie powinno stanowić wielkiego problemu. Planujemy nie spać całą noc, kto wie, może się przejaśni i coś będzie widać. Główna zasada to nigdy się nie poddawać. W oczekiwaniu na zorzę rozgrywamy partyjki Sabotażysty, który wciąga na maksa, ciężko się oderwać. I tak około 2:00 w nocy postanawiam wyjrzeć za drzwi, co by obadać sytuację i o dziwo, widzę, że niebo nieco przejaśniało, widać gwiazdy. Reszta wybiega przed domek i słyszę: JEST! Delikatne smugi pojawiają się i znikają, z białego przechodzą w lekką zieleń i zmieniają kształty. Nie jest to aż tak spektakularne jak na zdjęciach, ale i tak robi wrażenie. Kp indeks pokazuje ponad 3.
Drugiego wieczoru nie mamy już takiego szczęścia. W dzień gromadzą się gęste chmury, z których sypie śnieg i tak już pozostaje przez całą noc. Nawet spać idziemy wcześniej. Za to kolejny wieczór to już zupełnie co innego. Nieco zrezygnowani po ostatniej nocy, nie mamy już takiego zapału. Dokładnie o 15:00 sprawdzam stronkę i aplikację i co? Nie wierzę własnym oczom, za godzinę Kp indeks ma być na poziomie 4.67, a to oznacza prawdziwą burzę słoneczną, która tutaj powinna być bez problemu widoczna. Patrzymy na niebo, na razie czyste. Na zewnątrz szarówka, mamy nadzieję, że za godzinę ściemni się wystarczająco, aby coś zobaczyć. 15 minute przed 16:00 wychodzimy z domku i udajemy się na koniec kempingu. Jest jeszcze jasnawo… czekamy, czekamy i dokładnie o 16:00 coś zaczyna się dziać, biało-zielone smugi zaczynają być widoczne. W przeciągu kilkunastu minut robi się ciemno, a zorzę widać coraz lepiej. W pewnym momencie z naszej prawej strony zaczyna przesuwać się różowo-zielona chmura, no coś podobnego! Różowa jak landrynka! Chmura lekko sunie po niebie i rozchodzi się na wszystkie strony. Istne szaleństwo! Stoimy tak może około 40 minut, a przed naszymi oczami rozgrywa się prawdziwy zorzowy spektakl.
Po 40 minut spektakl ustaje. Zadowoleni i szczęśliwi idziemy na recepcję pochwalić się właścicielowi. Ten, zupełnie obojętnie kiwa głową. No cóż, dla niego to normalka. Kręcimy się jeszcze chwilę po restauracji, po czym postanawiamy udać się do domku na kolację. I kiedy to jak gdyby nigdy nic wychodzę z pomieszczenia, na niebie rozpościera się ogromna zorzowa wstęga. Wołam resztę i znowu się zaczyna. Jesteśmy na środku kempingu, a zorza tańczy nam nad głowami. Długie biało-zielone mieniące się pasy tworzą po jakimś czasie zieloną zawiesinę, która zmienia się z dużą prędkością. Cudownie! To jest właśnie to, na co czekaliśmy. Z Magdą wrzeszczymy jak oszalałe, trzeba to wszystko uwiecznić.
Myślicie, że to już koniec? Znowu robi się spokojnie, więc wracamy do domku i bierzemy się za gotowanie. Indeks Kp jest cały czas wysoki, ponad 5 i to nie daje mi spokoju. Wychodzę więc przed domek i na szczęście od razu zabieram aparat. To, co dzieje się na niebie to istna kulminacja wszystkiego, co do tej pory zobaczyliśmy. Zewsząd na niebie pojawiają się białe kłęby, które przechodzą w zielony. Praktycznie całe niebo pokryte jest zorzą! Krzyczę jak mogę najgłośniej, reszt ubiera się w biegu, by jak naszybciej to zobaczyć. Jarek kręci film, a ja w międzyczasie wyciągam też moją dobrą wysłużoną małpkę… i wiecie co? Nawet małpka jest w stanie złapać ten spektakl. Coś nieprawdopodnie pięknego!
Trwa to kilka może kilkanaście minut, a wrażenie niezapomniane. Za jakiś czas chmury znowu pokrywają niebo i to jest nasza ostatnia zorza, jaką dane jest nam zobaczyć. Indeks Kp przez całą noc jest bardzo wysoki, sięga nawet 6, co oznacza, że zorza powinna być widoczna także w Trondheim. Tak naprawdę nie ma gwarancji, że w danym momencie indeks jest taki, jaki pokazuje stronka, bo w przy takim natężeniu może się to zmienić, więc nie wiem, czy to, co widzieliśmy to była 5 czy 6. Ważne, że widzieliśmy i misja zakończyła się pełnym sukcesem.
Moja rada: nigdy się nie poddawajcie. Nawet jeśli prognoza pogody nie jest pomyśla, może się zdarzyć tak, że na chwilę niebo się przejaśni i wtedy będzie szansa. W Nordnes znajduje się stacja meteorologiczna, więc prognoza pogody podana przez nich ma o wiele większą spradzalność. Prognozę znajdziecie na na stronie yr.no. Wystarczy w wyszukiwarce wpisać Nordnes i już. Ja sprawdzałam pogodę także dla Rokland na tronie foreca.com.no. Całkiem wiarygodna.
Życzę Wam takiego szczęścia, jakie mieliśmy my. Zobaczyć zorzę na żywo… bezcenne i w zasięgu ręki, bo koło podbiegunowe, wbrew pozorom, nie jest aż tak daleko:)
5 komentarzy
Ewa / Daleko niedaleko
Cudownie! Piękny widok, nie mogę się napatrzeć!!!
celwpodrozy
Polecam na żywo:)
Marta
Podziwiam za determinację i super, że udało Wam się ostatecznie upolować zorzę i spełnić marzenie! 🙂
celwpodrozy
Dzięki. Tak, satysfakcja ogromna, że już za pierwszym razem się udało. A niby szanse były nikłe.
Ola
Cudowne zdjęcia 🙂 Norwegia jest piękna