Lalibela, czyli anielskie kościoły wykute w skale
Lalibela to nasz pierwszy przystanek podczas 3-tygodniowej podróży po Etiopii. I od razu zaznaczę, przystanek, który koniecznie trzeba zrobić. Dlaczego? Powód jest jeden – kościoły w Lalibeli. Oto w małym miasteczku, usytuowanym gdzieś w górach, znajduje się jedno z najbardziej zdumiewających świętych miejsc na świecie. To kompleks jedenastu wykutych w skale świątyń, z których każda jest wyrzeźbiona z jednego bloku granitu z dachem na poziomie gruntu. To miejsce nadal żyje, jest celem ciągłych pielgrzymek, non stop odprawiane są tu ceremonie, ludzie tłumnie gromadzą się na modlitwę, a miarowy rytm bębnów wprowadza w swego rodzaju trans wszystkich dookoła. Lalibela to święta ziemia Etiopczyków, miejsce mistyczne, co można poczuć od pierwszej wizyty w kościołach i to właśnie w tym celu przyjeżdża się do tej małej górskiej miejscowości.
Spis treści
ZWIEDZANIE KOŚCIOŁÓW W LALIBELI – ILE TO KOSZTUJE
W Lalibeli spędzamy łącznie dwa dni, co jest optymalnym czasem, by zwiedzić cały kompleks, wybrać się na krótki trekking oraz pokręcić się po miasteczku. Z Addis przylatujemy o 12:40 i od razu udajemy się na kwaterę do Mini Lalibela Guest House. Na lotnisku czeka bus, który rozwodzi chętnych po hotelach, cena biletu 100 birrów. Transfer trwa około 30-40 minut, a więc na zwiedzanie zostaje nam zatem jeszcze pół dnia. Oczywiście pierwsze kroki chcemy skierować do słynnego kompleksu, a przewodnik znajduje nas sam, co jak się później okazuje, kończy się przepłaceniem za jego usługi.
Czy zwiedzać z przewodnikiem? Zdecydowanie tak! Jednak najlepiej wynająć go dopiero przy wejściu w kasie, wówczas nikt nas nie naciągnie. Wstęp kosztuje 50 USD dorośli, 25 USD dzieci. Opłata za przewodnika to 500 birrów za grupę od 1-5 osób, 800 birrów za 6-10 osób, 1000 birrów za większe grupy. Bilet jest ważny przez 5 dni. Godziny otwarcia to 8:00 – 12:00 oraz 14:00 – 17:30. Jeśli nie mamy opcji sprawdzenia uczciwej ceny, warto sprawdzić w przewodniku LP, z małymi wyjątkami ceny tam podane są aktualne.
Praktyczne informacje o Lalibeli znajdziecie we wpisie:
KOŚCIOŁY LALIBELI… HISTORIA I LEGENDA
Musicie wiedzieć, że kościoły Lalibeli należą do najbardziej niezwykłych dzieł architektonicznych ludzkiej cywilizacji. Każdy kościół jest wyrzeźbiony, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, bezpośrednio z litej skały. Tak naprawdę ten typ architektury nie był nowy w tym obszarze, ponieważ istnieje wiele innych przykładów właśnie z Etiopii datowanych na wcześniejsze okresy. W Lalibeli istnieją dwa podstawowe typy tychże budowli: wykute w skale kościoły jaskiniowe oraz wykute w skale monolityczne świątynie. Te pierwsze są niejako wydrążone wewnątrz w mniej lub bardziej pionowych ścianach klifowych. Te drugie wykute są ze skały, wycięte z jednego jej kawałka, imitują zabudowaną strukturę, rozdzielone od pozostałości okopem okrężnym. Wąskie, labiryntowe tunele łączą kilka kościołów, a ściany okopów i podwórek zawierają ubytki i komory wypełnione mumiami pobożnych mnichów i pielgrzymów. Kościoły są nadal używane do kultu i wiele z nich jest wypełnionych bogato malowanymi biblijnymi malowidłami.
Skąd wzięła się nazwa Lalibela i co oznacza
Skąd wzięły się owe niezwykłe obiekty? Jaka jest ich historia? Dlaczego wykuto je w skale a nie zwyczajnie wybudowano na powierzchni? Otóż, miasto Lalibela było pierwotnie znane jako Roha i było ono stolicą dynastii Zagwe. Przejęła ona tron etiopski około 1000 roku n.e. i rządziła tu aż do XII wieku. Dawna nazwa została zmieniona na cześć cesarza, najwybitniejszego potomka owej dynastii, panującego w XII stuleciu i noszącego imię Lalibela, które to tłumaczy się jako “pszczoły uznały jego władzę.”
Historia jego wstąpienia na tron jest dość burzliwa. Podobno urodził się jako brat władcy, co początkowo nie wskazywało na objęcie korony. Jednak pewnego razu młodzieńca obsiadł rój pszczół. Jego matko uznała to za znak i przesłankę do tego, by to właśnie on objął rządy. Oczywiście jego brat nie wpadł w zachwyt i rozkazał zgładzić pretendenta. Podana trucizna owszem, zadziałała, jednak nie w taki sposób, jak by się tego władca spodziewał. Lalibela po prostu zasnął i spał nieprzerwanie przez trzy dni. W tym czasie został przeniesiony przez anioły do nieba, gdzie ukazało mu się miasto pełne świątyń wykutych w skałach. I właśnie kopię owego kompleksu zapragnął postawić na ziemi. Jednocześnie sen ówczesnego cesarza nawiedził Bóg i nakazał mu abdykować na rzecz brata. Ten, od razu po koronacji, zatrudnił najlepszych na świecie inżynierów oraz artystów, by urzeczywistnić swą boską wizję. Budowa trwała 20 lat, w pracach brało udział aż 40 000 robotników. Jednak pomagał ktoś jeszcze… jak głosi legenda, w nocy zjawiały się anioły, które o wiele szybciej uwijały się przy robocie. I rzeczywiście, gdy ujrzymy owe przybytki, wydają się absolutnie nierzeczywiste, stworzone nadludzką mocą.
Jak powstały kościoły w Lalibeli
Celem króla Lalibeli było stworzenie Nowego Jeruzalem dla tych, którzy nie mogliby pielgrzymować do Ziemi Świętej, a także stworzenie świętego miasta, które mogłoby rywalizować z potężnym Aksum oraz z jego Arką Przymierza. Podobno król sam był w Ziemi Świętej i zainspirował się tym, co zobaczył. Jednak nie chciał kopiować tamtejszych kościołów. W rzeczywistości święta architektura Lalibeli nie mogła być bardziej wyjątkowa. Kościoły w Lalibeli nie zostały zbudowane, zostały wykopane i wydrążone. Każdy kościół został stworzony przez wyrzeźbienie szerokiego rowu na wszystkich czterech stronach skały, a następnie skrupulatnie wycinano wnętrza. Największy obiekt liczy sobie ponad 12 metrów wysokości, a ogrom pracy niezbędny do wykonania takiego zadania przy użyciu jedynie młotka oraz dłuta zdumiewa do dziś. Tak naprawdę do końca nie zbadana jest geneza tych wspaniałych konstrukcji. Podobno istnieją także dowody na to, że niektóre z nich zostały wykute o wiele wcześniej, niekoniecznie jako obiekty sakralne.
Dlaczego wykuto je w skałach, a nie wzniesiono z kamienia? Dlaczego zadano sobie aż tyle trudu? Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie na razie nie ma. Jedna z tez mówi, że w ten sposób miały pozostać niewidoczne w razie wrogiego najazdu i służyć również jako schronienie. I rzeczywiście, można je zobaczyć jedynie wtedy, gdy zbliżmy się do krawędzi zagłębienia.
KOŚCIOŁY LALIBELI… JAK ZWIEDZAĆ
Zwiedzanie z przewodnikiem
Jak zatem zwiedzać ten swoisty labirynt? Odpowiedź brzmi: z przewodnikiem! Tak, tak, w tym wypadku nie warto na tym oszczędzać. Po pierwsze bardzo łatwo jest się zgubić w plątaninie przejść, tuneli i zakamarków, jakim jest de facto cały kompleks. Owszem, takie błądzenie bywa ekscytujące i można poczuć ducha eksploratora, niemniej zabłądzenie w tunelach i ciemnych zaułkach różnie może się skończyć. Po drugie, sami prawdopodobnie nie będziemy w stanie trafić do wszystkich ważniejszych miejsc, nie zajrzycie do środka wielu niesamowitych kościołów, nie weźmiecie udziału w jednej z ceremonii. Po trzecie, przewodnik wskazuje miejsca warte sfotografowania, wie, gdzie najlepiej zapozować, sam zrobi zdjęcia pięknych wnętrz, do których kobietom wstęp wzbroniony. I po czwarte, przekaże Wam wiele istotnych informacji, zwróci uwagę na mnóstwo szczegółów, które mają tu de facto znaczenie.
Ile potrzeba czasu na zwiedzanie kościołów w Lalibeli
Na zwiedzanie kościołów poświęcamy prawie cały dzień, całe popołudnie zaraz po przylocie oraz kilka godzin następnego dnia, zaczynając o 7:00 rano, a kończąc około 10:00. Niektórzy podobno są w stanie “zrobić” to miejsce w pół dnia, jednak takiego podkręcania tempa zdecydowanie nie polecam. Warto znaleźć się w tym miejscu także wcześnie rano, kiedy to schodzą się wierni, a w kościołach odbywają się ceremonie. My mamy okazję uczestniczyć w jednej z nich i to dosłownie. W malutkich ciemnym pomieszczeniu, oświetlonym jedynie przez pochodnie, zgromadzeni mnisi odprawiają modły ku czci św. Emanuela. Nasz przewodnik również bierze udział w tymże wydarzeniu.
Przed wejściem do środka każdego kościoła należy zdjąć buty, tyczy się to zarówno skalnych kościołów w Lalibeli, jak i wszystkich pozostałych. Można robić zdjęcia, we wnętrzach oczywiście bez flesza. Mnisi z reguły również nie mają nic przeciwko byciu sfotografowanym, albo kompletnie nie zwracają na to uwagi, albo sami pokazują skarby, jakich strzegą, pozwalając uwiecznić je na fotografiach. Nie tyczy się to wiernych, gromadzących się tu na modlitwę… w tym przypadku zdjęcia trzeba robić umiejętnie, nie zakłócając ich skupienia.
KOŚCIOŁY LALIBELI… GRUPA PÓŁNOCNO-ZACHODNIA
Kompleks składa się z dwóch części północno-zachodniej oraz południowo-wschodniej, które oddzielone są rzeką Jordan. Zwiedzanie zaczynamy od tej pierwszej, która obejmuje aż siedem kościołów: Bet Medhane Alem, Bet Maryam, Bet Meskel, Bet Danaghel, Bet Debre Sina (Bet Mikael) wraz z Bet Golgotha i kaplicą Selassie, a także Bet Uraiel, który rzadko odwiedzany jest przez turystów.
Kościół Bet Medhane Alem (Dom Zbawiciela Świata)
Bet Medhane Alem jest największym monolitycznym, wykutym w skale kościołem na świecie, mierzy aż 12 metrów i zajmuje powierzchnię prawie 800 m2. Wsparty jest na 36 filarach wewnątrz i 36 na zewnątrz. Ma swój własny dziedziniec oraz wnęki uformowane w ścianach, pierwotnie służące jako groby lub jaskinie mnichów. Dużo bardziej przypomina masywną grecką świątynię niż tradycyjny etiopski kościół. Jest naprawdę imponujący ze względu na swój rozmiar i majestat. Niektórzy uczeni sugerują, że może to być kopia oryginalnego kościoła St. Mary of Zion w Aksum, wykutego w skale.
Kościół Bet Maryam (Dom Marii)
Natomiast Bet Maryam to podobno pierwszy kościół w Lalibeli. Jest najpopularniejszym miejscem modlitwy wśród Etiopczyków, gdyż kojarzony jest z Dziewicą Maryją. Wewnątrz znajdują się rzeźby krzyża Lalibeli oraz gwiazdy Dawida. Jeden integralny filar osłonięty jest materiałem, który wśród miejscowych uważany jest za ochronę tajnych napisów, dotyczących tworzenia kościołów. Z kolei kościół Bet Meskel jest tak malutki, że przypomina jaskinię z jednym pokojem.
Kościół Bet Danaghel (Dom Dziewic)
Przy kościele Bet Danaghel znajduje się dziedziniec z tzw. basenem płodności. Kąpiel w nim podobno zapewni płodność każdej kobiecie. Cóż, czystość oraz kolor wody niezbyt zachęca do zanurzenia, więc nie byłabym pierwsza w kolejce, żeby tu wskoczyć i zamoczyć swe ciało. Jednak najwyraźniej w sezonie Etiopki korzystają z tego dobrodziejstwa. Ten kościół to przypominająca grotę kaplica. Podobno wzniesiona ku pamięci dziewic zakonnic, które zginęły śmiercią męczeńską.
Etiopskie krzyże
Warto zwrócić uwagę na przechowywane tu krzyże. Te etiopskie to arcydzieła wyobraźni i symboliki. W niczym nie przypominają tych prostych z naszych kościołów. Mają różne wzory i wygięcia. Są w nich wyobrażenia, m.in. apostołów, Arki Przymierza czy Trójcy Świętej. Ten na zdjęciu to Krzyż Lalibeli. Jest naprawdę duży, bogato zdobiony, uważany za jedną z najcenniejszych pamiątek religijnych i historycznych Etiopii. Przechowywany jest w kościele Bet Medhane Alem. Kapłan może pocierać wierzących krzyżem, aby ich pobłogosławić lub uzdrowić.
Uważa się, że krzyż pochodzi z XII wieku. Ma około 60 centymetrów długości i waży około 7 kilogramów. Wykonany jest z jednego kawałka metalu, złota lub brązu i złota. Centralny krzyż ma wydłużone opadające ramię i rozszerzone końce, otoczone misternie zdobioną opaską. Podobnie jak wiele etiopskich krzyży procesyjnych, spód krzyża jest wspierany przez tzw. „ramiona Adama”, motyw, który je symbolizuje.
Krzyż został skradziony w marcu 1997 roku i jak się okazało, dowędrował do Belgii. Dealer w Addis Abebie sprzedał go belgijskiemu kolekcjonerowi za 25 000 USD. Dzięki zabiegom dyplomatycznym został odzyskany i powrócił do Etiopii w 2001 roku.
Kościoły Bet Debre Sina (Dom Góry Synaj) oraz Bet Golgotha
Przy trzecim dziedzińcu znajdują się dwa inne równie niesamowite kościoły, to Bet Debre Sina, zwany również St. Mikael, oraz Bet Golgotha. Mają one wspólne wejście i razem tworzą pół-monolityczną strukturę. To właśnie do środka Bet Golgotha mogą wchodzić tylko mężczyźni. Jest on uważany za najświętsze miejsce w Lalibeli i jak głosi legenda, pod nim pochowany jest cesarz. Owa para ma jedyne krzyżowe filary i płaskorzeźbione krzyże.
Wejście prowadzi najpierw do Bet Mikael, a następnie do Bet Golgotha, który zawiera jedne z najlepszych wczesnych przykładów etiopskiej sztuki chrześcijańskiej, w tym niesamowite obrazy, przedstawiające 12 apostołów, wyrzeźbionych w niszach murów. Cztery są widoczne, a pozostałe osiem znajduje się za zasłonami w niedostępnej kaplicy Selassie. Idąc trochę ciemnym rowem wśród majestatycznych skał ciężko powiedzieć, że w środku znajdują się takie cuda.
KOŚCIOŁY LALIBELI… GRUPA POŁUDNIOWO-WSCHODNIA
Ta część jest mniejsza, składa się z czterech kościołów: Bet Gabriel-Rufael, Bet Merkorios, Bet Amanuel oraz Bet Abba Libanos. Na zwiedzanie tej grupy umawiamy się z naszym przewodnikiem o 6:30 rano przed wejściem do kompleksu. Co nieco się spóźniamy i do środka wchodzimy około 7:00. Zaczyna się świtać. Jeśli chcielibyście zobaczycie odprawiane tu ceremonie, niestety trzeba zjawić się tutaj o tej godzinie. Nasz przewodnik ubrany jest w białą szatę, jak większość wiernych, zmierzających na wspólne modły. Tym razem odbijamy w zupełnie innym kierunku, przechodząc przez wąskie tunele, zakręcone ścieżki, przez klasztor dla mniszek, dochodzimy do pierwszego z kościołów. Tempo jest spore i przyznam, że w życiu same byśmy tu nie trafiły, no może po całym dniu szukania i sprawdzania każdego zakamarka.
Wolnostojący i monolityczny Bet Emanuel to najpiękniej rzeźbiony kościół Lalibeli. Niektórzy sugerują, iż była to prywatna kaplica rodziny cesarskiej. Doskonale odzwierciedla styl budowli z Aksum, z wystającymi i zagłębionymi ścianami, naśladującymi naprzemienne warstwy drewna i kamienia, widoczne w miejscach takich jak Yemrehanna Kristos i Debre Damo. Najbardziej charakterystyczną cechą wnętrza jest podwójny fryz Aksum na szczycie nawy. Komnaty w ścianach to groby pielgrzymów, którzy poprosili o pochówek właśnie w tym świętym miejscu. W południowo-zachodnim rogu znajduje się całkiem spora dziura w podłodze, która prowadzi do podziemnego tunelu, obecnie zamkniętego, łączącego Bet Emanuel z kościółem Bet Merkorios.
Do środka zaglądamy, jednak na krótką chwilę, bowiem wnętrze pełne jest modlących się wiernych. Zaraz po przeciwnej stronie od wejścia do Bet Emanuel znajduje się coś w rodzaju kaplicy, w której to właśnie odbywa się ceremonia na cześć św. Emanuela. Zostajemy zaproszone do środka, skąd wydobywa się śpiew przy akompaniamencie bębnów. Wewnątrz panuje półmrok, jedynie pochodnie dają troszkę światła. Kapłani oraz pomocnicy wznoszą miarowe modły, a wszyscy wyglądają, jak pogrążeni w niekończącym się transie… czuć tu niezwykle podniosłą atmosferę, coś mistycznego unosi się w powietrzu, a zapach rozpylonego kadzidła jeszcze to potęguje. Nasz przewodnik dołącza do śpiewów, a my zasiadamy na ławeczce, dzierżąc w ręku tradycyjne laski. Spędzamy tu około pół godziny, bacznie obserwując, co dzieje się wokół.
Z Bet Amanuel kolejnymi wąskimi przejściami oraz tunelami udajemy się do Bet Abba Libanos, według mnie najbardziej urokliwego kościoła w Lalibeli. Pierwsze skojarzenie? Jordania i jej niesamowita Petra!
Dosłownie wbity w skalną ścianę kościół jest naprawdę wyjątkowy. Tylko dach i podłoga pozostają przymocowane do warstw ziemi. Tak naprawdę kościół znajduje się pod półką skalną, która niejako na niego napiera. Pewnie z tego powodu część konstrukcji zawaliła się i trzeba było ją odbudować. Jest to przykład kościoła jaskiniowego. Dach nie jest oddzielony od skały, ale pozostałe trzy boki odseparowane są tunelem. Wiele z elementów architektonicznych, takich jak fryzy, przypomina te z Aksum. Co ciekawe, chociaż na zewnątrz nie ma takiego wrażenia, wnętrze jest bardzo małe.
Legenda mówi, że obiekt został zbudowany w jedną noc przez żonę Lalibeli, Meskel Kebra, z niewielką pomocą aniołów. Kościół został poświęcony Ojcu Libanosowi, średniowiecznemu etiopskiemu świętemu, znanemu z nauczania monastycyzmu.
Kolejne kroki kierujemy do Bet Gabriel-Rufael, droga do którego prowadzi przez niezliczoną ilości przejść i tuneli, ukrytych schodków i dziur w ziemi. Wygląd tego kościoła bardzo mnie zaskakuje, wrażenie jest ogromne. Jego wejście otoczone jest pochyłym kamieniem znanym jako „Droga do nieba”. Ten imponujący bliźniaczy kościół wyznacza główne wejście do południowo-wschodniej grupy. W przeciwieństwie do większości kościołów w Lalibeli, jego wejście znajduje się na górze i jest dostępne przez mały chodnik, wysoko nad fosą. To, wraz z ciekawym, nieregularnym planem piętra, skłoniło uczonych do tezy, że już w VII wieku mógł być ufortyfikowanym pałacem dla arystokratów.
Wejście prowadzi do Bet Gabriel, a następnie kolejne wejście do Bet Rufael. Chociaż część zawalonego dachu Bet Rufael została odbudowana, obrzędy odbywają się tylko w Bet Gabriel. Wewnątrz kościoły są bardzo surowe, mury robią wrażenie niezwykle grubych… cóż, w końcu znajdujemy się wewnątrz skały.
Zaraz w pobliżu znajduje się kolejny kościół, a mianowicie Bet Merkorios. Dotrzeć do niego można przez długi, wąski i ciemny tunel, który zaczyna się już od Bet Gabriel-Rufael. Mówi się, że ów 35-metrowy czarny tunel prowadzący do kościoła, reprezentuje piekło i zgodnie z lokalną tradycją, należy przemierzać go bez światła. Znalezione tu kajdanki mogą świadczyć o tym, że owa budowla mogła służyć jako miejskie więzienie lub dom sprawiedliwości. Dużą część dachu uległa zniszczeniu, w związku z czym wnętrze stanowi ułamek jego poprzedniego rozmiaru, a ceglane ściany są niefortunną koniecznością. Obraz Męki Chrystusa na tkaninie bawełnianej obok fresków pochodzi prawdopodobnie z XVI wieku. Dawniej takie obrazy były przyklejane do ścian kościoła mieszanką słomy, krwi wołowej i błota.
KOŚCIOŁY LALIBELI… BET GIYORGIS
Bet Giyorgis (St. George, kościół św. Jerzego) to chyba najsłynniejszy kościół z całego kompleksu. Zawsze pojawia się na każdym zdjęciu, gdy mowa o Lalibeli. Leży w zachodniej części kompleksu sporo dalej od całej północnej grupy i w zasadzie nie wlicza się do kompleksu. To monolit, wydrążony i wykuty w jednolitej skale, wyrzeźbiony w kształcie symetrycznej wieży krzyżowej, a dokładnie w kształcie greckiego krzyża. Idealne proporcje sprawiają, że nie są tu potrzebna żadne wewnętrzne filary. Nie ma tutaj ochronnej osłony. Ten trzypoziomowy kościół ma około 15 metrów wysokości, sprawia wrażenie niejako zatopionego w dziedzińcu, przez co jest niezwykle fotogeniczny właśnie z góry.
Wewnątrz światło wpada przez okna i oświetla duże krzyże sufitu, piękno w prostocie. Warto zajrzeć za zasłonę, aby zobaczyć wspaniałą kopułę. Zobaczyć tu można dwie 800-letnie skrzynie z drewna oliwnego, które według mieszkańców zostały wyrzeźbione przez samego króla Lalibelę, a teraz skrywają największe skarby kościoła. Warto również zwrócić uwagę na przepiękne XVI-wieczne płótno przedstawiające św. Jerzego, zabijającego smoka. Według legendy po dwudziestu czterech latach zadowolony z siebie król Lalibela kończył wiekopomne dzieło tworzenia skalnych kościołów, kiedy to we śnie nawiedził go siedzący na białym koniu św. Jerzy, dopominając się o świątynie dla siebie. Przychodził tak przez kolejnych sześć nocy, czego efektem jest dwunasty kościół Bet Giyorgis, najwspanialszy z całego kompleksu.
Po zejściu na dziedziniec w oczy rzucają się wydrążone jamy, stanowiące ukryte grobowce. Niektóre zawierają zmumifikowane zwłoki.
Warto zjawić się tutaj godzinę przed zachodem słońca, by trafić na dobre światło i zrobić przepiękne zdjęcia z góry. My właśnie tak robimy, po zwiedzaniu miasteczka oraz po trekkingu przychodzimy jeszcze raz w to miejsce, by zobaczyć je w promieniach zachodzącego słońca.
W CO WIERZĄ ETIOPCZYCY
Etiopczycy to bardzo wierzący naród, wierzący i praktykujący. Przejeżdżając koło kościoła, wykonują znak krzyża, zaś kiedy koło niego przechodzą, całują jego ściany czy też schody doń prowadzące, a czasem wręcz padają na ziemię całym ciałem. Tłumnie udają się na wszelkiego rodzaju ceremonie, żarliwe wznoszą modły, co czasem przypominać nawet może swego rodzaju trans czy opętanie. Takie obrazki zobaczymy głównie na północy kraju i w jego centralnej części, bowiem Etiopia nie jest jednolita jeśli chodzi o wierzenia.
Etiopia jest tyglem językowym, kulturowym i etnicznym, a co za tym idzie jest niezwykle zróżnicowana pod względem religijnym. Południe kraju zamieszkują przede wszystkim animiści, mam tu na myśli plemiona, które albo wyznają kult przodków, albo czczą przyrodę ożywioną lub nieożywioną, czyli ptaki, zwierzęta, drzewa czy też kamienie, albo wierzą w istnienie jednego, najważniejszego bóstwa, objawiającego się na przykład jako duch świętej kozy waga. Animistami jest około 5% ludności kraju.
Wschód oraz południowy wschód Etiopii to przede wszystkim islam, ale nie jego fundamentalistyczna odmiana, lecz tolerancyjna i bardzo otwarta. Podobno niektórzy mieszkańcy niewątpliwie muzułmańskiego Hararu dość swobodnie interpretują przykazania Allacha i Jego Proroka. Nie słyszy się tu także o żadnej wrogości hararskich muzułmanów wobec chrześcijan. Szacuje się, że ogółem muzułmanie stanowią około 32% całej ludności Etiopii. Islam jest drugą co do wielkości religią w Etiopii.
Centralna oraz północna część kraju jest zdominowana przez chrześcijaństwo. I to właśnie ono miało największy wpływ na rozwój kraju oraz jego dzieje. Przy czym jest to bardzo szczególny rodzaj chrześcijaństwa, typowy chyba tylko dla Etiopii. Była ona drugim, zaraz po Armenii, krajem, który przyjął chrześcijaństwo jako religię państwową, a stało się to już w IV wieku, kiedy to Aba Salama, czyli Frumencjusz z Syrii, został pierwszym biskupem kraju.
Chrześcijaństwo wyznaje tu około 61% społeczeństwa, jest ono tutaj niezwykłym konglomeratem wielu różnych religii czy wyznań i wielu różnych dogmatów. Bardzo silny jest tu, podobnie jak w katolicyzmie, kult Matki Bożej. O ile jednak w katolicyzmie jest ona Bożą Pośredniczką i Rodzicielką Zbawiciela, o tyle etiopski jej kult wynika ze Starego Testamentu i związku z Arką Przymierza. Podobnie jak Arka, najświętszy przedmiot, o którym Etiopczycy są bezwzględnie i niezbicie przekonani, że spoczywa w kościele Świętej Marii z Syjonu w Aksum, zawierała przymierze z Bogiem, tak samo Maria “zawierała” drugie przymierze – Jezusa Chrystusa. Dlatego właśnie czczona jest i otaczana niemal takim samym kultem, co Arka Przymierza.
Związki z Izraelem i religią żydowską są tu również silne, a część obrzędów żydowskich ma swoje odzwierciedlenie także w chrześcijaństwie etiopskim. Przykładem jest obrzezanie czy zakaz spożywania mięsa zwierząt, zarżniętych niezgodnie z obyczajem, czyli niekoszernych. Motywy gwiazdy Dawida na stropie kościoła czy nawet na współczesnej fladze Etiopii potwierdzają owe związki. Poczucie odrębności ortodoksyjnego Kościoła etiopskiego jest tu tak silne, że gdy w XVII wieku, za namową Portugalczyków, cesarz Susneyos przyjął katolicyzm i chciał nawrócić nań cały kraj, w Etiopii wybuchły krwawe powstania i zamieszki, które ucichły dopiero, gdy na tron wstąpił jego syn i natychmiast przywrócił poprzednie wyznanie.
Etiopski odłam chrześcijaństwa bywa mylnie nazywany koptyjskim. Kościół koptyjski powstał w Egipcie (w starożytnej grece Koptami nazywano właśnie Egipcjan) w II lub III wieku n.e., odrywając się ostatecznie od Rzymu w 451 roku. Etiopski Kościół Prawosławny, bo tak brzmi oficjalna nazwa tego odłamu, miał swe początki nieco później, jak wspomniałam już wyżej, w IV wieku, w ówczesnej stolicy potężnego imperium Aksum. Według opowieści, z niedalekiej Syrii w niebezpieczny rejs udał się statek kupiecki. W drodze powrotnej z Indii na skutek sztormu okręt rozbił się u wybrzeży nieznanego lądu, którym była Abisynia, a właściwie Królestwo Aksum. Większość ludzi ze statku została zabita przez pogańskich wojowników. Reszta został wzięta do niewoli, a wsród nich między innymi młody Syryjczyk z Tyru, niejaki Frumencjusz, później znany jako Aba Salama – Ojeciec Pokoju. Choć Syria oficjalnie nie przyjęła chrześcijaństwa, to jednak tolerowała działaność apostołów i mnichów, a nawet przetłumaczyła Biblię na swój język narodowy. W Syrii wznoszono także już w tamtych czasach chrześcijańskie kościoły. Frumencjusz była zapewne jednym z owych syryjskich chrześcijan, udało mu się bowiem, oczywiście nie bez oporu, nakłonić Ezanę, króla Aksum, do przyjęcia jego wiary, co potwierdzają starożytne inskrypcje akumskie. W 331 roku n.e. Frumencjusz został wyświęcony w Egipcie na pierwszego biskupa Etiopii.
Pierwsze klasztory zbudowano już w V wieku, a Pismo Święte przetłumaczono wówczas na używany w tamtych czasach język gyyz, obecnie stosowany wyłącznie w liturgii, podobnie jak łacina do czasów II Soboru Watykańskiego w Kościele katolickim. Co ciekawe, w Starym Testamencie zawarto kilka ksiąg, które w świecie zachodnim uważane są za apokryficzne, między innymi Księga Henocha. Apokryficzny oznacza nienatchniony, a co za tym idzie niewchodzący w skład Kanonu Biblii.
Etiopczycy, a przynajmniej etiopscy chrześcijanie, to niezwykle religijni ludzie. Ściśle przestrzegają wszelkich nakazów oraz zakazów, jakie nakłada na nich religia, wśród nich środowych oraz piątkowych postów, podczas których nie spożywają żadnych produktów zwierzęcego pochodzenia, nawet jajek czy mleka. Jak już wspomniałam, wielką cześć oddają Maryi. Kościoły, czyli Domy Boże, są dla nich miejscami tak świętymi, że widok wiernych całujących mury nie jest czymś niezwykłym, jak również padanie plackiem przed kościołem czy uderzanie czołem o ziemię. Natomiast Lalibela dla Etiopczyków ma takie samo znaczenie, jak Częstochowa dla Polaków.
Co ciekawe, w Etiopii mieszkają także rastafarianie i choć może nie stanowią znacznej liczby na tle całego społeczeństwa, to można ich spotkać nawet w Lalibeli, natomiast w małym miasteczku Shashamane mają swoją enklawę. Jak dotarli do Etiopii? Trzeba się tu cofnąć o około 100 lat. Otóż W 1930 roku Ras Tafari Makonnen (stąd wywodzi się nazwa ruchu) został koronowany na cesarza Etiopii, przyjmując imię Hajle Sellasje I (był to ostatni cesarz Etiopii). Wielu Jamajczyków, gdzie miał początek rastafarianizm, utożsamiało go z zapowiadanym królem-wybrańcem. Czcili go oni także jako inkarnację Boga, traktując go jako mesjasza oraz zbawiciela dla czarnoskórej ludności. Ruch od początku swego istnienia uderzał w system, co stanowiło problem dla władz Jamajki. Stopniowo zaczął rozprzestrzeniać się na inne kraje afrykańskie.
Sam cesarz Hajle Sellasje nie poczuwał się do sugerowanej boskiej mocy, ani nie czerpał z tego żadnych korzyści, wręcz przeciwnie próbował zdjąć taki rodzaj kultu ze swojej osoby. Natomiast w ogóle nie wojował z rastafarianami, utrzymywał z nimi bardzo dobre stosunki, co przypieczętowała jego wizyta na Jamajce. W 1948 roku cesarz podarował aż 500 akrów terenu w Shashamane, który był jego prywatnym majątkiem, dla wszystkich potomków afrykańskich niewolników, którzy zapragnęliby powrócić na ziemie swoich przodków. Jak się okazało, z tej oferty, skorzystali wyłącznie rastafarianie.
TIMKAT – NAJWAŻNIEJSZE ŚWIĘTO ETIOPCZYKÓW
Najważniejszym świętem dla Etiopczyków jest Timkat i to wówczas warto zajrzeć do Lalibeli. Co prawda, ceny będą wyższe, a tłumy większe, jednak zobaczenie tego, jak jest ono tu obchodzone, warte jest tych niedogodności. Timkat przypada na 19. stycznia (20. stycznia w roku przestępnym), celebrowany jest o wiele bardziej i intensywniej niż Boże Narodzenie. To święto upamiętniające chrzest Jezusa w rzece Jordan, zwane także Świętem Jordanu, a w Etiopii właśnie Timkatem, czyli chrztem w Amhara. Jest to kwintesencja etiopskiego chrześcijaństwa. Procesje z relikwiami, fantazyjnymi krzyżami, świętymi ikonami, modły, barwne stroje mnichów, głośna muzyka… mistycyzm i podniosłość, to można wówczas tu poczuć, elementy ortodoksyjnego chrześcijaństwa mieszają się tu z wpływami afrykańskimi i judaistycznymi. Wspólne tańce, wieczorne ucztowanie tego wszystkiego można doświadczyć tu w tym czasie. Procesje odbywają się z Arką Przymierza, ich kopie są w każdym kościele prawosławnym i są tam największą świętością.
Oprócz swoich własnych doświadczeń i przywiezionych informacji z podróży, źródło tego wpisy stanowi również świetna książka Wojciecha Bobilewicza “Trzy filiżanki Etiopii”. Polecam ją każdemu przed wyprawą do Etiopii.
One Comment
celwpodrozy
Można mieć takie skojarzenie.