U tajskich artystów, czyli wizyta w Borsang
Po odwiedzeniu kilku świątyń w Chiang Mai postanawiamy wyjechać nieco poza miasto, by obejrzeć sławne w tym regionie tajskie rzemiosło. Podobno można tu obserwować tajskich artystów bezpośrednio przy pracy, czyli na własne oczy zobaczyć, jak powstaje piękne rękodzieło północnej Tajlandii. Warsztaty znajdują się w wiosce Borsang oddalonej o 10 km na północ od Chiang Mai. Można zobaczyć tutaj misterne wyroby z drewna, laki, srebra czy jedwabiu. Najsłynniejszym produktem są niewątpliwie przepiękne kolorowe ręcznie wykonywane parasolki i właśnie ten warsztat najbardziej mnie ciekawi, tym bardziej że parasolki można od razu zakupić na miejscu. Bardzo piękna pamiątka, prawda?
Najpierw musimy zorganizować jakiś transport, co oczywiście nie jest trudne, bo od razu nie wiadomo skąd zjawia się koło nas pan pickupowiec. Tłumaczymy mu, dokąd chcemy pojechać, a ten rzuca oczywiście kwotę z kosmosu, czyli 400 THB za kurs. Nie ma mowy, tyle nie zapłacimy. Oczywiście po negocjacjach cena spada i ostatecznie jedziemy za 240 THB, czyli 40 THB za osobę. Tym razem dostajemy pięknie wypolerowanego pickupa, który wygląda jak by przed chwilą zjechał z taśmy. Podróż zajmuje około pół godziny.
SREBRO
Przed wyruszeniem ustalamy z kierowcą, które warsztaty chcemy zobaczyć. Pierwszy przystanek robimy w Lannathai Silver, czyli w centrum z wyrobami ze srebra. Miejsce to oferuje zarówno wyroby tradycyjne, jak i współczesne projekty, a także ozdoby wytwarzane przez plemiona mieszkające w górach. Próba srebra może nie jest wysoka, jednak precyzja i staranność wykonania nie budzi zastrzeżeń, wręcz przeciwnie, nie jedna rzecz jest naprawdę warta uwagi. Moją zwraca pierścionek ze smokiem, panie ekspedientki od razu zachecają do przymierzania. Niestety jest za dużo, jednak wtedy w oko wpada mi śliczny pierścionek ze słoniem, pasuje idealnie. I taki oto prezent dostaję od Michała:) Panie ekspedientki, gdy dowiadują się, że jesteśmy z Polski, od razu kojarzą nasz kraj z bursztynem.
DREWNO
Kolejne miejsce, przy którym się zatrzymujemy to Pon Art Gallery, czyli sklep z wyrobami z drewna. Zajmuje on kilka domków s tylu tajskim. Mamy nadzieję, że zobaczymy tu artystów z dłutem lub innymi narzędziami, jednak czegoś takiego w ogóle nie ma. Jest za to wielki sklep z przenajróżniejszymi produktami. Od malutkich figurek posążków bogów przez fantastyczne bestie po wielkie piękne rzeźbione stoły, szafy i barki. Te ostatnie robią wrażenie, można je tu na miejscu zakupić i od razu zamówić transport do kraju. Tym razem ceny przyprawiają o zawrót główy. Sprzedawane tu współczesne repliki antyków pochodzą z Baan Tawai – niewielkiej wioski na południe od Chiang Mai.
PARASOLKI
Kolejnym punktem w programie jest Centrum Wyrobu Parasolek. I to jest właśnie to, czego się spodziewaliśmy, a więc mała manufaktura. Tutaj możemy na własne oczy zobaczyć, jak powstają te prawdziwe cudeńka. A powstają z połączenia bambusa, sznurka i papieru sah, który wytwarzany jest z kory morwy papierowej. Dostaniemy tu zarówno wielkie parasole ogordowe, jak i zwykłe parasolki z niezwykłymi zdobieniami. Parasolki w kulturze azjatyckiej są dość powszechne i nie jest tu mowa o parasolach przeciwdeszczowych, czyli takich jakich przważnie używają Europejczycy. W Azji parasole głównie służą jako ochrona przed słońcem. Jasna skóra to niewątpliwie wyznacznik piękna. Wybielanie skóry oraz kosmetyki wybielające są w Azji bardzo popularne.
A oto jak powstają bambusowo-papierowe parasolki
Centrum Wyrobu Parasolek jest już niestety bardzo skomercjalizowane. Pracujący tu pod wiatą artyści oferują turystom namalowanie na poczekaniu na koszulce, czapce, torebce czy futerale na telefon typowych tajskich motywów: smoków, ptaków czy słoni. Parasolki przez nich wytwarzene są oczywiście na sprzedaż. Znajduje sie tu całkiem spory sklep, w którym oprócz parasolek można także kupić między innymi ręcznie malowane wachlarze oraz inne tego typu wyroby. Mała parasolka kosztuje 50 THB, natomiast malutki wachlarz 20 THB.
SHINAWATRA CZYLI TAJSKI JEDWAB
Kolejnym punktem po parasolkach jest wytwórnia jedwabiu, która została założona w 1929 roku. Jest to najstarsza fabryka jedwabiu w Tajlandii. Już na progu wita nas miła pani przewodniczka, która oprowadza nas po całej manufakturze. Dowiadujemy się jak powstaje nić jedwabna oraz możemy namacalnie sprawdzić różnicę między sztucznym jedwabiem sprzedawanym na bazarach oraz tym prawdziwym z najprawdziwszych jedwabnych splotów. Poznajemy w zasadzie cały proces, dzięki któremu otrzymujemy potem wysokiej jakości tekstylia.
Mamy także okazję zobaczyć małą hodowlę jedwabników. Jedwab produkowany jest przez gruczoły znajdujące się w ciele gąsienicy i wydzielany na zewnątrz przez aparat przędny na spodzie głowy. Na początku gąsienica przędzie małą siateczkę, zwijając jedwabna nić w luźny kokon. W tym momencie siateczka kokonu jest niezbyt gęsta, tak że gąsienicę jeszcze wyraźnie przez nią widać. Gąsienica, aby utworzyć kokon, pracuje obracając się na zmianę do tyłu i do przodu pomiędzy liśćmi. Cały czas jedwab jest wydzielany na zewnątrz przez gruczoły przędne. Twardniejące warstwy jedwabiu powiększają się, a powstały kokon chroni gąsienicę przed drapieżcami. Kokon jest teraz dostatecznie mocny, żeby całkowicie chronić gąsienice podczas przepoczwarzania.
Hodowla jedwabników odbywa się wiosną, tylko przez 2 miesiące. Przez pozostały czas jaja przechowuje się w stosunkowo niskiej temperaturze. Wylęg trwa ok. 8 dni. Następnie gąsienice przez miesiąc żywią się liśćmi drzew. Jedwabniki spożywają pokarm bez przerwy, w ciągu 4 tygodni masa ich ciała zwiększa się 10 000 razy. Po czwartym linieniu, po miesiącu od wylęgu, jedwabniki rozpoczynają owijanie się w kokon, co trwa 3 dni. Po tym czasie jedwabniki rozdziela się na te, które przepoczwarzą się w motyla, by dać początek kolejnemu cyklowi rozwojowemu, oraz te, z których pozyskuje się jedwab.
Włókna pozyskuje się w ten sposób, że zanurza się kokony w gorącej wodzie, znajduje koniec każdej nici jedwabnej, a następnie zawija na szpulę. Z jednego kokonu otrzymuje się ok. 1,6 km bardzo cienkiej nici. Włókno poddaje się procesowi przędzenia w celu uzyskania przędzy jedwabnej, będącej surowcem do produkcji tkanin.
Oczywiście ostatnim punktem wycieczki po manufakturze jest sklep. Można tu kupić przeróżne ubrania i dodatki z jedwabiu. Tym razem Michał znajduje coś dla siebie, więc mam okazje do odwdzięczenia się za prezent od niego:) Do kolekcji trafia całkiem ładny jedwabny krawat.
To jest ostatnie miejsce jakie odwiedzamy w Borsang. Naszym czerwonym pickupem wracamy do Chiang Mai, gdzie od razu udajemy się na dobrą tajską kolację. Na stole pojawia się tradycjne pad thai, ryż oraz tajska zupka. Odkrywamy także przyprawę chili prosto z Tesco:)
Po kolacji udajemy się jeszcze na spacer się uliczkami Chiang Mai.
Miasteczko wieczorem wygląda naprawdę bardzo klimatycznie, szczególnie w pobliżu naszego hostelu. Wąskie uliczki i małe knajpki pięknie oświetlone zapraszają do środka.
Pranie kosztuje tylko 30 THB.
A wieczorem…. a wieczorem udajemy się na nocny targ. Nie jest to Walking Street a Anusarn Market. Można kupić dosłownie wszystko, jak to na typowym tajskim targu.
Kasi wpadają w oko ręcznie malowane misy. Długo negocjuje cenę z artystką, jednak bezskutecznie. Ta twardo obstaje przy swoim. Wygląda na dość znaną osobowość w tych stronach. Trzeba przyznać, misy są naprawdę przepiękne!
A na deser pyszne lody przyrządzane w tajski sposób. Jak to się robi w Tajlandii, o tym będzie w kolejnym poście, w którym poznacie patent na całkiem niezły biznes w sezonie letnim… choć może nie tylko.