Saharyjskie filmiki… czyli co się działo na szlaku na pustynię
Zaczynamy od El Jem, czyli starego rzymskiego amfiteatru, trzeciego takiego obiektu pod względem wielkości. Budowla zachowana jest w naprawdę imponującym stanie, można wejść na poszczególne piętra i spróbować wczuć się w widza niegdysiejszych przedstawień. Wielka arena, a na niej galdiatorzy gotowi walczyć do ostatniego tchu, czy to z innym gladiatorem, czy też dziką bestią…
Widoki za oknem coraz bardzie pustynne, góry, palmy, czuć egoztykę.
Jedziemy na południe, kierunek Matmata, ziemia starych Berberów. Domy wydrążone w ziemi to tradycja sięgająca aż 400 lat wstecz. Do mieszkania zawsze wchodzi się przez jamę wydrążoną w ziemi, korytarzem aż do swego rodzaju podwórka czy dziedzińca…
Z podwórka wchodzi się do mieszklanych pomieszczeń, które są nad wyraz skromne.
Po berberyjskiej gościnie ruszamy przez góry do Douz, na Saharę w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Zanim tam dotrzemy, musimy pokonać górskie serpentyny podczas prawdziwego oberwania chmury. Autobus przecieka, błyskawice walą, a my w ciszy czekamy na koniec tej apokolipsy…
…która na szczęście się kończy. Sahara po burzy, a w tle ciemne chmry… to jest dopiero widok!
Sahara wita nas dziwnie mokrym piaskiem… pod wilgotną skorupą można jednak się dokopać do drobniusieńkiego delikatnego piasku. Robimy postój na wydmach po półgodzinnej przejażdżce. Tak widzę to ja…
…a tak Michał. Zachód słońca na pustyni… bajka…
Relację z całej wyprawy zjadziecie tu (kliknij w link).