Fiordowa Majówka dzień 3: Tafjord, Droga Orłów, Geirangerfjord i Droga Troli
Trzeciego dnia mamy w planach pokręcenie się w okolicach Geirangerfjordu. Na początku nie jesteśmy pewni, czy wystarczy nam czasu na przeprawę promową i dotarcie przez góry do miejscowości o tej samej nazwie. Jedak jak się okazuje, plan po drodze sam się układa i w ostateczności realizujemy o wiele więcej niż się spodziewamy. Przejazd Drogą Orłów dostarcza nie lada emocji, tym bardziej, że jest to najbardziej stromy odcinek drogi nr 63 (tzw. Złotej Drogi połączonej z Drogą Trolli), prowadzącej z Eisdal do Geiranger. Jako że Droga Trolli jest w tym czasie jeszcze zamknięta, na nocleg musimy dostać przez Tresfjord, niemniej tę najsłynniejszą trasę w Norwegii również udaje się nam zobaczyć. Do pokonania mamy około 230 km, czyli nieco mniej niż poprzedniego dnia, jednak trasa w dużej mierze prowadzi przez góry, więc jest niejako bardziej wymagająca.
Jeśli jesteście akurat w porze, kiedy Droga Trolli jest już otwarta, Wasza trasa może wyglądać nastepująco:
Rano budzi nas piękne słońce na błęktitnym bezchmurnym niebie. Wymarzona pogoda na kolejną wycieczkę. Przed wyjazdem udajemy się jeszcze na krótki spacer nad fiord. Widoki są nieziemskie, a woda w fiordzie krystalicznie czysta (o kempingu w Stordal przeczytacie w poprzednim wpisie). Teraz zostaje szybkie pakowanie i posprzątanie domku i możemy ruszać dalej. Jedziemy drogą nr 650, przy której trafiamy na dwa punktyw widokowe. Jeden jest bardziej ukryty, znajduje się przy skręcie na przeprawę promową do Strandy. Widok nieco przysłaniają krzaki i drzewa.
Drugi punkt widokowy znajduje się kilka kilometrów dalej, jeszcze przed zjadem do przeprawy promowej do Eidsal. Z pewnością stwierdzicie, że warto się tu zatrzymać, a utwierdzą Was w tym ludzie z wycelowanymi aparatmi, stojącymi przy barierce. To właśnie stąd rozpościera się piękna panorama na wejście do Geirangerfjordu, który łączy się tu ze Storfjordem i Tafjordem. Widok zapiera dech w piersiach. Matka Natura popłynęła i stworzyła coś, co budzi podziw, respekt oraz porusza wyobraźnię.
Zdjęcia nie oddają uroku tego miejsca. Może film choć trochę to pokaże.
Po kilkunastominutej przerwie na podziwianie panoramy jedziemy dalej. Wszystkie samochody przed nami skręcają w prawo na przeprawę promową do Eidsal, skąd zapewne ruszą dalej na Drogę Orłów oraz do miejscowości Geiranger (przedłużenie słynnej drogi nr 63). My jednak postanawiamy pojechać dalej prosto do miejscowości Valldal, skąd właśnie drogą nr 63 można dojechąć do Drogi Trolli. Po drodze mijamy tabliczkę z informacją, że słynna serpentyna jest jeszcze zamknięta. Szkoda, bo to jest tzw. punkt obowiązkowy tego rejonu. Na chwilę zatrzymujemy się w miejscowości Valldal, która położona jest nad fiordem przy ogromnej skale. Również i tu znajduje się port promowy, skąd odpływają statki do Geirganger, jednak w tym czasie jest on zamknięty. Przy porcie możemy na chwilę usiąść przy stolikach na ogromnym parkingu, idealne miejsce na małą przekąskę.
Z Valldal jedziemy dalej prosto drogą Fv92, chcemy dojechać do miejscowości Tafjord. Wjeżdżamy w tunel wykuty w ogromnej skale i dalej przed siebie. Widoki piękne. Co jakiś czas musimy pokonywać kolejne tunele, które nie są już tak wybetonowane w środku, a wodą sączy się po ścianach, które defacto stanowią skały. Zastanawiamy się, czy one w ogóle są przejezde, tym bardziej że przed wjazdem stoją znaki z napisem “Møtande bilar midt i vegen”, co kompletnie nic nam nie mówi. Kiedy mijamy samochód z naprzeciwka, odczuwam ogormną ulgę. Wreszcie po kilku tunelach dojeżdżamy do uroczej zatoczki, utworzonej przez fiord, otoczonej górami. Spokój, cisza, małe chatki w oddali… i panowie łowiący ryby. Iście sielski obrazek! Woda czysta, na brzegu leżą skorupki małż, a w wodzie dostrzegamy różowe meduzy.
Z Tafjordu wracamy tą samą drogą. Tym razem już za Valldal skręcamy na przeprawę promową z Linge do Eidsal, skąd potem dojedziemy do Geirangerfjordu. Na razie jest pustawo. Chcemy dowiedzieć się, jaka jest cena biletów, jednak nikogo z obsługi nie ma na miejscu. Natomiast można skorzystać z toalety (po prawej stronie, stojąc przodem do przystani), do której pancerne drzwi otwierają się automatycznie po wciśnięciu guzika. Ustawiamy się w kolejkę i czekamy na przypłynięcie promu. Jeśli będzie bardzo drogo, wówczas zawrócimy. Prom kursuje co 20 minut. Kiedy cumuje, część ekipy próbuje się dowiedzieć, ile zapłacimy za przejazd, jednak kolejka samochodów rusza, więc i my musimy wjechać na pokład. I tym sposobem nie mamy już wyboru. Za samochód z kierowcą i trzema pasażerami płacimy 145,37 NOK. Połączenia sprawdzicie tu.
Prom płynie tylko 10 minut, jednak warto wejść na górny pokład i podelektować się iście fiordowskimi widokami…
Teraz czeka nas droga przez góry. Wjeżdżamy coraz wyżej, aż w końcu jesteśmy już przy samych ośnieżonch szczytach. To tutaj łapie nas mała zawierucha śnieżna. Widoki są imponujące, po drodze mijamy urocze jeziorko otoczone szczytami. Szkoda, że nie mamy czasu, by i tutaj zatrzymać się na dłużej.
Wjeżdżając na Drogę Orłów, zaraz na samym początku, koniecznie trzeba się zatrzymać na punkcie widokowym. Rozciąga się stąd niesamowity widok na Geirangerjord oraz miejsowość o tej samej nazwie. Sam fiord od 2005 roku wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jego długość to 15 km, głębokość 600 metrów, zaś otaczające go góry wznoszą się na wyskość 1600 m n.p.m. Co ciekawe, Geirangerfjord został odkryty w połowie XIX wieku przez brytyjskich alpinistów.
Przed nami zjazd Drogą Orłów (Ørnevegen), najbardziej stromym odcinek drogi nr 63 (czyli jeszcze bardziej niż Droga Trolli), na dół prowadzi 11 serpentyn. Do tego jeden z zakrętów to w zasadzie obrót o 180 stopni, a kąt nachylenia wynosi tu 10%. Dreszczyk emocji jest i lekki stresik też. Trasa powstała dopiero w 1954 roku, a z myślą o odwiedzających ten rejon, przygotowano punkty widokowe. Sam zjazd rzeczywiście jest emocjonujący, żadne zjęcia ani nawet filmik nie są w stanie oddać tego, co się wtedy czuje.
Wjazd tą trasą na górę wygląda tak:
A już na dole otwiera się piękna panorama na całą dolinę…
Geiranger to niewielka miejscowość turystyczna przepięknie położona. Zanim udamy się na spacer po okolicy, zasiadamy przy stoliku nad samym fiordem na małą przekąskę. Obok znajduje się się Informacja Turystyczna, gdzie możemy zaopatrzyć się w mapki i zasięgnąć informacji o okolicznych szlakach i wycieczkach, a tych tutaj nie brakuje. Z tyłu budynku można skorzystać z bezpłatnej toalety. Znajdziemy tu także kilka sklepów z pamiątkami oraz kilka małych knajpek.
Ci, którzy przylecą do Alesund i nie zamierzają wynająć samochodu, do Geiranger mogą dojechać autobusem. Jak to zrobić, dowiecie się na forum. Niektóre kursy mają dodatkowe oznaczenie Ornesvingen, a wtedy macie pewność, że będzie krótki postój przy punkcie widokowych przy Drodze Orłów.
Po krótkim odpoczynku wybieramy się na spacer po okolicy. Jako że czasu już niewiele, a chcemy jeszcze wjechać na jeden punkt widokowy, przyspieszamy tempo. Miasteczko jest naprawdę niewielkie…. kilka wąskich uliczek z tradycyjnymi słodkimi domkami, obecnie wykorzystywanymi jako sklepy oraz niezbyt urodziwy kilkupiętrowy hotel.
Przed odjazdem zaglądamy jeszcze do kilku sklepów z pamiątkami oraz obowiązkowo robimy sesję z trollami.
Kolejny punkt programu do punkt widokowy Flydalsjuvet (około 4 km od centrum Geiranger). Trzeba dalej jechać drogą nr 63 na południe w kierunku Grotli. Droga dość stroma, więc szybko nabiera się wysokości. Im wyżej, tym robi się węższa, może się nawet wydawać, że za chwilę się skończy, a my nie będziemy mieli jak zawrócić. Niemniej trzeba jechać dalej aż do parkingu przy punkcie widokowym, który w zasadzie składa się z dwóch platform, górnej i dolnej. Zdecydowanie warto zejść niżej i dojść do samej barierki.
Co można robić w Geiranger? Z pewnością wybrać się w góry. Szczególnie polecane szlaki to te, prowadzące do górskich farm Skageflå i Knivsflå. Ta pierwsza położona jest naprzeciwko wodospadu “Siedmniu Sióstr”, natomiast ta druga znajduje się w jego pobliżu.
Ciekawą opcją może być rejs promem na trasie Gerinager – Hellesylt. Wycieczka ta jest o tyle ciekawa, że przepływa się cały Geirangerfjord, a na trasie można podziwiać wodospad “Siedmiu Sióstr”. W czasie rejsu możemy dowiedzieć się nieco więcej o okolicy, gdyż na pokładzie znajduje się przewodnik, który przez głośniki opowiada o tym rejonie w kilku językach. Rejs trwa godzinę.
Inny polecany punkt widokowy to Dalsnibba (1500 m n.p.m.). Po drodze znajduje się schornisko Djupvatnet (1016 m n.p.m.), a tuż obok szamargdowe jezioro. Ze schroniska na szczyt dostaniemy się prywatną płatną drogą zwaną Nivbbevei. Przy jeziorze trzeba skręcić w wąską i podobno całkiem stromą górską drogę. Po około 5 km dotrzemy na szczyt, skąd panorama jest o wiele szersza (droga otwarta jest od czerwca do października).
Widok z Dalsnibby (zdj. Visit Norway)
Po punkcie widokowym czas wracać, bo do pokonania jeszcze sporo kilometrów. Ponownie musimy przejechać Drogę Orłów, tym razem wspiąć się po serpentynach na samą górę. Widoki powalają i to przez całą trasę do przystani w Eidsdal. Na prom tym razem w ogóle nie musimy czekać, akurat kolejka rusza i samochody wjeżdżają na pokład. Łapiemy się prawie ostatnim rzutem.
Z promu kierujemy się do Åndalsnes, gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Trasa jest długa, gdyż nie możemy przejechać przez góry. Musimy wrócić się do Stordal i dalej z drogi nr 650 skręcić w E136. Trasa jest niezwykle malownicza, prowadzi wzdłuż Tresfjordu, a następnie Innfjordu, a dokoła cały czas widzimy ośnieżone szczyty. Musimy także zatankować, bo z baku już sporo ubyło. Z ceną paliwa w Norwegii jest tak, że nie jest ona stała, zmienia się w zasadzie każdego dnia i tak np. w soboty jest droższa, w niedzielę zaś powinna być tańsza. Zależy to także od poszczególnej stacji, także czasem warto pojechać ciut dalej i zatankować w jakiejś małej miejsowości zamiast przy popularnej trasie. Cena potrafi się wahać od 12 do nawet 16 NOK za 1 litr. My tankujemy za 13 NOK i za dopełnienie baku płacimy 502 NOK. Później na trasie dostrzegamy stację, gdzie cena jest niższa o 1 NOK.
Mimo, że Droga Trolli jest zamknięta, można podjechać pod jej początek, gdzie znajduje się parking. Można stąd zobaczyć serpentyny, a jeśli ma się więcej czasu, wspiąć się na piechotę na górę. W Åndalsnes na rondzie trzeba skręcić ponownie w drogę nr 63 i jechać nią aż do samego celu. Droga pnie się w górę i robi się coraz węższa. Ponownie nie mamy pewności, czy jechać dalej. Po prawejstronie mijamy opustoszały kemping. Wreszcie dojeżdżamy do parkingu i szlabanu z tabliczką, informującą o zamknięciu drogi. W tej części panują jeszcze zimowe warunki, jest odczuwalnie chłodniej, powiewa lodowaty wiatr. Rzeczywiście, trzeba uważać na trolle!
Z Drogi Orłów jedziemy prosto na kwaterkę. Tym razem nocujemy w Gjerdset Turistsenter w okolicach Åndalsnes. Za pokój 4-osobowy w domku ze wspólną łazienką mamy zapłacić 400 NOK. Kiedy dojeżdżamy do kempingu, kartka z moim nazwiskiem czeka na recepcji, w środku mapka i wszelkie objaśnienia, dotyczące korzystania z zasobów ośrodka. Na wzgórzu znajdują się dwa rzędy domków, niżej brązowe, wyżej białe o wyższym standardzie. Kemping jest bardzo ładnie położony, nad wodą oraz z widokiem na góry. W oddzielnym budynku znajduje się sala telewizyjna z wifi.
Właściciel pokazuje nam nasz domek, znajdujący się w niższym rzędzie. W środku są cztery pojedyncze piętrowe łóżka, stół i mała kuchenka. Niestety nie ma bieżącej wody. Panuje tu lekki zaduch, a na tarasie wisi chmara muszek. Po krótkim zastanowieniu, postanawiamy zmienić domek na biały.
Okazuje się, że nie ma problemu, kilka białych domków jest wolnych. Cena to 600 NOK. Dodam, że właściciel jest naprawdę miły i bardzo pomocny, próbuje nam dokładnie objaśnić, co możemy zobaczyć w okolicy. W środku od razu czuć różnicę. Mamy łazienkę, duży salon z sofą i stołem, kuchnię oraz dwie sypilanie, wifi także jest. Tak naprawdę domek przystosowany jest dla rodziny z dziećmi. Jest jedno większe podwójne łóżko oraz dwa mniejsze piętrowe. Niemniej w salonie też jest kanapa, więc miejsca do spania nie brakuje. Wygłodniali po całym dniu od razu zabieramy się za kolację, na którą standardowo serwujemy makaron z sosem. Smakuje wybornie, szczególnie przy takich widokach za oknem.
Rano udajemy się w kierunku Sølsnes, skąd mamy się przeprawić promem na drugą stronę. Rejs trwa 15 minut, a za samochód z kierowca i trzema pasażerami płacimy 170 NOK. Później drogą nr 64 pod fiordem oraz mostem z wyspy Bolsoya docieramy do Molde.
Po drodze dopełniamy jeszcze bak i jedziemy prosto do wypożyczalni oddać auto. Zgodnie z umową samochód zostawiamy na parkingu i udajemy się na lotnisko, gdzie kluczyki wrzucamy do skrzynki. Z okna poczekalani rozciąga się widok na słynną górską panoramę w Molde. Podczas startu rozpogodza się i z okna samolotu na pożegnanie możemy podziwiać piękne widoki na fiordy i góry. Zdecydowanie to najpiękniszy start w moim życiu!
Przeczytaj także:
Fiordowa Majówka dzień 1: Droga Atlantycka, Bud i Averøy
Fiordowa Majówka dzień 2: Kristiansund, Alesund i wyspa Godoya
4 komentarze
AJ
Cześć, super miejsce, zdjęcia i relacja!
Czy pamiętacie ile kosztowała Was mniej więcej taka wycieczka na osobę (noclegi, wypożyczenie samochodu, promy, atrakcje, etc)
Dzięki!
Ania
celwpodrozy
Cześć, szczerze powiem, że nie pamiętam, ale postaram się wygrzebać info. Wtedy odpowiem konkretnie.
Maciek - onedaystop.com
Fajna relacja! Jakie były wtedy temperatury? I czy na punktach widokowych byliście sami czy też było tam już trochę turystów?
celwpodrozy
To była fantastyczna wycieczka, a pogodę mieliśmy rewelacyjną. Temperatury były w okolicach 10 stopni (plus minus oczywiście), w dzień cieplej, świeciło słońce. Na punktach widokowych byliśmy często sami lub z niewielką ilością innych osób, oprócz Alesund, bo tam było sporo ludzi.