Azja,  Malediwy,  Omadhoo

Kuri Inn, czyli malediwska kwaterka

Kuri Inn to obecnie jedyny guesthouse na wyspie, co zapewne wkrótce się zmieni, bo drugi jest już w budowie. Cały biznes startuje od początku pod rządami jednego z właścicieli Kuri Inn, jednak pod inną nazwą, na razie jeszcze nieznaną. Jak się okazało właściciele Kuri Inn z jakiegoś powodu zdecydowali się zakończyć współpracę i zacząć działać na swój własny rachunek. My akurat trafiliśmy w sam środek całego zamieszania, co skutkowało paroma wpadkami i brakiem organizacji. Jednak ogólna ocena jest bardzo pozytywna. Adhunan, nasz “big boss”, dołożył wszelkich starań, by zatrzeć złe wrażenie, co też mu się udało.

Kuri Inn jest położony tylko kilka kroków od przystani i kilkanaście od głównej plaży na Omadhoo. Posiada   trzy klimatyzowane pokoje z podwójnym łóżkiem, prywatną łazienką oraz małą lodówką. Pokoje mają coś w rodzaju okna, jednak po drugiej stronie jest ściana, więc tak naprawdę okno nie wychodzi na zewnątrz. Akurat dla nas to nie był problem, bo ile czasu na Malediwach spędza się w pokoju? No właśnie, bardzo mało, praktycznie tylko noce. Ręczniki są w cenie, zarówno kąpielowe, jak i plażowe, na wyposażeniu znajdziemy również suszarkę do włosów. Do dyspozycji gości jest ganek z kanapami, zaciszne patio z dwoma hamakami i leżakami do opalania oraz jadalnia na powietrzu. Jest też darmowe wifi, choć muszę przyznać, że to nie jest zawrotna prędkość. Do wysyłania maili wystarczyło, jednak z publikowaniem zdjęć był już problem. Jako że mieliśmy wykupiony pakiet całościowy, mieliśmy w cenie także bezpłatną wodę butelkową (zawsze do posiłków oraz w trakcie wypadów na bezludne wyspy), kawę oraz herbatę.

DSC00918.JPG

 Ganeczek

112.JPG 113.JPG

 Jadalnia

DSC00919.JPG

Patio

 

 

 

 

 

 

 

Na powitanie w Kuri Inn dostajemy drinka z kokosa. Mniam!

DSC00921.JPG DSC00922.JPG

Aby wyjąć białego kokosa ze środka, należy rozbić lub przeciąć czymś ostrym jego zieloną skorupę. W środku znajduje się znany nam biały owoc.

038.JPG 043.JPG

W cenie mamy trzy posiłki dziennie. Nasz kucharz z Bangladeszu, Abu, naprawdę się stara. Dwa razy podczas naszego pobytu mamy okazję skosztować typowo malediwskiego śniadania, czyli tuńczyka z kokosem serwowanego z naleśnikowymi placuszkami. Pychotka, takie lekkie śniadanko jest w sam raz na upalny dzień. Poza tym codziennie dostajemy omlet z parówkami i tostami. To chyba standard, bo na innych wyspach podają to samo. Cóż, po tygodniu można mieć dość, ale my nie narzekamy, bo wiemy, że obiad i kolacja z pewnością nam to wynagrodzą:) Na obiad Abu serwuje albo grillowaną rybę, albo pieczone udka kurczaka, do tego zawsze ryż przyrządzany raczej na ostro, ziemniaki lub makaron; z warzyw natomiast zawsze jest marchewka… marchewka w przeróżnych wariacjach lub inne duszone warzywa, szczególnie smaczne są buraczki oraz bakłażany z sosem czosnkowym. Na kolację serwowany jest w zasadzie drugi obiad. Zawsze jest zupa, czy to z dyni, soczewicy, czy jabłek oraz ponownie ryba ze wszystkimi dodatkami. Zawsze są też jakieś owoce, arbuzy lub sałatka z jabłek i cebulą, tak… ta kompozycja parę razy się powtarza.

001.JPG 002.JPG

 Tradycyjne malediwskie śniadanko

067.JPG 001.JPG 002.JPG 003.JPG 237.JPG

Nasz “big bos” jest tak miły, że przyrządza nam także świeżą ośmiornicę. Gotujemy ją razem z nim. W zasadzie w gotowanie udaje mu się wciągnąć Martynę:)

IMAG0815.jpg

 

Mniam, palce lizać:)

144.JPG

Kuri Inn ma także cennik wycieczek. My mamy wykupiony pakiet całościowy, a więc jedną wycieczkę dziennie według kalendarza. W zasadzie codziennie jeździmy na bezludne wyspy, raz jednak przedpołudnie spędzamy na sąsiedniej wyspie Mahibadhoo, która jest stolicą atolu; raz dajemy się także skusić na łowienie ryb o zachodzie słońca, co kosztuje 15$ od osoby. Jak już pisałam w jednym z poprzednich postów istnieją trzy bezludne wyspy oraz kilka tzw. sandabanks w pobliżu Omadhoo, gdzie można snurkować, pływać w turkusowej wodzie oraz wygrzewać się na białym piaseczku. Na życzenie właściciele mogą zorganizować kolację na jednej z takich wysp, a dokładniej grilla ze świeżo złowionych ryb. W cenniku są również inne wycieczki, takie jak obserwowanie delfinów, nurkowanie z rekinami, wielorybami i mantami, nocne snurkowanie, nurkowanie dla początkujących, jak i doświadczonych nurków, czy łowienie ryb o wschodzie słońca. Dokładnego cennika wycieczek nie pamiętam, jednak cena za oglądanie mant czy delfinów zawsze zależy od ceny wynajęcia łódki. Większa kosztuje ok. 400$.
Kuri Inn oferuje również wycieczkę do resortu na jeden dzień. Płaci się za wynajęcie łódki, czyli ok. 400$ plus wydatek na obiad lub kolacje podczas pobytu, czyli ok. 100$, zatem ostateczna cena zależy od ilości osób. Resort, który można odwiedzić to Maafushivaru. Zazwyczaj dla gości z Kuri Inn rezerwowany jest domek, w którym kucharz urządza swoje ‘show’ i na oczach gości gotuje wszystkie dania. Czasami można również trafić na wieczory tematyczne lub pokazy tańców malediwskich. My jednak nie mamy tyle szczęścia, gdyż w czasie naszego pobytu resort ma pełne obłożenie i nie przyjmuje gości spoza swojej wyspy.
ŁOWIENIE RYB to niezła zabawa. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, a już na pewno nie w tak pięknej scenerii… o zachodzie słońca gdzieś na Ocenie Indyjskim. Ok. 17:30 wypływamy na otwarte wody i zarzucamy kotwicę. Technika połowu nie jest bardzo skomplikowana. Dostajemy szpule z żyłką i z zamocowanym na niej haczykiem. Arif ma całe wiadro przygotowanej przynęty, nie są to żadne robaki, a małe kawałeczki ryb. Tak, szerzy się tu kanibalizm:) Żyłkę trzeba spuścić do samego dna i potem podciągnąć kilka metrów do góry. Tylko jak wyczuć dno? Powinno poczuć się małe stuknięcie, jednak przy falującej wodzie dla kogoś bez doświadczenia jest to bardzo trudne. Wiemy jednak, iż jest tu ok. 3 metrów głębokości, a zatem odliczamy sobie po kawałku spuszczanej żyłki. Teraz trzeba już tylko czekać na szarpnięcie i potem mocno ciągnąć żyłkę do góry, bo nawet małe rybki są bardzo silne i mocno się rzucają. Muszę przyznać, że malediwskie ryby są całkiem sprytne. Potrafią całkowicie wyczyścić haczyk z przynęty i popłynąć sobie dalej, czuć tylko małe szarpnięcia, kiedy podgryzają przyczepione jedzonko. Jednak nie odpływamy z gołymi rękami, udaje się nam złowić kilka ładnych sztuk.
215.JPG

Michał cierpliwie czeka na zdobycz:)

217.JPG

 Zarzucamy żyłkę, może tym razem któraś się nabierze

219.JPG

Jest! Martyna, nasza fisherwoman:)

225.JPG

Nasza zdobycz

228.JPG

Największą rybę złowiłam ja:)

To teraz trochę o WPADKACH i BRAKU ORGANIZACJI, jaki nas spotkał.

  • Przed przyjazdem nikt się z nami nie skontaktował, żeby uzgodnić miejsce odbioru po przylocie. Wysłałam maila do Kamili, nie odpisała. Dopiero interwencja u Rakiego, naszego pośrednika, przyniosła odzew.
  • W związku z brakiem kontaktu ze strony guesthouse’u, postanowiłam zajrzeć na strony internetowe i jak się okazało, strona internetowa kwaterki oraz fun page na Facebooku zniknęły i to akurat na chwilkę przed naszym wyjazdem. Dziwne, prawda? Kiedy wreszcie Kamila odpisała, otrzymaliśmy informację, że strony są zmieniane, gdyż będzie nowe logo.
  • Po dotarciu na miejsce faktura wystawiona przez Kamilę opiewała na wyższą kwotę niż ta wystawione przez pośrednika, nie uwzględniała zaliczki. Oczywiście, korekta została naniesiona, ale Kamila była zdziwiona, że Raki dał nam rabat.
  • Wycieczki na bezludne wyspy miały być całodzienne, a zostaliśmy poinformowani, że tylko pół dnia wchodzi w grę.
  • Tempo przy snorkelingu było nieco za szybkie, nikt nie spytał, czy robiliśmy to już wcześniej.
  • Drugiego dnia popłynęliśmy na wsypę bez cienia, ale okazało się, że ktoś tam już był i nie życzył sobie naszej obecności. Musieliśmy się przenieść na inną wyspę, na szczęście była wolna.
  • Trzeciego dnia zdecydowaliśmy się zwiedzić sąsiednią wyspę, po pierwsze potrzebowaliśmy bankomatu (a tam był), po drugie ciekawi byliśmy życia na innej wyspie. Pytaliśmy, czy można to połączyć z Desert Island, na co dostaliśmy odpowiedź, że nie ma żadnej w okolicy, co jak się okazało było nieprawdą. Nasza wycieczka połączona była z odwiezieniem innej pary gości na prom, co jak podejrzewamy było wcześniej skalkulowane.
  • Nurkowanie… Daria zapytała o możliwość nurkowania na samym początku i miało nie być żadnego problemu. Potem jednak okazało się, że jest to niemożliwe, bo Arif wyjeżdża. Po czym po chwili znowu zmiana, po obiedzie może odbyć się sesja, z tym że tak naprawdę byłoby to wciśnięcie nurkowania między obiadem a łowieniem ryb, czyli de facto trwałoby to 2 godziny. Normalnie jedna sesja trwa pół dnia.
  • Ciągle negocjowaliśmy w sprawie całego dnia na bezludnej wyspie i w końcu uzgodniliśmy, że będzie to możliwe w dzień, w którym na kwaterce będzie tylko nasza czwórka (para Łotyszów wyjechała, a nowi goście mieli przyjechać za jeden dzień). Sama Tanja nam to zaproponowała, po czym wieczorem okazało się, że jednak nie ma takiej opcji, bo nowi goście przyjeżdżają ok. 14:00.
  • Umówiliśmy się zatem, że kolejnego dnia wyruszymy o godzinę wcześniej, aby przedłużyć pobyt na wyspie. Wyjazd miałby być o 9:00. Przyszliśmy do przystani, ale Arifa nie było, nie pojawił się, nie zostawił informacji, na jaką wyspę mamy jechać, telefonu też nie odbierał. Wody mineralnej również nie było, co sami zauważyliśmy i o co się upomnieliśmy Okazało się, że wszystkie ‘desert islands’ są zajęte. Trwało to ponad pół godzinny, zanim dostaliśmy jakąś propozycję, a mianowicie albo płyniemy na zaśmieconą wyspę, albo sprawdzimy, czy po południu jest jakaś wolna, jednak popołudniowy wyjazd możliwy byłby dopiero o 14:30. Wybraliśmy więc wyspę używaną przez miejscowych i rzeczywiście była zaśmiecona, jednak znalazł się tam czysty cypelek z przepiękną laguną.
  • Jak się okazało kolejnego dnia, i w zasadzie do końca pobytu dostępna będzie tylko zaśmiecona wyspa, a tej wyspy nie ma przecież w ofercie guesthouse’u. Tego już było za dużo. Sprawę zgłosiliśmy do Rakiego, naszego pośrednika, jednocześnie dyskutując z właścicielem kwaterki. Poskutkowało:)
Powyższa lista wydaje się być bardzo długa i może odstraszać. Jednak wpadki te nie rzutowały aż tak bardzo na nasze wrażenia. Na początku byliśmy rozczarowani i może nawet trochę zdenerwowani. Po interwencji u pośrednika i rozmowie z właścicielem, zaczęliśmy rozumieć, skąd te problemy się wzięły. Adhunan wytłumaczył nam całą sytuację z kłopotami z ‘top managementem’:) Kamila nie pracowała już dla Kuri Inn, Arif też odchodził, więc nic dziwnego, że im już tak bardzo nie zależało na pozytywnym wrażeniu.  Okazało się, że Adhunan buduje drugi guesthouse i za kilka miesięcy ma zamiar wystartować pod nowym szyldem. Obecnie poszukuje menedżera z Europy oraz instruktora nurkowania, więc jeśli ktoś chętny, dam namiar:) Mieliśmy okazję przetestować także nowo nabyty rower wodny:)
023.JPG 029.JPG 032.JPG 040.JPG

Co do końcówki pobytu, Adhunan się postarał i udało się spędzić ostatnie dni na Fenfushi, a Michał z Martyną byli także na Dhigiri. Poza tym dostaliśmy od niego małe upominki z jego sklepu z pamiątkami, a także prezent na pożegnanie. Ostatniego wieczoru Adhunan wraz ze swoja ekipą  urządzili nam fantastyczną kolację niespodziankę, pożegnalnego grilla:)

266.JPG

 Kokosowa rozpałka

271.JPG 275.JPG 283.JPG 293.JPG 296.JPG 302.JPG

 Abu, nasz kucharz

Złe wrażenie zostało zatarte i kiedy przyszło odjeżdżać łezka naprawdę się zakręciła. Pobyt był naprawdę fantastyczny, przepiękne miejsce i bardzo mili gościnni ludzie. Z niecierpliwością czekam na otwarcie nowych kwaterek na Omadhoo i mocno kibicuję chłopakom, żeby wszystko się udało po ich myśli. Jesteśmy w kontakcie, więc mam nadzieję, że wieści będą napływać na bieżąco.

3 komentarze

  • Wanda

    Cześć ja również maiłam okazję w tym roku na przełomie marca i kwietnia odwiedzić piękną wyspę Omadhoo. Jeżeli chcecie poznać prawdziwe Malediwy i zobaczyć raj na ziemi to gorąco polecam to miejsce. My również postanowiliśmy wyruszyć to tego pięknego kraju na własną rękę. Poznać kraj to poznać ludzi, którzy tam mieszkają ich zwyczaje, otaczająca ich przyrodę i tego właśnie można doświadczyć na Omadhoo. Kurii Inn to cudowny pensjonat w którym czujesz się jak w resorcie…cudowna opieka właścicieli rewelacyjny kucharz oraz obsługa bardzo dyskretna ale zawsze czuwająca. Bardzo dbają o swoich gości jak również o czystość. Gorąco polecam Wanda.

  • Paola

    hej super blog, bardzo chetnie przeczytalam kazde zdanie i bardzo mi pomoglo. Ja wlasnie zarezerwowalam bilety oraz guesthouse Kuri Inn na marzec 2016, bedziemy tam calutkie 2 tygodnie 🙂 Mam jednak pytanie w zwiazku z tym ze nigdzie takowych informacjii znalezc nie moge. Mianowicie jak wyglada sprawa z wyzywieniem i wycieczkami? My wg bookingu mamy w cenie tylko sniadanie, i teraz moje pytanie czy jest mozliwosc gotowania tam?podobno jest dostepny grill do dyspozycji? Jak wyglada cenowo wyzywienie hotelowe? moze nie koniecznie full ale np sniadanie i kolacja? no i wycieczki, moze nie koniecznie codziennie ale powiedzmy kilka razy chcieli bysmy wybrac sie na bezludna wyspe, lub obejrzec delfiny lub romantyczna kolacje na plazy 🙂 bylabym bardzo bardzo wdzieczna za wszelkie info! Pozdrawiam Paola

    • celwpodrozy

      Cześć Paola, bankomatu nie ma niestety. Jest na pobliskiej Mahibadhoo. Co do wyżywienia i cen wycieczek, napisz proszę bezpośrednio do Kuri Inn, oni udzielą Ci na pewno szczegółowych informacji. Kiedy ja tam była, wyżywienie miałam w cenie, więc nie interesowałam się cenami posiłków. Od tamtej pory zmienił się też właściciel i pewnie wygląda to inaczej. Kuchni, w której goście mogliby sobie gotować, nie było, Był za to kucharz, który gotował dla gości. Co do sklepów spożywczych to są, coś tam można kupić, ale asortyment średni. Wycieczki też miałam w cenie pobytu. Akurat wtedy wykupiłam cały pakiet przez pośrednika i o nic nie musiałam się już martwić. Możesz powołać się na mnie, może uda się coś wynegocjować:)

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *