Jak dojechać do Ali Sadr
Azja,  Hamadan,  Iran

Ali Sadr, cud natury na wyłączność

Z południa Iranu ruszamy prosto na północ, no prawie prosto, bo najpierw musimy wrócić do Teheranu, by potem odbić na zachód i dotrzeć do Hamadanu. A po co to wszystko, po co przemierzać tyle kilometrów, zarywając nockę? Po to, by zobaczyć najdłuższą wodną jaskinię świata Ali Sadr. Każdy, kto tam dotarł, twierdzi, że warto, a mnie na takie eskapady dwa razy namawiać nie trzeba. Ali Sadr położona jest około 70 km na północ od Hamadanu, rocznie odwiedzana jest podobno przez tysiące turystów, ciężko w to uwierzyć, bo w momencie, kiedy tam docieramy, tłumów brak, to kolejne miejsce w Iranie, które mamy na wyłączność.

Z Jazd do Teheranu jedziemy pociągiem, mamy więc okazję zobaczyć, jak funkcjonuje irańska kolej. Jesteśmy pod wrażeniem. Trzeba pamiętać, że bilet na pociąg w Iranie należy zakupić z przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem (o tym, jak zarezerwować bilet przeczytacie tu, link do strony irańskich kolei Iranrail znajdziecie tu). My mamy szczęście, dostajemy ostatnie miejsca cztery dni przed podróżą, bilety kupujemy na wyspie Keszm, bilet kosztuje 390 000 riali (50 zł). Dworzec kolejowym w Jazd niczym szczególnym się nie wyróżnia, natomiast wyjście na peron możliwe jest dopiero wtedy, gdy skład zostanie podstawiony, a z głośników popłynie komunikat o możliwości wejścia do środka. Z Jazd odjeżdżamy o 15:50, podróż ma trwać pięć i pół godziny godziny, co jest najszybszym połączeniem na tej trasie.

Yazd Railway Station3366

POCIĄGI W IRANIE

Wagony w środku wyglądają bardzo nowocześnie i komfortowo. Siadamy naprzeciwko dwóch młodych mężczyzn, którzy od razu zasypują nas serią pytań, nie da się ukryć, że swoją obecnością wzbudzamy niemałe poruszenie. I kiedy już rozmowa się rozkręca, zjawia się pan konduktor i przesadza panów o kilka miejsc dalej, a naprzeciwko nas siada starsza pani, która, jak się potem okaże, przez całą podróż będzie próbowała umilić nam czas różnymi opowieściami swoją łamaną angielszczyzną, czym także przyciągnie uwagę wszystkich pasażerów. Dowiemy się o jej dolegliwościach, opowie o rodzinie, rozpakuje swoje torby, by pochwalić się prezentami, jakie wiezie do domu. Do tego zgarnie kilka kartoników z poczęstunkiem. Przez całą podróż pan konduktor sprawdza co jakiś czas, czy u nas wszystko w porządku, co jest miłym zaskoczeniem. Pięć godzin mija bardzo szybko i oto znowu jesteśmy w Teheranie.

Iran train

TERMINAL ZACHODNI W TEHERANIE

Z dworca kolejowego musimy dostać się na Terminal Zachodni (Terminal-e Gharb), z którego odjeżdżają autobusy do Hamadanu. Oczywiście rozglądamy się za taksówką, której znalezienie w tym przypadku nie jest takie proste. Panowie taksówkarze usilni próbują nas przekonać, że powinnyśmy jechać gdzie indziej. My jednak obstajemy przy swoim i w końcu po ustaleniu ceny ruszamy w dalszą drogę. Przejazd taksówką kosztuje 250 000 riali. Zachodni Dworzec Autobusowy wygląda nieco inaczej niż ten, z którego odjeżdżałyśmy do Kom, a przynajmniej robi zupełnie inne wrażenie. Pełno tu podejrzanych typków i cały czas mam wrażenie, że zaraz ktoś będzie mnie nagabywał, bo ciągle czuję czyjś wzrok na sobie. Być może to tylko takie wrażenie, a mój wrodzony ostrzegacz włączył się bez powodu, bo tak naprawdę nic złego się nie dzieje.

Pierwsza rzecz, którą robimy, to oczywiście zakup biletu, bez wahania decydujemy się na autobus VIP, bilet kosztuje 270 000 riali, podróż ma trwać 3 godziny i 50 minut. Zatem wygląda na to, że do Hamadanu dojedziemy bardzo wczesnym rankiem. I tak się dzieje, w zasadzie jest to jeszcze ciemna noc. Jak się okazuje autobus nie wjeżdża do miasta, tylko zatrzymuje się gdzieś na obrzeżach. Zaspane powoli opuszczamy pojazd i widzimy, że znajdujemy się w szczerym polu, gdzieś pośrodku niczego. I nagle nie wiadomo skąd z ciemności wyłaniają się panowie taksówkarze, obstępując nas z każdej strony przekrzykują się nawzajem, by przebić ofertę konkurenta. W całym tym zamieszaniu udaje się ustalić cenę i w końcu ruszamy w poszukiwaniu jakiegoś hostelu. Jest 3:00 nad ranem, jesteśmy padnięte, nie ma więc mowy, by przeczekać gdzieś na dworcu. Tym razem rezerwacji brak, posiłkujemy się więc przewodnikiem LP. Coś taniego nawet jest, jednak nie pod tym adresem, jaki podany jest w przewodniku.

Pan kierowca krąży i krąży, ciemno, na ulicach ni żywej duszy, wszystko pozamykane na cztery spusty. W końcu zatrzymujemy się w pobliżu głównego placu przy drzwiach, sugerujących jakąś noclegownię. I rzeczywiście jest to hostel, pan taksówkarz odprowadza nas pod same drzwi i upewnia się, że dostaniemy tu pokój. Właściciel jest całkiem miły, nie ma nam za złe tak wczesnej pobudki. To najtańsze miejsce, w jakim przyszło nam spać podczas podróży po Iranie. Standard odpowiada cenie, widać, że to miejsce swoje lata świetności ma już dawno za sobą (jeśli takowe kiedykolwiek były), niemniej jest w miarę czysto. Dostajemy ogromny pokój pięcioosobowy zaraz przy wspólnej łazience. Płacimy 390 000 riali (50 zł) za noc bez śniadania. Ta noc trwa bardzo krótko, bo przecież spać kładziemy się już nad ranem.

3376
Mina Kingi mówi sama za siebie:)

DOJAZD DO ALI SADR

Następnego dnia plan jest taki, by jak najszybciej dostać się do Ali Sadr, a dopiero potem ewentualnie zobaczyć miasto. Jaskinia leży 68 km od Hamadanu, trzeba więc zorganizować jakiś transport. Wiemy, że z Hamadanu jeżdżą tam busiki, a bilet kosztuje grosze. Po wyjściu z hostelu dostajemy lekkiego szoku, bo oto zupełnie opustoszałe ulice zamieniają się w gwarne miejsce, tętniące życiem. Od razu wzbudzamy zainteresowanie miejscowych, bo jak się potem okaże, widok turysty w Hamadanie, należy do rzadkości. Wykorzystujemy więc okazję i pytamy o dworzec z busikami. Młody mężczyzna nie do końca wie, o co nam chodzi, dzwoni więc do kolegi, a w międzyczasie dołączają do niego inni mężczyźni i tak oto, znowu zostajemy otoczone przez wianuszek Irańczyków, którzy wykazują niesamowite zaangażowanie, by pomóc dwóm zagubionych turystkom. Ostatecznie wsiadamy do taksówki, która zabiera nas na owy dworzec (przejazd kosztuje 50 000 riali, czyli 6 zł) i tam krążymy w poszukiwaniu busika. Jest! Zadowolone, że misja zakończyła się sukcesem, pakujemy się do środka. Po chwili zaczynają wsiadać inni pasażerowie, niemniej zanim ruszymy minie dokładnie 50 minut, busy kursują co godzinę. Podróż trwa półtorej godziny, wysiąść trzeba na ostatnim przystanki, zresztą pan kierowca nas o tym poinformuje. Bilet kosztuje 25 000 riali czyli jakieś 3 zł. Odjeżdżamy o 11:00.

Hamadan Iran3383
3384

BILET WSTĘPU DO ALI SADR

Bilet wstępu do Ali Sadr nie należy do najtańszych, kosztuje bowiem 25$ lub 700 000 riali. Cena wysoka, niemniej to, co zobaczymy, jest warte tej ceny. Wejście nie jest zbyt dobrze oznaczone, od razu udajemy się do głównego budynku, po czym okazuje się, że kasa znajduje się wcześniej po lewej stronie. Jesteśmy troszkę zdezorientowane, bo teren świeci pustkami i wygląda, jakby nikt tu nie zaglądał. Ostatecznie z biletami wchodzimy do środka i zostajemy skierowane do małej przystani z łódkami.

33933394

ZWIEDZANIE ALI SADR

Ali Sadr to największa wodna jaskinia na świecie, zwiedza się ją, płynąc łódką przyczepioną do rowerka wodnego. Na niektórych odcinkach ustawiono małe platformy, dzięki którym kawałek trasy można pokonać na piechotę. Jaskinia jest bardzo stara, znalezione w niej starożytne dzieła sztuki pochodzą aż sprzed 12 000 lat. Na ścianach zaś można również zobaczyć rysunki skalne, przedstawiające zwierzęta, sceny polowań, misy oraz łuki. Wskazują one na zamieszkiwanie jaskini przez człowieka pierwotnego. O jaskini wiedziano w czasach panowania Dariusza I (521-485 p.n.e.), czego dowodem jest stary napis przy wejściu do tunelu. Niemniej z czasem o niej zapomniano, na nowo została odkryta dopiero w 1963 roku przez Irańskich górali.

Na przystani zostaje nam przydzielony “pan kapitan”, który wskazuje nam naszą łódkę. Jedna osoba może wraz z nim zająć miejsce na rowerku i pomóc mu w pedałowaniu. Miejscówka świetna, bowiem z tej perspektywy widać wszystko jak na dłoni. Niemniej tłoku nie ma, dołącza do nas jeszcze irańska para i we czwórkę ruszamy w głąb jaskini.

Ali Sadr

Wrażenie jest niesamowite, to prawdziwy cud natury! Nacieki skalne, ich przeróżne formy, stalaktyty, stalagmity i to wszystko dodatkowo w lustrzanym odbiciu wody, skrzące się w kolorowym podświetleniu, jakie tu zamontowano. Cisza, a w tej ciszy tylko odgłosy spływającej po ścianach wody oraz jej plusk przy pedałowaniu. Od czasu do czasu “pan kapitan” próbuje coś wyjaśnić po angielsku, choć większość opowieści jest jednak w farsi. Po kilkunastu minutach wodnej wycieczki dobijamy do platformy, przy której czeka na nas anglojęzyczny przewodnik.

3550
35213556
3445

Irańska para zostaje w łódce, my natomiast podążamy za przewodnikiem. Nie ma tu nikogo oprócz nas. We trójkę docieramy do głównej i największej komnaty jaskini, która ma aż 40 metrów wysokości. Leży ona na tzw. wyspie, do której prowadzą wszystkie kanały w jaskini. Przestrzeń jest ogromna, na górę prowadzą schody, na samym środku zrobione jest coś w rodzaju tarasu.

3493
Ali Sadr big chamber

Z głównej komnaty do miejsca, gdzie ma czekać na nas łódka, wracamy już same. Kinga przyśpiesza i znika gdzieś za kolejną skalną ścianą, a ja zostaję samiuteńka w otoczeniu tego, co Matka Natura tutaj wytworzyła. Z każdym krokiem kształty się zmieniają, ta sama ściana wygląda już zupełnie inaczej, przez co zatrzymuję się co kilka sekund, by chłonąć te wszystkie widoki.

3539
35343528
35233520
Ali Sadr Cave

W drodze powrotnej zasiadam koło naszego pana kierowcy i stwierdzam, że pedałowanie wcale nie jest ciężkie, z pewnością warto się poświęcić dla takiej perspektywy. Jaskinia robi na mnie ogromne wrażenie. Zapewne także przez brak tłumów, przez to, że można mieć ten kawałek piękna tylko dla siebie. Po wycieczce udajemy się jeszcze do knajpki obok głównego budynku, bowiem na dworze rozpętała się burza. Zamawiamy obiad w postaci kebaba i czekamy aż ulewa przejdzie.

SPACER PO HAMADANIE

Powrót do Hamadanu nie jest już tak prosty. Okazuje się, że o tej porze busy już nie kursują i jedyną opcją jest podróż taksówką. Tylko gdzie ją znaleźć? W końcu poprzez pocztę pantoflową udaje się namierzyć pana taksówkarza, który o dziwo, nie ma tu żadnej konkurencji, może więc windować ceny jak chce. Nie mamy więc wyjścia i zgadzamy się na 300 000 riali (37 zł), choć powinno być 200 000. Po powrocie do Hamadanu udajemy się jeszcze na krótki spacer po mieście, w zasadzie zagłębiamy się w uliczne targowisko, bo nic innego ciekawego nie pojawia się na horyzoncie.

3616
36193628
36183620
36213625

Po zakupach udajemy się już prosto do hostelu, zabieramy plecaki i próbujemy namierzyć jedną z agencji turystycznych, w której chcemy kupić bilet do Tabrizu. Przewodnik LP podaje kilka adresów przy rondzie, przy którym mieszkamy, niemniej nijak nie możemy namierzyć kierunku. I gdy tak stoimy na ulicy z przewodnikiem w ręku, próbując rozszyfrować małą mapkę, podchodzi do nas jeden Irańczyk, potem następny i następny, i znowu zostajemy otoczone przez rosłych mężczyzn z wąsem. Naprawdę bardzo chcą pomóc, jednak po angielsku ni w ząb, więc do porozumienia dojść nie możemy.

Nagle z tłumu wyłania się niewysoka dziewczyna, która ku naszemu zaskoczeniu, płynnym angielskim tłumaczy, co i jak. Razem z nami udaje się do agencji, by pomóc nam w zakupie biletu. Niestety wszystkie miejsca są już wyprzedane, jedyna szansa to sprawdzenie w kasach na dworcu. Dziewczyna bez wahania zamawia taksówkę i zawozi nas na dworzec. W międzyczasie odwołuje umówione spotkanie, bo przecież oto spotkała dwie turystki i nie może ich zostawić bez pomocy! Na szczęściu na dworcu udaje się nam nabyć bilety, a jako że autobus odjeżdża bardzo późnym wieczorem, Razi zaprasza nas do siebie do domu. Tym razem zaproszenie przyjmujemy.

W domu poznajemy jej mamę oraz siostrę oraz zostajemy miło ugoszczone. Razi dzwoni jeszcze do swojego przyjaciela i wysyła go po małe prezenty dla nas! Kolega wraca po jakimś czasie i o dziwo, nie zostaje zaproszony do środka. Jak się okazuje, to całkiem normalne, bo gdyby tu przyszedł wszystkie kobiety w domu musiałby założyć hidżab, a nie mają na to ochoty. Biedny chłopak czeka więc kilka godzin w samochodzie, po czym odwozi nas na dworzec. Zarówno on, jak i Razi, upewniają się, że mamy miejsca w autobusie, po czym proszę kierowcę, by pamiętał, gdzie mamy wysiąść. Tak wygląda irańska gościnność! Tak naprawdę jesteśmy w szoku, nigdy wcześniej takiej życzliwości w podróży nie doświadczyłam.

Hamadan Razi

Termin: październik 2015

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *